Nagrany cztery lata po wcześniejszym, takim sobie albumie Great Southern Trendkill, krążek Reinventing The Steel przyniósł Panterę taką, jaką powinna być – drapieżna, nieokrzesana, wściekła. Tytuł tej płyty jest zaiste proroczy – Pantera nie oglądając się zupełnie na panujące w świecie mody sięgnęła do swoich korzeni i nagrała najbardziej bodaj bezkompromisowy album w karierze. Brutalny i agresywny jak skurwysyn, kopiący buciorem między oczy. Wystarczy posłuchać Goddamn Electric, Revolution Is My Name albo I'll Cast A Shadow, żeby zrozumieć, dlaczego Pantera stała się wyznacznikiem brzmienia dla bardzo wielu zespołów. Energia, która płynie z głośników poraża. Poraża na tyle, że po wysłuchaniu po raz setny Reinventing The Steel i wywrzeszczeniu razem z Philem Anselmo Yesterday Don't Mean Shit nie mam już siły ni pomysłu, co można napisać o tak epokowym dla metalu albumie. I na koniec jeszcze tylko dwie uwagi: nie wiedzieć czemu termin „power metal” odnosi się do nieco innej muzyki niż ta, którą grała Pantera, a przecież czego, jak czego ale powera tu nie brakuje. A po drugie: oczywiście można żałować, że nie ma już Pantery, ale trzeba też się cieszyć, że jest Down.
ocena: 5/5