Pierwsze wrażenie po przesłuchaniu materiału Redemptora jest takie, że dawno nie słyszałem tak…klasycznie brzmiącej demówki. Klasycznie raczej w sensie jakości dźwięku, zresztą… Zdecydowanie jest to największy mankament Looking For The Violent Advance. Bo jeśli chodzi o samą muzykę, która jakoś przebija nieśmiało zza fatalnego brzmienia (nie no, przesadzam, po prostu tak sobie słychać…), to jest w porządku. W porządku, to znaczy z pomysłem, owszem. Przede wszystkim należy oddać honor muzykom i przyznać, że mają spore umiejętności – to słychać. Podobają mi się gitarki rzecz jasna i bas w tych krótkich momentach, kiedy go słychać. Fakt, że Redemptor obraca się w szeroko pojętych ramach wyznaczonych przez death i black metal nie jest bez znaczenia, jeżeli chodzi o wokal. Ten najważniejszy, według mnie, instrument w każdym bandzie spisuje się w łomżyńskim zespole średnio, ale nie najgorzej. Przydałoby się nieco więcej urozmaicenia, więcej kombinacji z partiami wokalnymi, bo póki co brzmią one identycznie w każdym w zasadzie numerze. Szkoda, bo skoro muza ciekawa i chwilami zaskakująca, to wokal mógłby iść z nią w parze… To, co mnie jeszcze boli, to perkusja. Nie dość, że słabo słyszalna, to jeszcze równie twórcza, co wokal. Ech… szkoda, bo reszta instrumentów radzi sobie świetnie. Nawet klawisze objawiające się przede wszystkim w instrumentalnym intro i outro, ale też we wstępach do kilku numerów oraz wstawkach. Nieco pretensjonalnie wypadają w takim Through The Secret Ocean, który jest minutową miniaturką, niepotrzebną chyba. Fajnie z kolei brzmią w takich momentach, gdy tworzą tło pod szaleństwa gitar (końcówka Princess On The Hands Of Mentor). Zresztą solówki to zupełnie odrębne zagadnienie. Zazwyczaj wcale nie są proste, wyraźnie czuć w nich wpływ człowieka, któremu dedykowany jest jeden z numerów – świętej pamięci Chucka Schuldinera (The Torment Of The Gritter Act). Inspiracje Death nie są zresztą wcale takie rzadkie na tym materiale, lecz stanowią prawdopodobnie jedno z głównych źródeł natchnienia dla muzyków.
Podsumowując: materiał łomżyńskiego Redemptora to rzecz warta uwagi, lecz zniechęcająca za sprawą słabego brzmienia. Jeśli jednak zapomnieć na chwilę o tym drobnym mankamencie i wsłuchać się w grę muzyków, to można wyłowić pomysłowy, świetnie zagrany death/black. Przed Redemptorem jeszcze oczywiście wiele pracy (wokal), ale początki obiecujące jak najbardziej…