METALLICA „St.Anger”

METALLICA „St.Anger” - okładka


Pierwsze wrażenie: czy ja aby na pewno kupiłem właściwą płytę? TEGO zespołu?
Drugie wrażenie: hmmm… przynajmniej grają kompletnie inaczej niż na „Load”, a to już duży plus. Nie ma przynudzania i silenia się na pseudo-bluesowe kawałki. Jest mocno i konkretnie. Do przodu. Mówiło się, że „St.Anger” będzie dla Metalliki takim powrotem do thrashowych czasów, może nawet do „Kill'Em All”. Aż tak pięknie nie jest.

Trzecie wrażenie: Pierwszy numer, „Frantic”, nie ma w sobie nic z tego, co Metallica zrobiła do tej pory. Jakieś skandowania rodem z nu-metalowych potworków, wokal przepuszczony przez efekty bardziej przypomina Korna niż Hetfielda. Gitarki też bardzo nowoczesne, urywane riffy… Metallica i nu-metal? W tym numerze na pewno, niestety…
Ostatni numer, „All Within My Hands”, od razu wydał mi się jakoś znajomy. Po kilku taktach zrozumiałem, dlaczego. Jeśli ktoś kojarzy jeszcze taką kapelkę White Zombie, w lot pojmie, o czym mówię. Wokal brzmi jak żywcem wyjęty z płyt tejże formacji. Nie inaczej jest z instrumentami. Nie wiem, czy to świadome nawiązanie (a zatem rodzaj parodii), czy też wyniknęło mimochodem. Tak czy siak, zupełnie niepotrzebne.

Czwarte wrażenie: Gdybym nie znał wcześniej Overkilla, powiedziałbym, że panowie na swoim albumie Necroshine zżynali z Metalliki. Tak się jednak składa, że jestem świadom, iż dzieło Overkilla powstało kilka lat wcześniej, więc jeśli może być mowa o zżynaniu, to raczej w drugą stronę. Co najmniej kilka numerów (np. „St.Anger”, „Dirty Window”, „Unnamed Feelings”, „My World”) ewidentnie kojarzy się z Overkillem z czasów rzeczonego „Necroshine” albo „From Underground And Below”. Ale być może to tylko moje zboczenie….
Mamy zatem do czynienia z faktycznym nawrotem thrashu, ale od razu uprzedzam: lepiej od razu zapomnieć o czasach szalonych wypierdów w rodzaju „Motorbreath”. Thrash na „St.Anger” to raczej muzyka z połowy lat 90., czyli silne wpływy deathu (tak, tak!!!) i szczególnie słyszalne na tym albumie inklinacje Testamentowo-Slayerowe, a zatem mrocznie, z dudniącym basem (swoją drogą, świetna robota Trujilo!), bardzo siłowo i chyba mniej skomplikowanie, niż w przeszłości.

Piąte wrażenie: coś dziwnego stało się z wokalami i perkusją na nowym albumie Metalliki.
Hetfield dosłownie dwoi się i troi, aby każdy kawałek miał swój charakter, swój sznyt. I trzeba przyznać, że mu się to udaje. Wokale są bardzo zróżnicowane. To one najbardziej kojarzą się z Testamentem czy Overkillem. Z powodzeniem mogłyby być też krzyczane, jak w króciutkim „Invisible Kid”, który jest takim punkowo-thrashowym wymiataczem, zalatującym alternatywą. Ale to wszystko w porządku, jak dla mnie wokale są istotnym elementem tej płyty. A perkusja? Ulrich postanowił tym razem poeksperymentować z brzmieniami, co objawia się przede wszystkim dziwnymi kombinacjami z ustawieniem bębnów. Raz słychać je doskonale i są równie mocne i wyraźne jak na „…And Justice For All”, a chwilę później brzmią, jakby były nagrywane gdzieś na próbie w garażu. Raz słychać talerze, zaraz stopę. Cholernie nierówno i chyba zbyt to wszystko przekombinowane.

Szóste wrażenie: W sumie ogólnie jest mocno garażowo. Taki „Shoot Me Again” brzmi dość płasko, a „Sweet Amber” robi wrażenie wprawki do właściwego numeru. Ech… rozumiem ochotę panów z Metalliki, żeby zrobić coś odmiennego od tego, co wcześniej się robiło, ale trochę według mnie przegięli. No nie przekonuje mnie bardzo nierówne brzmienie „St. Anger” i już!

Siódme wrażenie: Metallika z czasów „Czarnego Albumu” odzywa się w „Unnamed Feeling”, a następujący zaraz po nim „Purify” to jawne nawiązanie do „…And Justice For All” z elementami „Reload”. I to jest, jak dla mnie przynajmniej, najlepszy moment albumu. Fajne, czyste wokale na zmianę z typowo hetfieldowymi plus niezłe gitarki i wreszcie odrobinę melodii. Ja bym chciał, żeby tak brzmiała Metallika. Ale cóż…
Tym, którzy znają dokonania Amerykanów tylko z ich ostatnich produkcji, „St.Anger” raczej nie przypadnie do gustu, bo to rzecz o wiele mocniejsza. Ci, którzy z kolei tęsknią za energią „Kill'Em All” i świeżością „Master Of Puppets” także nie powinni spodziewać się wielkiego uniesienia. „St.Anger” to płyta pośrodku. Taki trochę krok do przodu, trzy kroki do tyłu.

ocena: 3/5

Powrót do góry