Nazwa Alkatraz została zapożyczona od nazwy studia nagrań wybudowanego przez Jacka Regulskiego. Ów gitarzysta Kata zginął w wypadku motocyklowym prawie trzy lata temu i od tego czasu działalność zespołu Kat została zawieszona i raczej nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek powrócił na scenę ten klasyk polskiego metalu. Alkatraz powołał do życia Roman Kostrzewski, wokalista i autor tekstów do niemal wszystkich utworów Kata. Do współpracy udało mu się zwerbować jeszcze jednego muzyka związanego wcześniej z Katem – basistę Krzysztofa Oseta. Ponadto z płytą „Error” zmartwychwstaje na polskiej scenie metalowej Valdi Moder – gitarzysta, który wieki temu uznany został u nas za „polskiego Steve'a Vaia”. Czy słusznie, czy nie to już inna sprawa. Dość, że grając w Alkatraz pokazuje się z innej, bardziej metalowej strony, nie ignorując jednocześnie tego, co w muzyce nowego się działo przez ostatnie lata.
Przyznam się szczerze, że dość długo nie potrafiłem się przekonać do nowego wcielenia Romana Kostrzewskiego i wiele razy zadawałem sobie pytanie: dlaczego tak wspaniała spuścizna klasycznego bandu, jakim bez wątpienia był Kat, została rozmieniona na drobne? Ale okazuje się po raz kolejny, że są takie płyty, których po prostu nie wolno oceniać, zanim się ich nie zrozumie, zanim nie dotrze się do istoty przekazu, jaki ze sobą niosą. Taką płytą jest „Error” i od razu uprzedzam, że jeśli rzucisz ją w kąt po pierwszym przesłuchaniu, to prawdopodobnie dużo tracisz.
Ale do rzeczy: muzycznie Alkatraz nijak się ma do Kata. Należy to zaznaczyć już na samym początku, żeby nie było nieporozumień. Kat to przede wszystkim rasowe metalowe łojenie spod znaku Metalliki, z wyczuwalnymi wpływami Black Sabbath, a może nawet trochę Deep Purple (zwłaszcza jeśli chodzi o gitary). Był to zespół, który pełnymi garściami czerpał z dorobku thrashowych zespołów lat 80., a w początkach działalności pioniersko zaszczepiał na naszym gruncie styl, który później nazwano black metal. Jeśli chodzi o Kata, to nie należało się spodziewać większych niespodzianek – zespół grał szybkie, mocne numery sporadycznie urozmaicane balladami bądź też balladowymi wstawkami. Czasem pojawiało się pianino (patrz album „Ballads” i utwory z gościnnym udziałem Skrzeka na tym instrumencie), czasem Kostrzewski pozwalał sobie np. na zaśpiewanie fragmentu utworu z charakterystycznym, „góralskim” zaśpiewem (patrz ostatnie kilka minut albumu „Oddech wymarłych światów”). Generalnie jednak dominowało konkretne, choć nie banalne, brzmienie podporządkowane rygorom metalu. W przypadku Alkatraz nie jest to już takie oczywiste.
Podstawową zasługą Valdiego Modera jest to, że żaden z utworów na płycie „Error” nie da się do końca przewidzieć. Ów wirtuoz czerpie inspirację z wielu źródeł (wśród których można wymienić: nieśmiertelnego Vaia, gitarzystów thrashowych ze Skolnickiem na czele, dorobek klasyków gitarowego brzmienia, elementy nu-metalu nawet oraz może dokonania industrialistów). Sprawia to, że „Error” to muzycznie konglomerat przeróżnych fascynacji, zarówno gitarzysty, jak i wokalisty. Nie jest to jednocześnie płyta eklektyczna. Całość podporządkowano metalowemu brzmieniu, które jednak często zmierza w nieprzewidywalnym kierunku. Przykładem „Pan GOLD”, który to numer otwiera gitara jakby żywcem wyjęta z płyty Vaia (np. z „Sex & Religion”), a potem nastrój kompozycji kompletnie się zmienia, by zaatakować masywnymi „fabrycznymi” riffami. Albo np. „Puch” – jeden z najlepszych utworów na płycie. Zaczyna się delikatną gitarą i śpiewem Kostrzewskiego, który sprawia wrażenie, jakby ten intonował właśnie jakąś przyśpiewkę ludową. Potem słychać mocny wstęp do głównej części kompozycji, która z kolei utrzymana jest w klimacie zbliżonym – głównie za sprawą rwanych, krótkich riffów – do nu-metalu. Na szczęście Alkatraz ani na moment nie sprawia wrażenia zespołu hołdującego temu bękarciemu stylowi, a jedynie z rozmysłem wykorzystuje jego najbardziej charakterystyczne elementy. Warto posłuchać też „Życie – pyk, lufa – pyk”, ciekawej ballady z przetworzoną gitarą. Niezły klimat. Podobnie „Tak kochają” – numer, w którym nastrój zmienia się co chwila przechodząc od łagodnej ballady do nowoczesnych fragmentów z samplowaną perkusją .
Generalnie muzycznie jest łagodniej niż w przypadku Kata. Łagodniej nie oznacza jednak mniej dosadnie. Roman Kostrzewski, jako autor wszystkich tekstów, chyba sobie troszkę poszalał przygotowując liryki na tę płytę. Jeśli ktoś uważnie słuchał tego, co miał do powiedzenia na albumach Kata, to wie, że jego specyficzne teksty w niezwykle celny sposób piętnowały ludzkie przywary – ale raczej w metafizycznym znaczeniu. Tym razem Kostrzewski komentuje rzeczywistość bardziej dosłownie i – według mnie przynajmniej – bardziej pretensjonalnie. Jego słowa w połączeniu z nowoczesną i ciekawą muzyką brzmią momentami kretyńsko! Rzecz jasna kwestią dyskusji jest, w jakim stopniu liryki te trafiają do słuchaczy. Ale o gustach się nie dyskutuje.
Jaka zatem, w dwóch słowach, jest ta płyta? Trudna do przyswojenia – to na pewno. Intrygująca – też. Zostawiająca niedosyt – niestety trochę również. Chyba najlepiej będzie poczekać na drugą płytę Alkatraz – o ile taka w ogóle powstanie – żeby właściwie ocenić ten zespół. Póki co polecam wybranym.
ocena: 3/5