Problem z gardłującymi paniami jest zawsze taki, że albo chciałoby się, żeby niewiasta zaśpiewała też coś czystym głosem albo zabrzmiała tak potężnie jak facet. O ile niestety to drugie sprawdza się niezwykle rzadko (patrz jedyny pozytywny rezultat w postaci Sinistera), to pierwsze można spotkać już częściej. Niestety wokalistka Nemesis, Aleksandra Maciejewska, nie czyni nic ani w jednym, ani w drugim kierunku. W rezultacie mam wrażenie, że jej partie są jednak najsłabszym elementem płyty. A szkoda, bo przy growlującej damie możliwości rozwoju mnóstwo.
Muzycznie ów młody band (istniejący od 2001 roku) obraca się w rejonach black/death/doom z naciskiem na ten ostatni składnik. Mocno mi to przypomina wczesne dokonania Rotting Christ, może ze względu na przebijające tu i ówdzie klawisze. Właśnie, klawisze… Do Ruins Of Souls jest dołączone poprzednie demo zespołu, After Dark, które pozwala prześledzić drogę, jaką kapela przeszła (na marginesie: bardzo dobry pomysł, który jednak niewiele zespołów wprowadza w życie). I tam właśnie słychać wyraźnie, jak dużą rolę odgrywały klawisze w muzyce Nemesis. I jak fajnie brzmiały. Na Ruins Of Souls ustąpiły one wyraźnie miejsce wysuniętym do przodu gitarom oraz bardzo nietypowo (jak na tę muzykę) dobrze słyszalnemu basowi. Czy wyszło to na zdrowie muzyce? Moim zdaniem jednak nie. Niesztampowe aranżacje (chwilami ocierające się o jakąś muzykę filmową) klawiszy dodawały Nemesis smaczku, fajnego klimatu. Na Ruins Of Souls tego brakuje. Gitary, które wysunęły się na pierwszy plan nie do końca potrafią stworzyć interesujące faktury, a klawisze pobrzękują sobie w tle nieśmiało. Osobiście wolałbym , żeby kapela poszła drogą wyznaczoną przez After Life, które w porównaniu do najnowszego dema brzmi ciekawiej, żywiej i oryginalniej jednak…
Ale nie ma co załamywać rąk. Nemesis gra fajnie i sprawnie porusza się w blackowo doomowych klimatach, dodając odrobinę deathu w wokalach. Przydałoby się tylko usiąść i zastanowić, czy aby wcześniejsza droga nie była tą właściwą…