ANTICREATIVE DEATHININTION „Out Of Tune”

ANTICREATIVE DEATHININTION „Out Of Tune” - okładka


Cholernie trudno mi pisać o tego typu muzyce, nie posiadając w zasadzie żadnego punktu odniesienia. Diabelnie ciężko powiedzieć coś interesującego i konkretnego, kiedy ma się do czynienia z pokręconym dziełem, które nie ma odpowiedników. Po prawdzie przecież żadna płyta z kręgu eksperymentalnych dokonań na polu elektronicznie generowanych dźwięków przyprawionych szczyptą brzmieniowych udziwnień i głosów nie z tego świata nie ma żadnej konkurencji, jest jedyna w swoim rodzaju. Postuluję stworzenie dla każdego albumu odrębnego gatunku nazwanego przez samego twórcę. Toż byłby mętlik!

Oczywiście w przypadku Anticreative Deathinition można wyliczać drobne i pojedyncze podobieństwa – w gruncie rzeczy niełatwe do wyłapania. Pojawiłyby się tu zarówno nazwy znane powszechnie i cenione, jak i całe zastępy kapel, które zna może dziesięć osób. Poza tym naturalnie rzesza wykonawców, którzy w jakiś tam sposób odcisnęli swoje piętno na Out Of Tune, lecz których nawet me skromne uszy nie poznały.

Prawdopodobnie ktoś, kto siedzi po owe receptory zanurzony w podobnej muzyce wytknie mi zaraz, że nie podaję choćby jednej nazwy, z którą ewidentnie Anticreative Deathinition się kojarzy, lecz przyznać muszę, żem osobiście daleko od podobnych eksperymentów dźwiękowych sytuowany i opisywać je mogę ledwie z pozycji przypadkowego gościa w domu hałasu. To też czynię.

Anticreative Deathinition tworzy muzykę, którą muzycy określają mianem strange industrial/electronics sampler/ambient. Kropka. Dla mnie deathinicja nieco rozwlekła, którą można skrócić do słowa „niepokojące”. Zaprawdę, gdy przesłuchiwałem Out Of Tune na zewnątrz wcale nie było ciemno, a ja zwidów żadnych nie miałem oraz środków poszerzających świadomość nie brałem. A jednak wrażenie niepokoju pozostawało. Piszę to na plus, jako że sztuką dla mnie jest stworzenie takiego nastroju, który prostymi środkami wywołuje lekką paranoję. Mało która kapela stricte rockowa osiąga to za pomocą klasycznie rockowego składu. Formacjom eksperymentalnym łatwiej w pewnym sensie.

Intrygują szczególnie te numery, w których gęste brzmienie tworzą instrumenty klawiszowe oraz specyficznie wykorzystane „ozdobniki” w postaci głosów, odgłosów, dźwięków, plam itp. Ambient Bulb Breaking lub Fatah Untermensch tudzież Kiosk Of Movement. Niezłe, zakręcone, z pomysłem zrobione kompozycje. W opozycji do nich stoją nieliczne nieudane kompletnie utwory – tytułowy (nudny jak flaki z olejem, niepotrzebny) i Bring Out Your Dead (z fragmentem Świętego Graala Monty Pythona, jeśli mnie pamięć nie myli). Ten drugi kawałek przypomniał mi o czymś z „zupełnie innej bajki”, a mianowicie kasecie dodawanej onegdaj do Masońskiego Magazynu Komiksowego Cyrkielnia, gdzie kolesie fajnie potraktowali fragment ze wspomnianego filmu, wplątując go w jakąś dziwaczną muzyczkę. Cóż, zrobili to nieco ciekawiej niż Anticreative Deathinition – jeśli wolno mi coś sugerować, to zrezygnowałbym z podobnych kombinacji na przyszłość. Podobnie zresztą rzecz się ma z JWDP II – goście z Cyrkielni też wplatali z swoje kawałki fragmenty nagrań z Radia Maryja i robili to lepiej. Nieudana próba, moim zdaniem, głupawa. Dziwne wrażenie pozostawia Schideck – chory kawałek, mój młodszy brat się go boi.

I to dla Anticreative Deathinition pewnie niezła rekomendacja. Anyway, trudno tak naprawdę przekazać całość doznań towarzyszących tej płycie. Najlepiej samemu posłuchać, tym bardziej, że nęci zupełnie odjechane opakowanie, jedyne w swoim rodzaju – trochę jak muzyka.

kontakt: anticreative@poczta.onet.pl
http://deathinition.republika.pl

ocena: 6.3/10

Powrót do góry