Gdybym nie wiedział, że Exciter pochodzi z Kanady, to dałbym sobie ręce uciąć, że kolesie są Niemcami. Grali bowiem typowo niemiecką odmianę thrashu, która bywa nazywana też speed metalem, stąd czasem różne nieporozumienia, gdy w jakichś źródłach grupa jest określana mianem thrashowej, a inne uparcie twierdzą, że to przecież speed.
Tak czy siak jest to muzyka, która świetnie wpisuje się w tradycję mocnego grania. Violence & Force ukazało się w 1984 roku, a więc w samym środku thrashowej burzy w Stanach i rozkwitu NWOBHM na Wyspach. Nic dziwnego zatem, że chłopaki nagrywając swój drugi album nie mogli się zdecydować, czy grać jak Amerykanie, czy jak Angole? Wyszła im zatem płyta, która jest zlepkiem tych wpływów. Ale fajnie brzmiącym zlepkiem.
Perkusista i wokalista Dan Beehler dysponując głosem zbliżonym do maniery Steve'a Souzy z Exodusa jest tu zdecydowanie postacią dominującą – nie dość, że koleś męczy się przy garach, to jeszcze każą mu śpiewać… Metalowe hymny, typu Pounding Metal, Destructor albo War Is Hell zapadają w pamięć od pierwszego przesłuchania. Obok mocnego grania nie brakuje także zwolnień i pseudo balladowych fragmentów, ale umówmy się: Exciterowi najlepiej wychodzą szybkie, dynamiczne utwory, a nie spokojne pitolenie.
I za to ich lubię najbardziej, że jak przywalą, to między oczy. Że jak ma być hymn i patos, to jest hymn i patos, a nie przedszkolna przyśpiewka. To na tyle, miłego słuchania!
ocena: 3/5