Wywiad z Kubą, Darkiem i Michałem „Świstakiem”, muzykami ETERNAL TEAR, przeprowadzony przed koncertem „Norblin za bramą dźwięku doom/death metal”. Muzeum Przemysłu – Dawna Fabryka Norblina, ul. Żelazna 51/53, róg Prostej, w Warszawie, w dniu 26 X 2002 roku (sobota).
Z chłopakami umawiałem się od miesiąca, i wciąż jakiś pech uniemożliwiał mi realizację tego wywiadu. A to odległość, a to obłożenie terminami, a to zły stan zdrowia Darka, który dzielnie w sobotę już kuśtykał o kulach. Na koncert miałem także w ogóle nie dojechać, ale nagle niebiosa przejaśniły się i znalazłem transport. Jak już znaleźliśmy się na miejscu, odnaleźliśmy się i usiedliśmy w jakimś względnie cichym miejscu, kolejna tragedia. Wyczerpały mi się baterie do dyktafonu. Więc znowu w samochód i do jakiegoś otwartego o tej porze sklepu. Kiedy wróciłem, miałem tylko ok. kwadransa na rozmowę. Na żywo ostatni przedpremierowy oficjalny wywiad z zespołem, który na dniach ma promować swoją nową płytę „…Inside”. Prawdopodobnie, kiedy będziecie czytać ten wywiad, ich płyta będzie już do kupienia w porządnych sklepach muzycznych.
Cześć Eternalom! Zgodzicie się na wywiad dla webzina Metal Centre?
Darek: Cześć Adamie!
Czy możecie przedstawić nam skład zespołu? Czy były jakieś zmiany i jak długo ze sobą gracie?
Kuba: Zespół stworzyliśmy we trzech – basista, perkusista i gitarzysta, czyli ja, czyli innymi słowy Piotrek, Marek, Kuba. Znaliśmy się z działalności w innym speedmetalowym zespole, grającym po szyldem Krucyfix. Od pewnego momentu zaczęliśmy grać dwutorowo, równolegle i w Krucyfiksie i w Eternal Tear. Czasami nawet graliśmy razem koncerty zaraz po sobie jednego wieczoru. Początek działalności to zdaje się rok 1996, ale już nie pamiętam dokładnie. Gdy zaczęliśmy w końcu szukać drugiego gitarzysty, dołączył do nas Michał, którego znaliśmy, bo jeździł z nami na koncerty. Po jakimś czasie znowu chcieliśmy coś zmienić i zaczęliśmy szukać kogoś, kto by grał na klawiszach, bo wiedzieliśmy, że jest nam to potrzebne. Akurat tam gdzie my graliśmy, grał próby Darek z zespołem Usque Ad Mortem.
Darek: To był zespół grający black doom.
Stereotypowe pytanie. Dlaczego przybraliście nazwę Eternal Tear?
Kuba: Trzeba spojrzeć dookoła siebie i wystarczy… Tak szczerze mówiąc to bardzo lubimy Anathemę, i to słychać. Na ich pierwszej płycie wyczytałem coś takiego i bardzo mi się to spodobało.
A grywacie czasem na żywo jakieś covery Anathemy?
Darek: Nie, zasadniczo już nie grywamy żadnych coverów na koncertach.
Świstak: Chociaż kiedyś wykonywaliśmy „Paranoid” Black Sabbath
Jak wam się wydaje, jak ewoluowaliście muzycznie od początków założenia Eternal Tear?
Kuba: Przede wszystkim zaczynaliśmy w składzie trzyosobowym. To ogranicza pewne możliwości, które daje nam obecnie druga gitara Michała i klawisze Darka. Od początku staraliśmy się we trzech wyrazić muzyką takie stany jak ból czy smutek. Początkowo były to naprawdę długie numery, straszliwie wolne; niektóre miały nawet po 12 minut, a jeden miał nawet 16 minut. Z tego repertuaru, który tworzyliśmy jeszcze grając we trzech, zostały wydane zaledwie dwa numery: Vale of Tears i Thorn of Sadness oficjalnie i Kłamstwo na demówce…
Darek: Tak, ale ten kilkunastominutowy utwór to jeszcze czasy przed „Embrionem”
Kuba: No tak. Wcześniej graliśmy dużo wolniej starając się nie powtarzać żadnych riffów. Graliśmy kawałek 12-minutowy bez żadnych powtórzeń, bez refrenów. Później uprościliśmy komponowanie struktury utworów.
Tworzyliście muzykę bezriffową? Muszę przyznać, że brzmi to intrygująco…
Kuba: Nie dokładnie o to chodzi. Korzystaliśmy z riffu, ale nie powtarzaliśmy schematycznie tego samo w trakcie grania utworu. Ale później, kiedy już zaczął grać z nami drugi gitarzysta Michał, przearanżowaliśmy wszystko i zaczęliśmy tworzyć nowe rzeczy. I od tamtej pory gramy tak, jak dziś będziecie mogli usłyszeć. Muzykę najłatwiej określić doomem, ale już z elementami muzyki death.
Czy zgodzicie się z takim poglądem, że sztuka piękna i smutna nie potrzebuje opisów i tłumaczeń, tylko po prostu trafia…, albo i nie…
Darek: Ja mogę przytoczyć wypowiedź Hammisha z My Dying Bride, bo kiedyś miał on podobne pytanie, a ja się całkowicie podpisuję pod tym, co odpowiedział. Rzekł on, iż dusza ludzka ma niewyobrażalną i nieskończoną pojemność, jeśli chodzi o miłość i smutek, i w związku z tym można ją eksplorować i zawsze tam coś znaleźć ciekawego. I my znajdujemy.
Chcę od was wyciągnąć odpowiedź, dlaczego warto grzebać w smutku? Dlaczego was to fascynuje? Bo wydaje mi się, że gdyby mnie ktoś o to zapytał, dlaczego interesuje mnie smutek, to bym to jakoś wiedział…
Kuba: Ja ci odpowiem, że ja nie wiem, czy nas smutek interesuje. My go wyrażamy w naszej muzyce.
Darek: Lepiej grać, niż się ciąć chyba, nie?
Kuba: My nie siedzimy w domu i nie szukamy smutnych rzeczy, kto zginął, gdzie coś tam się w świecie wydarzyło paskudnego. My jesteśmy wesołymi ludźmi, a smutek rozładowujemy poprzez granie.
A czy zgodzicie się z takim poglądem, że sztuka może być wesoła, tyle że wtedy przestaje być sztuką ambitną?
Kuba: Trudne pytanie.
Darek: Ja muszę powiedzieć, że się z tym nie zgadzam. Oczywiście, że może być wesoła, tylko że… może nie w naszym przypadku. Są ludzie, którzy pewnie tworzą pod wpływem radości. Tworzysz pod wpływem jakiejś potrzeby i emocji. Jeżeli twoją emocją, która Cię napędza, jest radość, to jest w porządku.
Ale przecież dzieło i tak opuszcza artystę i żyje własnym życiem, a kiedy dociera do odbiorcy, on przynajmniej w naszych czasach – niestety – nie interesuje się motywami artysty. Utwór traktuje jak towar. Nagrany pod wpływem radości smutny numer publiczność potraktuje jako po prostu wolną, dołującą piosenkę. Będzie odbierać głównie smutek. Może zdarzyć się czasem natomiast, że niektórzy zastanawiać się będą, dlaczego ów smutek chcecie przekazać.
Darek: Nie myślę w tych kategoriach, gdyż nie jest moim celem smutek przekazywać, ale by wyładować smutek. Z siebie. Taka drobna różnica.
Kuba: Przy naszej muzyce, wiesz, jakoś nie widzę, żeby ludzie na koncertach leżeli i płakali…
Dobrze odbiłeś piłeczkę, muszę powiedzieć, że podoba mi się taka odpowiedź. Przejdźmy do takiego tematu. Czy możecie powiedzieć po parę słów o pozycjach z waszej dyskografii?
Kuba: Lista jest stosunkowo krótka. W roku 2000 nagraliśmy, a w 2001 wydaliśmy krążek „Embrion”. W zasadzie w roku 2000 pierwszy raz weszliśmy do studia. Nagraliśmy wówczas materiał demo – 46 minut materiału.
Wiemy o waszym zacięciu do pisania nie tylko angielskojęzycznych numerów i, że także śpiewacie w ojczystym języku.
Kuba: Tak znalazło to odbicie także na owym demo, gdzie utworów było pół na pół: 3 utwory polskie i 3 anglojęzyczne. Zanim zaczęliśmy to rozsyłać gdziekolwiek, zadzwonił do nas Mittloff i powiedział, że chciałby to wydać. Tylko, że jedynym warunkiem na wydanie było to, że na albumie zostaną zamieszczone tylko anglojęzyczne kompozycje.
Darek: Dokładniej 3 śpiewane po angielsku oraz 2 instrumentalne.
Kuba: Tak to zostało wypuszczone. Materiał trwa 25 minut. Nosi tytuł „Embrion” i traktujemy go jako mini album, tak samo jak teraz zaczął traktować to Mittloff. Został wydany przez jego Apocalypse Production.
A żałujecie, że nie ma tych polskich numerów?
Kuba: Żałujemy, ale oczywiście jak ktoś się do nas zgłosi, możemy mu je jakąś drogą udostępnić, cześć zresztą pojawiła się na różnych składankach.
Pytam o nie, bo czytałem bardzo pozytywne opinie o tych numerach i wiem z autopsji, że można przynajmniej jeden z nich ściągnąć z waszej strony w internecie www.eternaltear.metal.pl, tylko trochę on waży, trwa chyba około 8 minut.
Kuba: Mówisz chyba o „Wodospadzie smutnych łez”? Tak trwa ok. 7-8 minut, ale tak wtedy graliśmy.
Darek: Jak dobrze pamiętam, to na składance „Nad brzegami czasu”, na pierwszej części znajduje się nasz utwór „Nad grobem”. Można ją jeszcze gdzieniegdzie zdobyć.
28 października to data premiery nowej płyty…
Kuba: Nie chcemy zapeszać, ponieważ premiera była już przesunięta o parę dni w stosunku do pierwotnych założeń. Różne niezależne od nas problemy, np. w druku, spowodowały przesunięcie promocji z dnia 14 X. Ale faktycznie ostatnio mówiło się najwięcej o 28 X. Raczej na pewno odbędzie się już na dniach.
Darek: Ale może powiedzmy parę słów o samej płycie.
Kuba: „…Inside” jest pełną płytą, trwa 43 minuty, zawiera 9 numerów, w tym 6 z bębnami a 3 klawiszowo-gitarowo-wokalne bez bębnów. W tym zestawie znalazł się jeden właśnie polskojęzyczny, taki klawiszowy numer, gdzie śpiewa także Piotrek, nasz basista.
Darek: No i na tej płycie są też już takie smaczki smykowe, których nie było na „Embrionie”…
Jak to? Żywe instrumenty?
Darek: Tak, np. „żywa” wiolonczela i skrzypce. To dość długa historia. Zagrały z nami dziewczyny, które po prostu potrafią, lubią i chcą grać.
Dlaczego tak tajemniczo? Mają jakieś imiona?
Darek: Martyna i Joasia – spotkane zwyczajnie na przystanku. Nie znaliśmy się wcześniej. Zagadaliśmy do nich, coś w tym stylu; „Cześć, widzę że masz wiolonczelę, czy chciałabyś z nami zagrać, bo nam się wiolonczelista wysypał?” a one „OK.” (śmiech)
Kuba: Z ciekawszych instrumentów jest jeszcze lira korbowa, która pojawiła się już na „Embrionie” za sprawą Maćka Cierlickiego. Jest to nasz stały współpracownik, który czasami z nami grywa na koncertach. Znamy go, ponieważ jest on także z Ursusa, skąd i my pochodzimy.
Pamiętam, że Paradise Lost robili także dużo takich rzeczy na płytach, wrzucali wiolonczelę, czy damskie wokale, choć na koncertach jednak tego nie odtwarzali. W pewnym momencie stwierdzili, że to chyba nie ma sensu, jeżeli tego nie można przedstawić na żywo. Czy w związku z tym wy zamierzacie dalej robić takie ciekawostki w studiu, czy też nagracie materiał identyczny z tym co zabrzmi ze sceny?
Kuba: Ja pozwolę sobie odpowiedzieć, że nie są to instrumenty wiodące, dlaczego więc nie mielibyśmy z tego korzystać w studiu? Na płycie znajdziesz sekwencje nie dłuższe niż kilkanaście sekund np. skrzypiec. Może troszkę więcej, ale myślę, że jakoś to bardzo nie zmieni obrazu utworu na koncercie. Jeśli chcesz posłuchać wersji studyjnej włączasz płytę, jeżeli chcesz posłuchać koncertowej, to idziesz na koncert.
Darek: Nasza koncertowa wersja nie różni się przecież tak bardzo. Tym bardziej, że robiliśmy już takie akcje, że graliśmy w składzie z Maćkiem na lirze. On wchodził na scenę, grał, a ludzie stali i… otwierali usta, a dopiero po tym zaczynała się jazda. Maciek zresztą grał nie tylko w „Intrze” ale też i w jednym z naszych utworów w trakcie koncertu.
Kuba: Grał nawet więcej niż w studiu, bo ciągnął z gitarami cały numer.
Darek: W ogóle ta i poprzednia sesja nagraniowa to było dużo radości i dużo zabawy.
A ile czasu nagrywaliście materiał?
Kuba: Nagrywanie moglibyśmy podliczyć, że nam zajęło ok. 48 godzin. ale rozłożonych w czasie na 3 miesiące.
Darek: Wiesz, wszyscy pracują, więc nagrywaliśmy nocami i to nie dlatego, że jesteśmy wszyscy tacy strasznie mroczni, tylko że wtedy mieliśmy czas.
Kuba: Czasami oni byli obłożeni terminami w studiu, czasami my nie mieliśmy czasu, i dlatego to się tak rozciąga.
Czy do materiału nagrywanego na raty ma się większy dystans, więcej obiektywizmu?
Kuba: Tak, tylko wiesz. Nie nagrywaliśmy tego na takiej zasadzie na raty, że jeden nagrał gitarę jedną, tylko stopniowo dogrywaliśmy najpierw perkusję, potem partie basu, potem gitary itd. I to nie było tak, że jeden przyjeżdżał, tylko zawsze przy nagraniu byliśmy wszyscy, cały zespół.
Przy miksie też?
Darek: Tylko przy nagraniu, przy miksie już nie.
Kuba: Nauczyliśmy się z poprzedniego razu, że nie zawsze obecność muzyków wpływa na jakość pozytywną miksu, ponieważ muzycy, którzy siedzą i nic nie robią, mają w ręku jakiś napój chłodzący i to czasami długo trwa.
Darek: Kiedyś była taka sytuacja, przy „Embrionie” jeszcze, że miksowaliśmy razem z Jackiem Melnickim, naszym realizatorem, i powiem Ci, że było wspaniale… było naprawdę wspaniale, dopóki Jacek nie zadzwonił rano i powiedział „Panowie, to jest koszmar”.
Kuba: Oczywiście najlepsza wersja była ta, którą on sam zmiksował w studiu i nikt mu nie przeszkadzał.
Czy było coś takiego, co byście chcieli zmienić od czasów jak zaczęliście grać? Czy żałujecie czegoś, jakiejś decyzji?
Kuba: Generalnie każdy ma jakieś swoje przemyślenia.
Darek: Pewnie masz rację. Kto najpierw odpowie ty czy ja?
Kuba: To może ja najpierw sam za siebie… mogę powiedzieć, że na pierwszym materiale popełniłem parę przeoczeń, nie dopowiedziałem czegoś, albo odwrotnie coś zaśpiewałem. Pozostawiłem takie antysmaczki-niesmaczki, których na szczęście nikt nie zauważa. Z nowszego materiału jestem już bardziej zadowolony. Jacek Melnicki, kiedy robił ten materiał, zawsze pytał się nas, czy mamy jakieś sugestie. Po egzemplarzu z płytą po pierwszym miksie każdy z nas dostał osobną i jak wracaliśmy np. po tygodniu, to mogliśmy okazać Jackowi spisane przez każdego z nas refleksje i uwagi, a on się do nich ustosunkowywał. Uważam, że to była dobra metoda. Mogliśmy w domu osłuchać się z płytą, i na spokojnie, przy herbatce, bez pośpiechu i ciśnienia wszystkie błędy zostały wychwycone i wyeliminowane. Wszystkich miksów razem było trzy i ten trzeci już nam się bardzo podobał.
Darek: Ja powiem z własnego punktu widzenia. Rozwijamy się cały czas. Nabieramy doświadczenia, a w związku z tym, kiedy spoglądamy z dystansu, można było zawsze coś poprawić, inaczej zaaranżować, np. bardziej technicznie, ciekawiej, albo po prostu inaczej. Ale tak patrząc ogólnie to jedyną rzeczą, której bardzo żałuję tak naprawdę jest to, że Piotrek, nasz basista, tak bardzo ograniczył swój śpiew, ponieważ ma on rewelacyjny, rzewny wokal, porównywalny do wokalisty z Anathemy. Naprawdę jest rewelacyjny.
Świstak: Nie uważasz, stary, że on się mógł zrazić po „Embrionie”?
Darek: On się mógł zrazić, naprawdę mógł się zrazić, dlatego że, po tym jak wydawca zatrzymał nam te utwory polskojęzyczne, przestał śpiewać nawet na koncertach. Mi tego trochę brakuje.
Kuba: A są miejsca, w których dwa wokale spokojnie można robić.
A czy dziś będziecie grać materiał z nowej płyty?
Kuba: Tak zagramy jeden utwór z „Embriona” i chcemy przedstawić nasze nowe kompozycje, które są na płycie, która się jeszcze nie ukazała. Słuchałeś nas w Otwocku, więc możemy Ci zdradzić, że i tu podobnie zagramy numer ze starej płyty, tym razem jednak jakiś inny niż wtedy, a następnie przejdziemy do nowego repertuaru. Będzie to dla nas wyzwanie, bo nikt nie zna jeszcze tego materiału.
Świstak: Chyba że z kilku innych koncertów…
Co sądzicie o spinkfloydowieniu muzyki doom? Przykłady? Paradise Lost, Tiamat, Anathema, My Dying Bride, mogę jeszcze wyliczać długo…
Kuba: Nie wiem, dlaczego tak głęboko czerpią. Ja mogę za siebie mówić. Pink Floyd słucham od początków mojego słuchania muzyki w ogóle, ale w naszej muzyce tak za dużo to tych Floydów nie znajdziesz. Ale może chłopakom czegoś zabrakło, albo nagrali kilka płyt metalowych, a teraz chcą popróbować czegoś innego.
Darek: Nie wiem, czemu ty to mieszasz, bo Pink Floyd swoją drogą, a chłopaki swoją drogą. Tiamat to teraz z doomem nie ma wiele wspólnego.
No właśnie, o to mi chodzi, że już nie ma.
Darek: Wiesz Tiamat brzmi zawsze jak Tiamat.
Kuba: Tak bywa. Czasem ludzie z dnia na dzień się zmieniają. Rok temu lubili pić wódkę, teraz tylko piwo. Dzięki temu, że tak się dzieje, nie będziemy musieli słuchać po dzień dzisiejszy płyty „Clouds”, tylko że z innym tytułem. Anathema moim zdaniem ewoluuje. Wiesz mimo wszystko, jeśli chcesz słuchać takiej muzyki, to jest jeszcze mnóstwo zespołów, które grają taką muzykę, jak np. Tiamat na „Clouds”, czy Anathema na „Silent Enigmie”. Jeżeli ktoś słucha tej muzyki, to zostanie przy niej, mam rację? Trzeba też być wyrozumiałym dla tych ludzi.
Darek: Jeżeli zaczynałeś od czegoś, to nie oznacza, że musisz na tym samym zakończyć swoją ewolucję, bo ma ona to do siebie, że prowadzi do zmian, a zmiana…
Kuba: Niektórych boli, niektórych cieszy.
Jak wam się układa współpraca i kontakty z organizatorami koncertów i przeglądów, z klubami?
Kuba: Na przeglądach nie możemy startować, gdyż jest tam taki wymóg, że jak ktoś ma wydaną płytę, to już nie może. Współpraca z klubami nie istnieje. Zazwyczaj koledzy zapraszają, pytają się, czy nie przyjechalibyśmy zagrać, to tylko na tym obecnie polega.
Darek: Wiesz najzwyczajniej wciągamy się na imprezy jeden drugiego, gdzie się da.
Kuba: Czasami jest też tak, że dzwoni do nas wydawca, Mitloff i mówi, że gramy tego i tego dnia, tu i tu, a my jedziemy grać.
A z jakimi zespołami wam się najlepiej grało do tej pory na trasach w Polsce?
Darek: Grało, czy bywało?
Z kim grane koncerty wam się najfajniej wspomina?
Kuba: O, to z tym jest problem, bo nam się każdy koncert fajnie wspomina.
Darek: Jest wieeele różnych wspomnień.
Kuba: Naprawdę trzeba by się było spytać innych, jak się im z nami współpracuje.
Darek: Jak ja wspominam, to zwykle wszyscy są zadowoleni. Wszyscy mamy podobnie ciężką orkę, nie mamy jakichś specjalnych wrogów, ani scysji nigdy nie było. Szanujemy się między zespołami.
Kuba: No właśnie, rozmawialiśmy o tym, przy okazji pytań o smutek. To nie jest tak, że siedzimy wszyscy w autobusie i dołujemy się przed koncertem, a zazwyczaj polega to na tym, że jest tak głośno, że kierowca musi uciszać.
Jak w przedszkolu, tylko więcej wódki… ? (śmiech)
Kuba: Niektórzy ludzie mówią pas, bo ich strasznie brzuch boli od śmiania się z naszych tekstów.
Świstak: Przykład? Jazda do Łodzi z Unnamed. Ich wokalista Bobik nie wytrzymał…
Kuba: Bobik jest osobą bardzo małomówną…
Darek: No taki cichy, spokojny i zamknięty w sobie człowiek…
Kuba: A jak jechaliśmy do Łodzi, to kazał nam się zamykać, bo złapał kontuzję brzucha od śmiania się, i zagroził, że nigdy z nami więcej nie pojedzie, w żartach oczywiście.
(śmiechy, chłopcy przypomnieli sobie parę żartów z wyjazdu, cóż kontynujemy)
Kuba: Najczęściej gramy chyba z Unnamed, z którymi znamy się najdłużej.
Świstak: Na ten koncert w Łodzi Viagra [Piotr, basista zespołu – przyp. emanuel] to zakonnice zaprosił nawet…
Co sądzicie o satanizmie?
Darek: Moje warunki fizyczne nie pozwalają mi na bycie świadomym satanistą, ponieważ jestem za słaby na rozwalanie grobów (śmiechy) [żart z podtekstem, gdyż Darek ma w gipsie nogę].
Świstak: Nie interesuje mnie to.
Jaka u was panuje atmosfera?
Darek: Atmosfera w zespole jest bardzo, bardzo braterska. Nigdy nie ma konfliktów.
Co chcielibyście przekazać za naszym pośrednictwem waszym miłośnikom?
Kuba: Może ja powiem. Zapraszamy na festiwal, który się odbędzie w lipcu 2003 w Węgorzewie, gdyż prawdopodobnie między innymi my będziemy na nim grali.
Darek: Zapraszamy także do Ursusa na koncerty, m.in. 29 XI zagra u nas KAT, którego mamy supportować. To jeszcze nic pewnego, ale…
Kuba: Oczywiście plany mogą ulec zmianom, ale po szczegóły zapraszam na naszą stronę www.eternaltear.metal.pl . Na dzień dzisiejszy KAT odezwał się do Domu Kultury w Ursusie, że bardzo chce zagrać…
A co byście chcieli powiedzieć wszystkim odwiedzającym nasz portal Metal Centre?
Kuba: Żeby częściej odwiedzali ten portal i o nas słyszeli. Albo czytali, na co Cię stać.
Darek: Ja podpisuję się.
Dziękuję za rozmowę.