Czołem Bleyzabel! Zanim rozpoczniemy wywiad, pragnę Ci podziękować za duże zaufanie, jakim obdarzyłeś Metal Centre, powierzając nam swoje dziecko „Demonic Verses (Blessed Are Those Who Kill Jesus)”. Czy już coś wiadomo na temat ewentualnego wydawcy tego materiału? Może próbowaliście się dowiadywać w Conquer Records, albo w Apocalypse Prod. słynnego Mittloffa…?
Witam Emanuel! Na dzień dzisiejszy wiadomo, że nową płytę wyda amerykańska wytwórnia „Baphomet” rec., która wyda nas na cały świat wyłączając wschód i oczywiście Polskę. Na wschodzie wydaniem i promowaniem Nomad zajmie się najprawdopodobniej białoruska wytwórnia „Flaming arts”, ale to nic pewnego na 100%. W Polsce w tej chwili jeszcze nikt nie podjął się wydania naszej płyty i wytwórnie, które wymieniłeś, także nie wykazały zainteresowania. Miejmy jednak nadzieję, że wkrótce to się zmieni i „Demonic verses” będzie płytą ogólnie dostępną.
Szperając po różnych materiałach dotyczących NOMAD znalazłem taką informację, która mnie zastanawia. Otóż podobno kiedy doszedłeś do Nomad, który wówczas grał jako kwartet, objąłeś funkcję drugiego wokalisty… To znaczy kto był tym pierwszym? I jaki był wtedy wasz skład?
Nomad powstał w 1994 roku, chyba we wrześniu, dokładnie nie jestem pewien, ale było to na pewno jesienią. Ówczesny skład Nomad to: Christian voc. (założyciel zespołu)., Marek dr., Herman bas. i Patrick git. Wszyscy doskonale znaliśmy się wcześniej i bywałem u nich na próbach, które mnie jakoś specjalnie nie zachwycały. Po kilku miesiącach, na którejś z prób zaproponowałem członkom zespołu współpracę ze mną i tym samym stworzenie własnego zespołu. Grałem już wcześniej z dwoma muzykami (Herman, Marek) w zespole o nazwie Putrefaction (nagraliśmy nawet reha). Wówczas ktoś wpadł na pomysł bym zasilił Nomad jako drugi wokalista, gdyż to trochę nie miało sensu, a więc tworzenie dwóch zespołów, gdzie zmieniałby się tylko wokalista. Tak też się stało i niestety nie jest do dziś, ponieważ nasz zespół przeszedł już wiele zmian składu, i tak: mamy czwartego perkusistę i trzeciego gitarzystę. Nasz obecny skład to: Patrick git., Herman bas., Nameless git., Domin dr. i Ja voc.
Muszę się przyznać, że nie słyszałem waszego pierwszego demo'96 „Disorder”. Opowiedz dlaczego zdecydowaliście się na wyprawę do Białegostoku, do Salman Studio? Ile nagraliście kawałków, jak można do nich dotrzeć? I jak owe nagrania mają się do tego, co dziś robicie? Jest tam cokolwiek wspólnego?
W 1996 roku nie było tylu studiów nagrań co w dniu dzisiejszym i tym samym niewiele było informacji o jakimkolwiek innym studio. Przyznam szczerze, że sami także zbytnio nie przykładaliśmy do tego aż tak dużej wagi, w jakim studio będziemy nagrywać, w końcu był to nasz pierwszy kontakt ze studiem nagrań i miało to być demo, przy nagrywaniu którego mieliśmy się czegoś o sobie i swojej muzyce dowiedzieć. Studio „Salman” polecili nam dobrzy znajomi z Damnable, którzy nagrywali tam wcześniej swoje demo. Nagranie „Disorder”, to sześć utworów plus dwa intra. Muzyka, którą wówczas nagraliśmy, to początek drogi Nomad, którą kroczymy do dziś i nie odbiega ona daleko od tego, co dzisiaj gramy i tworzymy, na pewno jesteśmy dojrzalsi i mamy większe umiejętności. W przyszłości będziesz mógł posłuchać tych utworów w nowej przearanżowanej formie i mam nadzieję, że docenisz nasz początek grania, jak i to, co znajdzie się na nowej płycie, którą w obecnej chwili powoli tworzymy. Ze zdobyciem dema jest mały problem (sam nie mam kopii), posiadamy gdzieś taśmę matkę tego materiału, ale chcemy zrobić mastering, którego wcześniej nie było i dopiero wówczas rozprowadzać ten materiał, może nawet w formie dodatku do płyty.
Czy zgodzisz się, że to demo wywindowało was całkiem nieźle w górę? Zagraliście wówczas parę koncertów z najbardziej wziętymi polskimi kapelami… Jak było w owych czasach z organizacją koncertów?
Według mnie niewiele się zmieniło w organizowaniu koncertów, nadal są problemy ze zwrotami kosztów i ewentualnym pokryciem opłat za podróż (niektórzy chcieliby sprowadzić zespoły za darmo), jak i samym komfortem odegrania muzyki na scenie. Zdarzały i zdarzają się naprawdę bardzo dobrze zorganizowane koncerty i ludzie, którzy potrafią zadbać o zespół, jego nagłośnienie, pobyt itp., ale są to wyjątki z którymi rzadko spotykaliśmy się przez te wszystkie lata grania koncertów. Jeśli chodzi o nasze pierwsze studyjne nagranie, to myślę, że demo „Disorder” spełniło nasze oczekiwanie, rozeszło się w około 800 szt., było rozprowadzane w kilku dystrybucjach min. Pagan, zagraliśmy kilka znaczących koncertów m.in. z Vader, Funeral Cult, Damnable, itp., mieliśmy możliwość w wywiadach przedstawienia większej części słuchaczy muzyki zespołu, ale niestety, nie zdołaliśmy zdobyć żadnego intratnego kontraktu i tym samym pozostawić po sobie w tym okresie w murze METALOWEJ MUZYKI swojej cegiełki w postaci płyty CD!!!
Zanim po półtora roku zaczęliście prace nad nowym materiałem, przeobraziliście się w sekstet. Kto wówczas dołączył? Jak się poznaliście z nowym członkiem kapeli?
Po nagraniu dema i odegraniu kilku koncertów nasze szeregi opuścił perkusista Marek i jego miejsce zajął Pienał, który pogrywał w jakiejś kapeli ze swoim kumplem Davidem i razem do tego zespołu zwerbowali Patryka, z którym w tym samym studio „Salman” nagrali demo swojego zespołu. Pogrywali razem więc przy okazji tego, że Pienał był naszym pałkerem, grali razem także utwory Nomad i wciągnęli w nasz zespół gitarzystę Davida, który nie zagrzał za długo miejsca w zespole, ponieważ nagrał z nami tylko „The Tail of Substance” i musiał opuścić Nomad. Chyba wszystko jest dla Ciebie jasne?
Ów drugi materiał demo…
Zaraz, zaraz… Nie wiem dlaczego naszą płytę wydaną w formacie MC nazywasz demo, czy tylko dlatego, że wydaliśmy to sami? To solidnie wydana pozycja, ma okładkę (kolorową) za zdjęciem zespołu, teksty, profesjonalnie wyprodukowane taśmy. Oprawę, która nie odbiega od profesjonalnie wydawanych płyt w formie kasety. Muzyka na tej taśmie zawiera, ponad 40 min materiału, kto nagrywa takie demo?
OK. Mea culpa. Już się poprawiam. „The Tail of Substance” stał się jakby synonimem waszej muzycznej ścieżki. Nagrany został w nowym miejscu, i tak już zostało do dziś. Skąd te decyzje? I co wtedy spowodowało, że zdecydowaliście się na Olsztyn?
Studio „Salman” posiadało tylko osiem śladów i nawet chyba wtedy już przestali zajmować się nagrywaniem zespołów (przerzucili się na reklamy radiowe), więc dlatego zrezygnowaliśmy z tego studia. Do „Selani” ciągnął nas Christian, który był przekonany, że to jest dla nas właściwe miejsce i to on był głównym bohaterem takiej decyzji. W tym akurat masz rację, co nowy materiał muzyczny, to inne studio, ale szukamy właściwego dla nas miejsca i brzmienia. Na pewno zauważyłeś że z każdym nowym nagraniem zmieniamy też strojenie instrumentów, teraz stroimy się w tonacji H.
Moim skromnym zdaniem, ten materiał można było zrealizować lepiej. Zdarza Ci się dziś czasem włączyć ową kasetkę? I czy planujecie kiedyś wypuścić ten materiał w formie CD? Może w formie „Disorder & The Tail… – wczesne dema”, albo coś w tym stylu?
Nie wiem, jak to będzie w przyszłości, bo nie posiadamy żadnego Dat'a z muzyką z „The Tail of Substance”, tylko CD z gotowym masteringiem, a to trochę komplikuje sprawę. Natomiast brzmi ten materiał tak, jakie były możliwości tego studia w owym czasie. Poza tym wszystko miało być surowe, włącznie z wokalami, które nie posiadają żadnego choćby standardowego efektu. To gównianie brzmi teraz, ale w tamtym czasie wszyscy się tym zachwycali. Strasznie żałuję, że nie mam żadnej kopii Dat'a, bo wtedy może mogłoby się coś z tego wycisnąć lepszego (chodzi o ponowny mastering), przyznam, że czasem słucham „The Tail…” ale rzadko. Mamy natomiast Dat'a „Disorder”, który nie miał w ogóle masteringu i jak wspomniałem, myślimy o tym, by kiedyś wypuścić taki zmasterowany materiał na rynek w postaci dodatku do płyty, ale kto wie, jak to będzie.
To w ogóle jest ciekawostka, jak udało się wam wydać to samodzielnie. Pewnie kosztowało to sporo kasy…
Jak na tamte czasy, to fortunę. Mieliśmy dwóch sponsorów (info na wkładce), którzy chcieli w nas zainwestować i my wszystkim się zajęliśmy, a efekt końcowy możesz sam ocenić. Było co prawda niemało zamieszania, choćby z okładką, którą Olsen namalował trochę nie tak, jak ja chciałem (chodzi o kolory), załatwianie drukarni, foto zespołu itd. Ogólnie męcząca rzecz, ale pobudzająca pewnego rodzaju przedsiębiorczość w nas samych.
OK. Warto było tak się szarpać? Niejeden by na to położył tzw. lachę.
To było nawet zabawne i czegoś się nauczyliśmy zarówno o naszym rynku muzycznym, jak i o ludziach, którzy rzekomo tworzą tę scenę metalową w naszym kraju. Właściwie, to chcieliśmy wtedy wydać ten materiał tylko w Pagan rec., ale oni nie byli wówczas zainteresowani Nomad.
Jak zaskutkował ten materiał dla was? Jaki miał wpływ na przebieg waszej muzycznej drogi? Pojawiły się jakieś częstsze propozycje koncertów? Staliście się marką rozpoznawalną?
Wydaliśmy tę taśmę w nakładzie 1000 szt., rozesłaliśmy 5000 ulotek, wielu ludzi usłyszało nazwę Nomad po raz pierwszy i z wieloma utrzymywałem kontakt przez dłuższy czas, wielu także dzięki nam zostało redaktorami swoich zinów, dystrybucji, a nawet słyszałem, że malutkich wytwórni, które już pewnie nie istnieją. Umieściliśmy kilka dużych reklam w najbardziej znanych pismach i zagraliśmy trasę z Lux Occulta, Christ Agony, Hate i Heresy, gdzie byliśmy małą, ale konkurencją dla Pagan rec. i Novum Vox Mortis. Nasze utwory znalazły się na wielu składankach i można rzec, że nasza nazwa w jakimś stopniu zaistniała w większym gronie słuchaczy. Pojawiło się wiele propozycji koncertów, ogólnie miło wspominamy tamte czasy.
No właśnie, teraz będzie pytanie, które interesuje mnie szczególnie. Wiem, że pytałem Cię już o to w naszej korespondencji, ale chciałbym, byś teraz jeszcze raz mi odpowiedział „już na protokół”, jak wspominasz trasę z Lux Occulta, Christ Agony, Hate i Heresy. Nie ukrywam, że z wokalistą tego ostatniego kumplowaliśmy się podczas studiów. I jak to się stało, że zostaliście zaproszeni na tę trasę, skoro jeszcze nie należeliście do stajni Novum Vox Mortis?
Na trasę dostaliśmy się dzięki znajomości Hermana (bas.) z szefem Novum Vox Mortis i nie byliśmy na jakiś ulgowych warunkach. Musieliśmy mieć swój pojazd, sami płaciliśmy za hotele i do tego musieliśmy mieć swój sprzęt, więc jak widzisz, nie było lekko. Powiem Ci, że była to pierwsza nasza trasa koncertowa i byliśmy strasznie podekscytowani, zwłaszcza, że graliśmy z czołówką naszego podziemia i mogliśmy zaprezentować się tak szerokiej rzeszy fanów. Graliśmy wtedy jako suport i nie zawsze brzmieliśmy dobrze, ale wielu ludziom się podobała nasza muzyka i podejście do tego, co robimy. Było generalnie jak na normalnej trasie, tylko brakowało czasu na zwiedzanie miast i posiedzeń w pubach, ponieważ w tym okresie żaden z członków zespołu nie pił alkoholu. Ogólnie dość ciekawe doświadczenie, które dało jakiś mały oddźwięk.
A wiesz o tym, że nazwa tej firmy powinna brzmieć Nova Vox Mortis? „Vox” jest rodzaju żeńskiego, a „novum” to przymiotnik rodzaju nijakiego przecież…
Wiem tylko, że oznacza to chyba „nowy śmiertelny głos” Jeśli jest, inaczej to mnie oświeć. Nad poprawną formą nigdy się nie zastanawiałem, ponieważ nie miało to żadnego wpływu na mnie jak i zespół. Chyba nawet dobrze, że nie istnieje już ten magazyn, ponieważ upadł jeden z zakłamanych filarów naszej zajebiście „potężnej sceny i rynku muzycznego”, który wpędza młodych niedoinformowanych ludzi w błędną interpretację muzyki, tak death, jak i black metalowej. Uważam za największe chamstwo wmawianie ludziom, że najlepsze zespoły zamieszczam tylko w moim magu, i oczywista najlepsze pochodzą tylko z mojej wytwórni.
Kiedy myślę o „The Devilish Whirl”, samo mi się ciśnie na usta stwierdzenie, że było to wasze dzieło, które chyba zaskoczyło was samych. Przynajmniej część materiału nagraliście w Alkatraz Jacka Regulskiego. Czy to jego wpływ nadał wam jakiejś mistycznej i natchnionej motywacji podczas nagrań? Myślę, że każdy może odczuć tę magię, aż strzelającą w powietrzu, kiedy gra ten krążek…
Masz rację, ta płyta posiada swoją aurę tajemniczości, postać Jacka Regulskiego pomogła nam się skoncentrować i jednocześnie rozluźnić, tak by praca w studio przebiegała w bardzo komfortowych warunkach. Jacek był bardzo dobrym gitarzystą i pomagał nam w stworzeniu wyśmienitych warunków do nagrywania i jak słyszysz płytę, to już wiesz, że brzmienie gitar i solówek (jedną zagrał nawet sam), to jego zasługa, ba, brzmienie całej płyty jest zasługą Jacka Regulskiego. Na początku kontaktowaliśmy się telefonicznie by uzgodnić szczegóły i mieć rozeznanie, jakim sprzętem dysponuje studio Alkatraz. Słyszeliśmy nagrany w tym studio Kat, więc byliśmy nastawieni pozytywnie; nagraliśmy cztery utwory, które pozwoliły nam zdobyć kontrakt, by po miesiącu dograć kolejne trzy utwory zamykające całość płyty. W tym studio zrobiliśmy także miks i mastering całości materiału zamkniętego tytułem: „The Devilish Whirl”. Dodam, że Jacek był przemiłym człowiekiem, który potrafił słuchać muzyki, potrafił ją grać i nagrywać. Wiem, że to dzięki niemu mogliśmy się bardziej otworzyć, to On nauczył nas tego, jak szczerość potrafi jednoczyć ludzi i jak muzyka może być odbierana przez innych. Powiem nieskromnie, że to my wtedy zaskoczyliśmy choćby Jacka tym, jak potrafimy obsługiwać instrumenty i jaką muzykę gramy. Zawartość płyty w niczym nas nie zaskoczyła, ponieważ wszystkie zagrywki, partie wokali, bębnów etc. były dokładnie przemyślane… Mieliśmy sporo czasu, by dokładnie przeanalizować każdy aranż utworu, jak i wybrać odpowiednie studio. Nie myślisz chyba, że ta płyta to czysty przypadek? Komponowaliśmy ją ponad półtorej roku, więc wszystko jest jak najbardziej przemyślane i dopracowane w szczegółach. To właśnie już tak dziwnie się dzieje, że w roku 99 i później, mało, kto tę płytę wychwalał, choć owszem dostawaliśmy bardzo dobre recenzje w kraju jak i poza granicami, ale tak naprawdę nie wzbudzaliśmy na scenie tą muzyką totalnego szaleństwa tłumu. Ktoś nawet powiedział, że nasz najlepszy materiał, to demo „Disorder”. Uwierz mi, że to, co czasem czytam lub słyszę od ludzi, nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością i trafia do nas jak dobra rada czy wskazówka. Wielu recenzentów nie wie nawet jak opisać to, co gramy i do kogo nas porównać. Przez te lata nauczyliśmy się dystansu, wiemy, co i jak grać, więc Twoja trafność mnie zdziwiła, ale wiedz, że nowa płyta „Demonic Verses” jest także solidnym i wartościowym muzycznie nagraniem, może i tu potrzeba czasu by pojąć te dźwięki?
Zapewne tak. Wszystko co wykwintne, musi odleżeć swoje… Wszyscy od A do Z jadą na Novum Vox Mortis. Co was skusiło do współpracy z tą firmą, i co o tym okresie mógłbyś powiedzieć Naszym Czytelnikom.
To stało się naprawdę szybko i nie próbowaliśmy rozsyłać tego materiału gdzieś dalej. Otrzymaliśmy naprawdę dobry kontrakt i wszystko na początku wyglądało w różowych kolorach, tak bynajmniej było na papierze. Nie wiedzieliśmy też, jaka ta firma jest i jakie o niej chodzą pogłoski, podpisywaliśmy kontrakt z ludźmi, którym chcieliśmy zaufać i owocnie z obu stron współpracować. My w każdym bądź razie wywiązaliśmy się z kontraktu na czas i czekaliśmy tylko na ruchy firmy, o których tyle dyskutowaliśmy w trakcie podpisywania kontraktu. Stało się tak jak się stało i tego się nie cofnie. Nie wiem także, jak doszło do rozwiązania wytwórni, wiem natomiast, ile my straciliśmy.
W sumie za sprawą tej firmy udało wam się zagrać poza granicami kraju. Patrząc na waszych ówczesnych partnerów na trasie, można sobie pomyśleć – doborowe towarzystwo. Coraz bardziej w kraju popularny Lost Soul, Trauma, Sacriversum, Devilyn, ba… Behemoth. Wszystkie te kapele poszły w górę, zaistniały na dłużej, a wy cały czas pomimo dobrych recenzji w branżowej publicystyce, jakoś nie macie tego kopa w górę. Jak myślisz dlaczego? Co mieli tamci, czego wam wówczas zabrakło?
Nam niczego nie brakuje i nie jesteśmy zespołem, który jest w jakimś stopniu słabszy od tych które wymieniłeś!!! My wciąż istniejemy i nigdy na siłę nie chcieliśmy być popularni, tak potoczyły i toczą się nasze losy i do nikogo nie mamy pretensji, nie będziemy również prosić się kogoś na kolanach, by nas wypromował!!! Mylisz się także co do tego, że dzięki wytwórni zagraliśmy poza granicami naszego kraju. Wytwórnia wydała naszą płytę, załatwiła kilka wywiadów w radio, prawdopodobnie gdzieś ten materiał wysłała, bez szczególnego odzewu i nic poza tym! Wszystko, łącznie z koncertami, trasami, promocją zespołu, to zasługa nasza jak i naszego menadżera Maćka Kaczorowskiego, prywatnie redaktora Burning Abyss zin'e. Jeśli mam być dokładny i szczery, to dodam, że to, co wytwórnia zwróciła nam za studio, musieliśmy jej oddać, by wykupić z powrotem prawa do nazwy zespołu i płyty „The Devilish Whirl”. Nie wszystko jest takie proste, jak by się mogło wydawać i by zespół egzystował, trzeba samemu włożyć wiele pracy i wysiłku, który jak widzisz nie zawsze owocuje sukcesem.
Mój ulubiony kawałek na tej płycie to „Confidence”. Nie chcę was oczywiście namawiać, żebyście szli w tę stronę, ale muszę przyznać, że uważam go za wasz najlepszy numer. Czy mógłbyś mi opowiedzieć, jak go komponowaliście, o czym wówczas myśleliście, jak żyliście, i wszystko, absolutnie wszystko, co się jego tyczy… I koniecznie spróbuj mi opowiedzieć, jak powstawał tekst!
Mieszkałem wówczas sam i wszystkim, czym żyliśmy, była muzyka Nomad. Był letni wieczór i Patryk przyszedł do mnie z kilkoma riffami, które zaczął mi grać, po czym wszystko brzmiało jak jeden wielki chaos. Zrobiłem kawę, spojrzałem w tekst i przy papierosie zaczęliśmy rozmawiać o nowej płycie, Patryk wciąż trzymał gitarę i zagrał klasyczny motyw, który bardzo mu się podobał, mnie natomiast średnio i aby go nie urazić powiedziałem by zagrał to inaczej i jeszcze inaczej. Tak to zaczęło się układać w całość, stworzyliśmy utwór z jednego klasycznego motywu, opartego na tym jak mnie w głowie płonął ogień i wokół gotowała się czarna smoła he, he.
Muszę Ci powiedzieć, że kurcze, jak to rzec… Wzruszył mnie w podziękowaniach na „The Demonic Whirl” wpis Patricka, który oznajmił „Bleyzabel (I am and I have always been with you etc.)”. Czy to zapis jakiś szamotanin w zespole? Jakiejś waszej zachwianej lojalności wobec siebie?
Nie nic z tych rzeczy! Z Patrykiem jesteśmy jak kochający się bracia, którzy chcą się rozumieć i razem tworzą swoje muzyczne wizje. Przebywamy ze sobą przez większość czasu i kiedyś pogrywaliśmy w karty (Patryk wygrywał), gdzie ja przegrywając wpadłem w szał i to tyle.
A teraz mam pytanie o to, kto wówczas stanowił skład NOMAD? We wkładce do tej płyty wymienionych jest was pięciu: ty, Herman, Patrick, Rodzyn i Nemeless, tymczasem w graficznym design tej płyty podpisane fotki ma tylko trzech pierwszych… O co chodzi?
Po nagraniu płyty i podpisaniu kontraktu dwóch członków naszego zespołu postanowiło robić karierę w innym znanym zespole (jednemu z nich udało się nawet nagrać płytę, drugi gra w jakimś thrash'owym zespole), któremu niestety nic z tej „modnej” muzyki nie wyszło, więc wrócił do starej nazwy i starego składu (chyba wiesz, o jaki zespół chodzi?). Po nagraniu „The Devilish Whirl” tych dwoje ludzi po prostu zostawiło nas na lodzie i są wymienieni na wkładce jako goście. Dwaj nowi muzycy wtedy, czyli Nameless i Rodzyn, doszli do naszego zespołu po nagraniu płyty i wpisani zostali na wkładkę na zachętę, by mieli większą motywację do gry. Dlatego tylko trzy nasze twarze na wkładce płyty, brak dwóch pozostałych, to tylko i włącznie ich wina, to oni nas opuścili i dlatego nie ma ich zdjęć – to za krnąbrność trzeciego stopnia he, he.
A kim jest wymieniony jako odpowiedzialny za grafikę covera do tej płyty GRAAL. Jak oceniasz jego pracę?
Graal, to Tomasz Daniłowicz były szef Novum Vox mortis. Jago prace są dobre i ogólnie jest on bardzo dobrym grafikiem. To, co wykonał na naszej płycie (zrobił to także na nowej), jest dziełem, które mnie po prostu zauroczyło. Ta okładka należy chyba do jego najlepszych dzieł. Jest grafikiem, który ma wyobraźnię, potrafi zrozumieć przekaz muzyki i w pełni dostosować do tego wykonywaną przez siebie okładkę. Z tego, co mówił, przyłożył się do pracy i tworzył bez przerwy „The Devilish Whirl” przez dwa tygodnie. Uważam, że Graal, to jeden z najlepszych grafików w Polsce i jak będzie to możliwe skorzystamy z jego usług w przyszłości.
Muszę powiedzieć, że odważny pomysł z okładką, ponieważ brak na niej jakiegokolwiek napisu, który odciągałby uwagę od tej złowrogiej postaci. Przewertowałem wszystko, co miałem o Babilonie, podejrzewając, że to jakiś symbol z tej kultury i nic… Kto to wymyślił, i jaki był wasz główny zamysł, przy obiorze tej a nie innej okładki? A może były inne równie ciekawe?
Pomysł na okładkę jest Graal'a, ja mu tylko powiedziałem, że ma być na niej ptak i by sugerował się po części moimi tekstami. Jak poczytasz je uważnie, zrozumiesz i weźmiesz pod uwagę symbolikę zawartą na okładce, to powinieneś dostrzec, że wszystko jest jedną wielką całością. Staramy się nie kopiować innych, tak w muzyce jak i okładkach. Doskonale rozumiemy, czym jest inspiracja, ale to inspiracja, nie bezczelne powielanie!
Czy zamieszczanie kawałków na składankach ma sens? W waszym przypadku, jak widzę, lansowany dość mocno był kawałek „The Pile of Burning Roses”… Czemu nie „Confidence” :-)? Nie no, dobra, teraz już bardziej serio. Kto decyduje o wyborze kawałka na takie wydawnictwa, wy, czy też może wydawca waszej płyty…
Z wyborem utworu bywa różnie, czasem jest tak, że podsyłamy komuś płytę i wtedy ten ktoś zadaje pytanie, czy może zamieścić jakiś kawałek na swojej składance i albo spyta nas o konkretny utwór, albo wybierze go sam. Tu chyba nie ma jakiejś zasady, której trzeba się trzymać i wszystko zależy od ludzi, z którymi się współpracuje. Myślę, że umieszczanie utworów na składankach jak najbardziej ma sens. Usłyszy Cię ktoś po raz pierwszy, czasem nawet z innego kraju, gdzie kupi sobie magazyn z dodatkową płytą, a wcześniej nie miał pojęcia o istnieniu takiego np.: Nomad. Po drugie jest to dobra forma promocji utworu z nowej płyty, która jeszcze się nie ukazała i przykładem może być wydanie naszej płyty „The Devilish Whirl”, która w ogóle się wtedy nie ukazała w kraju (dopiero 2001 roku wydała w formacie MC polska wytwórnia Sabbath prod. i w 2002 roku białoruska Flaming arts.), ale za to ludzie mogli usłyszeć nasze dwa nowe utwory („Confidence” – Novum Vox Mortis Mag. i „The Pile of Burning Roses” – Thrash'Em All i Burning Abyss Zin'e), więc jak widzisz każda forma promocji jest potrzebna zespołowi, a zwłaszcza ukazanie się utworu na składance w kraju, i jak się uda, to zagranicą.
A jak my byśmy was poprosili z ramienia Metal Centre, o jakiś numer do ściągania ze strony, to co musielibyśmy zrobić, by taką sprawę załatwić. Nie ukrywam, że moim typem byłby, już sam pewnie wiesz…. Confidence!!!
Nie widzę żadnych przeszkód ku temu, by ten utwór nie mógł znaleźć się na waszej stronie. Oczywiście, jeśli uparłeś się na utwór „Confidence”, to także nie sprawia nam żadnego problemu, więc macie pozwolenie od nas i prawo do użycia tego utworu w celach promocyjnych.
Wytłumacz mi teraz, czym można tłumaczyć tę dłuższą ciszę w eterze… Wracacie dopiero teraz z nową płytą. Nie obawiasz się, że to, co sobie wypracowaliście pięć czy cztery lata temu, mogło zostać zmarnowane?
Nie uważam byśmy zmarnowali czas i przede wszystkim zaniedbali swoich fanów. Jesteśmy zespołem podziemnym i nie mamy kontraktu, który określałby naszą regularność wydawania płyt i grania regularnych tras koncertowych. Po nagraniu płyty „The Devilish Whirl” nastąpiła zmiana składu (1999 rok), po około roku doszło do zerwania kontraktu z wytwórnią, która totalnie nas zaniedbała i zostawiła na lodzie. Wiosną (2000 roku) graliśmy trasę z Behemot i Devilyn, a jesienią małe tour po Białorusi jako headliner. Wiosną 2001 roku zmieniamy perkusistę (Rodzyna zastępuje Domin) i zaczynamy pracować nad nową płytą, resztę już znasz. Jak widzisz wcale nie byliśmy gdzieś z boku, tylko nadal utrzymywaliśmy Nomad przy życiu i kondycji, może nie było o nas tak głośno słychać, ale kto chciał, to usłyszał.
OK. Wytłumacz mi teraz, jak chłopu na miedzy, skąd ten blasfemiczny tytuł waszej płyty „Demonic Verses (Blessed Are Those Who Kill Jesus)”. Podobno Szatan był zawsze najlepszym przyjacielem Kościoła, bo go utrzymywał itp. Ale analizując agresywność waszych wypowiedzi w tekstach utworów można odnieść wrażenie, iż wasz satanizm, opiera się w zasadzie tylko na zaglądaniu do ogródka z napisem zakrystia… A więc pytanie mam takie. Dlaczego satanizm? Masz full miejsca na wypowiedź, ale spróbuj mi ją spisać w takiej formie, żebym mógł to puścić J…
No to mnie uraziłeś he, he, skoro myślisz, że jestem laikiem czy niedoinformowanym kopistą, to twoja sprawa. Nie piszę tekstów sugerując się jakimś zespołem i nie piszę w takiej formie, ponieważ tego akurat wymaga muzyka death metalowa. Jestem szczery wobec siebie i wszystko co dotychczas zastało przeze mnie napisane, jest jak wtykanie swych czarnych kamieni w gorącą lawę, która jest mniemaniem życia, wiary i postrzegania świata. Piszę o tym, co mnie oburza, śmieszy, o tym czego pragnę lub jak te pragnienia wyglądają biorąc pod uwagę panującą w naszych umysłach wiarę katolicką. Jestem świadomy tego, że pojawia się w moich wersach infantylność i można je odebrać jak atak zdesperowanego grafomana, ale to zamierzony i przemyślany cel. Jestem dzieckiem w oczach ojców wiedzy, co nie znaczy, że nie rozumiem biblii chrześcijańskiej czy satanistycznej. Weźmy choćby pod uwagę to, że nic nie ma jednego wymiaru i nie zawsze jedno zdanie oznacza to, co widać na pierwszy rzut oka. Powinieneś uważniej przeczytać teksty, a wtedy może zrozumiesz, o czym mówię. Do tytułu płyty właściwie zmotywował mnie Maciek (nasz menadżer) i, moim zdaniem, jak najbardziej pasuje do tego, co zawarłem w tekstach, jak i do tego, co przedstawia okładka. Pierwotnie tytuł płyty miał brzmieć: „INSURRECTION”, z podtytułem (sic luceat lux), ale w końcu zdecydowałem się być bezpośredni, bo jak to kiedyś już napisałem: prostota to czasem pomost między gnijącymi odchodami a wszechobecnym bluźnierstwem. Satanizm, no cóż, to raczej obronna tarcza, a nie wiara-filozofia, jaką żyję w stu procentach, ponieważ jest tyle mądrości i wiedzy, którą trzeba zgłębiać i nie można zatrzymać się na jednej „gwieździe”, jak ktoś napisał: WSZYSTKO POWINNO BYĆ DOKŁADNIE ZWERYFIKOWANE I OCZYSZCZONE Z BRUDU, BY W ŻYZNEJ GLEBIE ZASIAĆ ZDROWE ZIARNA, BY Z NICH WYROSŁY SOCZYSTE OWOCE. Nie istnieje według mnie jedna oryginalna prawda, którą wszyscy ludzie powinni żyć. Ja w swoich tekstach poszukuję, pytam i toczę dialog z własnym wnętrzem, które jest napiętnowane i nie do końca wolne od przejawów społecznej hipokryzji i własnego niedoinformowania o otaczającym mnie wszechświecie.
Za rok stuknie wam dziesięć lat. Czy planujecie jakiś koncert na dziesięciolecie istnienia kapeli? Może jakiś taki jednorazowy występ wszystkich dotychczasowych członków NOMAD na jednej scenie? Może promocja jakiegoś choć mini-albumu, może zarejestrujecie taki występ na wideo? Chętnie bym sobie takie coś sprawił, a potem do kolekcji podobny film z waszego dwudziestolecia…
Szczerze mówiąc jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy, ale nie sądzę, bym chciał oglądać na scenie byłych członków naszego zespołu, ponieważ z częścią z nich nie utrzymujemy kontaktu, część przestała interesować się taką muzyką i taki koncert wymagałby przynajmniej kilku prób, a to jest zbyt czasochłonne i byłoby to pewnie mało kreatywne, a co za tym idzie, niezbyt widowiskowe. Co do mini albumu, to całkiem dobry pomysł, ale najpierw trzeba mieć dobrego wydawcę, który wyda nas w takiej postaci, a to nie takie proste. Video, to duże koszty, nas w tej chwili nie stać na porządny teledysk, więc sam widzisz, jak wszystko zależy od dobrej firmy, która zajęłaby się naszym zespołem i włożyła konkretne pieniądze w promocję itp., itd..
Czemu o tym mówię? Wyobrażam sobie, że co by tam się nie mówiło, to dwóch wokalistów na jednej scenie to prędzej czy później walka o dominację. Dlaczego jakoś nie ma z wami Christiana? Utrzymujecie ze sobą kontakty, czy go UFO porwało? Weź mi wyjaśnij, bo zaczynam podejrzewać, że może sprzątnąłeś go z zazdrości o panienki pod sceną :-)!!!
Po nagraniu i wydaniu MC „The Tail of Substance”, zagraniu kilku koncertów Christian został usunięty z zespołu, ponieważ nie spełniał dobrze swoich obowiązków. Gdy nagrałem sam wokale na nową płytę („The Devilish Whirl”), rozmawiałem z nim o ewentualnym powrocie do zespołu, ale zastrzegłem, że musi mnie totalnie zaskoczyć swoją postawą i oczywiście głosem. Minęło około trzech lat od jego odejścia z Nomad i Christian wrócił do zespołu, zagrał nawet trzy koncerty z nami w Piotrkowie Tryb., Warszawie i Opocznie, był obecny przy nagrywaniu nowej płyty (w roli obserwatora), ale niestety jego postawa niewiele się zmieniła, a głos nie rozwinął się ni krzty, więc nie zagrzał długo miejsca w zespole. Wiesz, on wolał wydać pieniądze na swoją fryzurę niż mikrofon, wolał inne zajęcia niż próby, co to za podejście? Mnie to osobiście bardzo śmieszy, ale tacy są czasem ludzie, którzy twierdzą, że im na czymś bardzo zależy i dadzą z siebie wszystko, lecz gdy przychodzi stawić czoło rzeczywistości, jest zupełnie odwrotnie. Oczywiście utrzymujemy kontakt koleżeński, nie mamy do siebie żadnych pretensji, tak bynajmniej mnie się wydaje. A z tego, co pamiętam, to on wierzy w UFO, przynajmniej kiedyś tak mówił. Jeśli natomiast chodzi o widowiskowość, to muszę Cię zawieść, to było raczej żenujące, tak przynajmniej brzmiała ocena ludzi nas oglądających na tych trzech koncertach. Na scenie może być nawet kilku wokalistów i kilkunastu muzyków, ale jak nie ma zgrania, to wszystko wygląda jak przepychanie się i zderzanie tłumu ludzi, a nie porządne show. Nie przeczę, że kiedyś między mną a Christianem zaczynało się coś zespalać i iskrzyć w postaci dobrze wykonanych partii wokalnych i wizualnego zrozumienia na scenie. Teraz jednak Christian moim zdaniem się wypalił i nie tylko nie nadążał za muzyką, ale i także przestał ją czuć. Mówiąc najprościej, nie zgrywaliśmy się i jego głos odstawał od mojego głosu, jak i muzyki zespołu. Natomiast dominacja w zespole jednego z instrumentów? To raczej niemożliwe, ponieważ tworzymy muzykę zespołową, nie solowe interpretacje wokalu, gitary czy perkusji. Jeśli natomiast chodzi Ci o dominacje jednostki w Nomad, no cóż to zupełnie inna historia i nie potrzebna raczej nikomu taka wiedza. Są rzeczy, które muszą pozostać tylko w zespole.
Dobra, skoro przy panienkach… Jesteś już żonaty, czy nadal niebieski ptak, to tu to tam…?
Mam dziewczynę, w której jestem bardzo zakochany!!! Pozdrawiam Kiciuś!!!
Powiedz mi teraz Bleyz, ile Ty w zasadzie masz teraz lat?
Wystarczająco, by być świadomy swojego postępowania!!! Wiesz, ogólnie na takie dwa jak i inne tego typu pytania odpowiadałem już w Bravo Girls, więc tam możesz się dowiedzieć więcej szczegółów o moim prywatnym życiu he, he.
I co? Nie nudzi Cię cały ten łomot i wycie? Jak długo chcesz jeszcze grać metal?
Czasami mam tego wszystkiego dość, ale to moje hobby, w którym się bardzo zakochałem i jeszcze nie mam zamiaru tego porzucić. Co do wycia, to musisz wiedzieć, że by tak wyć trzeba nie lada wysiłku i poświęcenia, a przede wszystkim treningu. Ten „łomot” daje mi poczucie siły i odreagowania od codzienności, inspiruje i pobudza moje myślenie. Rozwija moją osobowość, kształtuje przede wszystkim słuch i intelekt, który nie tylko musi znosić ten „łomot”, ale także musi go dobrze zaaranżować i zgrać za sobą nie tylko instrumenty, ale i ludzi tworzących ten „łomot” na próbie.
Spróbuj, proszę, powiedzieć sam, jaki styl muzyczny najprościej byłoby wam przypisać, Twoim zdaniem?
Najprościej byłoby nazwać naszą muzykę death metalem, ale jak można usłyszeć, jest w niej wiele różnych czynników, które – można by rzec – są „zapożyczone” z innych gatunków muzyki. Kiedyś po wydaniu „The Tail of Substance” nazwałem muzykę Nomad nomadic hell metalem tylko po to, by zespół nie został zaszufladkowany w black-death metalowe idiotyzmy, które wówczas się pojawiały. Chodzi o wzajemne obrażanie się wykonawców tych gatunków muzyki, chyba pamiętasz te czasy „prawdziwych” he, he. Staramy się od samego początku znaleźć własną ścieżkę, i jak niektórzy twierdzą, jesteśmy zespołem grającym w specyficzny i rozpoznawalny sposób. Myślę, że wykonywanie muzyki, to przede wszystkim poszukiwanie własnego stylu gry i jak by nie polemizować, tylko takie zespoły przetrwają dłużej, jeśli oczywiście będą miały szczęście i swój upór w dążeniu do celu.
Pytanie na refleks. Czy słuchałeś dzisiaj jakiejś muzyki? To wypisz czego… Ale szczerze, a może wyjdzie coś śmiesznego z tego, zwłaszcza jeśli np. było to jakieś radio…
W tej chwili słucham Belinda Carlise „la luna” i Leonard Cohen, a wcześniej słuchałem Anathemy „Eternity” i Immolation „Unholy Cult”. Gdy odpowiadam na wywiad, wolę raczej słuchać wolnej muzyki. O, teraz płynie Tiamat „A Deeper kind a slumber”.
OK. Dzięki wielkie, Bleyzabel, za poświęcony nam czas. Jak się domyślam, wymęczyłem Cię trochę, no ale bardzo chciałem się ograniczyć i uwierz mi, że najchętniej zasypałbym Cię całym gradem pytań, bo o muzyce to ja mogę godzinami… Na zakończenie, proszę Cię o zamknięcie wywiadu pod postacią kilku słów komentarza na dowolny temat. Możesz kogoś pozdrowić, albo coś oznajmić…
Ja także w imieniu całego zespołu Nomad dziękuję Ci, Emanuel, za szczegółowy i wyczerpujący wywiad. Pragnę pozdrowić wszystkich, którzy nas wspierają i znają!!! Mam także nadzieję, że w tym wywiadzie wszystko jest dla czytelnika jasne i zrozumiale. Jeśli tak nie jest i ktoś pragnąłby znać więcej szczegółów o nas i naszej muzyce, to zapraszam do korespondencji pod adresem: Nomad, Po. Box 69, 26-300 Opoczno.
Jeszcze raz dziękuję. Pozdrów wszystkich chłopaków z NOMAD. Trzymamy za was kciuki!