Brutal death metal z mieszaniną grindu z Włoch. Czy nie brzmi to jeszcze ciągle dość egzotycznie, dziwnie. Tam raczej nie było, i niema zbyt aktywnej sceny, imającej takim graniem. Być może dzięki takim kapelom jak PENIS LEECH, częściej, przynajmniej edytorzy zine’s, będą spoglądać w kierunku słonecznej Italii, z nadzieją wypatrzenia jakiegoś zupełnego novum. A no zobaczymy. Czas pokaże, na co stać tamtejszych maniaków ekstremalnej muzy. Tym czasem ekstremiści z recenzowanego PENIS LEECH poczynili niejako pierwsze kroki, w kierunku integracji europejskiego metalu ha, ha. Nie są to jeszcze kroki milowe, a wręcz przeciwnie, skromne, aczkolwiek pewne stąpanie po muzycznej scenie. Sztukę, jaką uprawia ten chory zespół, można by skwitować w następujący sposób – brutalny death metal, z porażającą grind’ową ekspansją na ośrodki słuchowe. No i dorzucić by trzeba było, trochę mięcha w postaci gore’owych tekstów. Na promo złożyły się trzy numery. Wiem, że to raczej nie wiele, ale to taki odpowiedni limit na tego typu wydawnictwa. To, co słychać na tej taśmie, dość dobrze rokuje przyszłość zespołu. Dobrze dla fanów grania z początków minionej dekady. Z drugiej jednak strony, nie można sobie jednoznacznie wytworzyć wizerunku zespołu, biorąc tylko i wyłącznie ten fakt, iż w ich żyłach płyną stare mądrości. Kapela, mimo swoich fascynacji czasem przeszłym, wnosi do muzyki ducha świeżości. Czuć, że ten materiał powstał w czasach końca drugiego tysiąclecia. Zapewne wielu z was już zdążyło się znudzić okładkami ze stosem czaszek ludzkich i kości. Ale ja, kiedy rozpakowałem przesyłkę z Włoch, i oczom moim ukazał się ten właśnie widok, to trochę łezka się w oku zakręciła. Bo któż dzisiaj korzysta z takich środków ekspresji. Logo kapeli jest ostre i zakręcone. Bez żadnych tam gotyckich gryzmołów. Trzeba przecież od razu zaznaczyć swój charakter. A to przecież, tylko i wyłącznie wierzchnia część całość. Lecz dopiero to, co w środku, można by uznać za swego rodzaju smakowity rarytas, jeżeli wiecie co mam w tym momencie na myśli. Choć początki są dobre, to zdaję sobie również sprawę, że zespołowi potrzeba jeszcze trochę więcej czasu. Czasu, który utworzy bruzdy na ich zdziczałych i maniakalnych twarzach, zaś mózgi podzieli na sekwencje, tworząc z nich tym samym maszynę bojową. Już dzisiaj, PENIS LEECH nie lubi zwalniać tempa, zbyt często rzecz jasna. Ciągle brną do przodu. Oprócz złości, furii, i nienawiści, chorej agresji, w ich sztuce jest inteligencja, a to przecież nieodzowny element dobrej muzyki. Udało się im również przyzwoicie ubrać dźwięki w odpowiednie brzmienie. Nie jest ono ani zbyt wyczyszczone, ani też mało czytelne. Dobre, podziemne brzmienie. I to tyle, jeżeli chodzi o ten materiał. Na koniec jeszcze rozkład jazdy: „Altered Genetic Structure”, „Stomathological Devastation”, „Necropedophile Orgasm”. Wszystkim maniakom lubującym się w takich gigantach gatunku jak CANNIBAL CORPSE, SUFFOCATION czy też EXHUMED, życzę smacznego!!!
C/o Diego Fanelli
Via Delfino Pesce
25 70126 BARI
Italy