FALLOUT „Nothing To Say – Demo”

FALLOUT „Nothing To Say - Demo” - okładka


Fallout jest młodą kapelą, która powstała ledwie co temu (bo w 2000 roku). Niemniej jednak chłopaki (czyli Karol Zapolski – gitara, wokal ; Łukasz Górski – bas, wokal ; Paweł Paszkiewicz – perkusja) potrafią grać. Ale właśnie: grać, a nie śpiewać. O ile bowiem muzycy jako instrumentaliści sprawiają wrażenie takich, którzy wiedzą, do czego służą ich narzędzia pracy, to dwaj panowie obsługujący mikrofony powinni jednak skupić się na graniu, a zadanie wydobywania dźwięków gardłem powierzyć komuś innemu (na marginesie: kapela właśnie poszukuje wokalisty).
Z drugiej strony tak sobie myślę, że w sumie Fallout mógłby obyć się spokojnie bez wokalisty. Utwory, które wypełniają Nothing To Say są bowiem częściowo nagrywane bez udziału gardłowego i… te właśnie numery są najciekawsze…
Demo Fallout jest w zasadzie pewnym wyjątkiem w dzisiejszych czasach. Podczas gdy gros produkcji domowych brzmi jak z prawdziwego studia, w tym wypadku na kilometr czuć garażem. I dobrze! Taki klimat niezwykle dobrze pasuje do muzyki, która w prostej linii wywodzi się z takiego garażowego grania, tyle że nieco bardziej skomplikowanego. Nie jest to z pewnością metal, chociaż sami muzycy twierdzą, że mamy do czynienia z utworami utrzymanymi w konwencji hc/thrash. Niekoniecznie. Powiedziałbym raczej, że jest to pomieszanie elementów grunge’u z alternatywnym amerykańskim graniem plus jakiś pierwiastek stoner rocka, ale takiego spod znaku The Obsessed. Należy przy tym zaznaczyć, że nie jest to żadna „kwadratowa” muzyka. Wręcz przeciwnie: sporo tu połamanych rytmów, nagłych zmian tempa i klimatu. Muzyka nie jest łatwa i przyjemna, ani melodyjna, lecz na pewno zaciekawia.
Sporo można by zdziałać z takim graniem, jakie prezentuje Fallout, lecz pod kilkoma warunkami. Po pierwsze i najważniejsze: należy znaleźć porządnego wokalistę, który nie charczałby bez sensu, ale wpasował się w stylistykę (czyli wokala w kliamatach Thurstona Moore’a z Sonic Youth albo kogoś, kto dobrze porusza się po grunge’owych ścieżkach). Po drugie i nie mniej ważne: brzmienie. Ja rozumiem, że Nothing To Say to produkcja garażowa, ale nawet na takowej wypadałoby nieco wyeksponować gitarkę, bo fajnie zapodaje. Po trzecie: na miejscu chłopaków z Fallout próbowałbym uderzyć już teraz do jakiejś firmy specjalizującej się w takich właśnie, „niełatwych” w odbiorze, zespołach (choćby OFFmusic). Wtedy być może nazwa Fallout będzie się kojarzyła nie tylko z kultową grą komputerową….

YM

W zasadzie nic dodać nic ująć (Nothing To Say ;). Wokale były dograne trochę w biegu i z „przymusu” dla potencjalnych chętnych gotowych przejąć tę rolę – tyle możemy dodać na nasze „usprawiedliwienie”. Aha – może jeszcze sprostowanie co do rodzaju muzyki: HC/Thrash to raczej uproszczenie, ponieważ każdy słuchacz inaczej nas określał. W sumie staramy nie trzymać się sztywno określonego rodzaju – co zresztą słychać….

Karol Zapolski

Powrót do góry