W zasadzie wystarczyłoby powiedzieć: płyta dla miłośników pompatycznego, mocno przesiąkniętego klawiszami black metalu. I te kilka słów mogłyby robić za całą recenzję. Mogłyby, gdyby nie fakt, że w muzyce Grand Alchemist jest jednak coś więcej, niż proste kopiowanie stylistyki innych (w tym wypadku rejonów Borknagara i Arcturusa). Owo coś to z pewnością umiejętność komponowania utworów, które wcale nie są łatwe i jednostajne. Sporo się w nich dzieje. Mamy oczywiście obowiązkowe zabawy z wokalem polegające na nagłym przechodzeniu od typowo blackowego skrzeku do czystych zaśpiewów. Mamy też rozbudowane – chwilami przesadnie – partie klawiszy, które nadają muzyce właściwego brzmienia. To właśnie klawisze decydują o kształcie Grand Alchemist. Gitary, które obracają się w klimatach Sentenced i Moonspella z czasów Irreligious nie mają dużo do powiedzenia, chociaż bywają momenty, gdy wspólnie z wokalem budują fajny nastrój i potrafią wyczarować ciekawe melodie. Tak czy siak o „pompie” muzyki Grand Alchemist decydują klawisze
Na płycie dużo się dzieje, nie jest ona na pewno monotonna w najmniejszym stopniu. Zmiany klimatów są częste i – co ważne – przemyślane. Potrafi zaimponować mnogość brzmień i odwołań, jak chociażby intrygujące cytaty z muzyki orientalnej w tytułowym kawałku, w którym dodatkowo otrzymujemy kapitalną partię wokalu.
Kusząc się o podsumowanie, powiem, że chociaż mało w sumie w tej muzyce oryginalności – bo jednak grupa eksploruje terytoria dawno już odkryte, nie poszerza obszaru poznania, lecz zgłębia go – to Grand Alchemist jest wykonawcą na tyle sprawnym, że ich dokonanie może się podobać. Dlatego z czystym sumieniem wystawiam…
ocena: 4/5