Na wstępie muszę pochwalić Miracle za to, że bardzo profesjonalnie wydali własnymi siłami swój album, zaopatrując go we wkładkę ze zdjęciami i tekstami, a także intrygującą okładkę. To cieszy, że kapele w obliczu niechęci wytwórni w inwestowanie w nowe zespoły biorą sprawy w swoje ręce. Oby więcej takich inicjatyw.
Miracle to w zasadzie dwóch ludzi: Jan Schneider (obsługujący gitarę i wokal) oraz Robert Nowak (instrumenty perkusyjne i klawiszowe). Ponadto we wkładce wymieniony jest mniejszym drukiem Miłosz Andrzejewski (gitara), więc zakładam, że chodzi o dodatkowego muzyka, a nie pełnoprawnego członka kapeli. No, ale umówmy się – nie to jest najważniejsze.
Skupmy się na muzyce. Jaka ona jest? Dziwna, moim zdaniem. Dziwna dlatego, że nie daje się jednoznacznie zakwalifikować, trudną ją wrzucić do jednej szufladki. Po pierwszym przesłuchaniu miałem wrażenie obcowania z Paradise Lost, które owszem, postanowiło wykorzystywać klawisze, ale w zgoła inny sposób niż to faktycznie czyni. W Miracle instrumenty elektroniczne grają niemal pierwsze skrzypce, a ich udziałem są rozległe tła i ozdobniki. Tak brzmią szczególnie Illusion, Kneeling czy utwór tytułowy. Gitary ewidentnie kojarzą mi się z Paradise Lost. Gorzej z wokalem. Wydaje mi się, że jest to niestety najsłabszy element układanki Miracle – zbyt mało wyrazisty, trochę nijaki, bardziej wrzeszczący niż melodyjnie śpiewający. Chociaż z drugiej strony w takim Name Of Eternity sprawdza się fajnie – to numer w klimacie podrasowanego elektronicznie Moonspella, silnie zrytmizowany, na pewno jeden z ciekawszych na płycie. Chłopakom zdarzają się intrygujące wycieczki w nieco bardziej odjechane rejony, w których szaleją klawisze i robi się mroczna atmosfera (jak choćby w końcówce Freedom And Happeness – swoją drogą, to radziłbym na przyszłość uważniej pisać tytuły, chyba że zamienienie „i” na „e” było zabiegiem celowym…).
Najbardziej jednak „klawiszowy” jest Redness Of Your Blood, gdzie brzmiący w tle elektroniczny chór nijak mi nie pasuje do całości – w sumie najsłabszy numer na płycie. Niejako na deser po głównej części albumu otrzymujemy dwa dodatki. Pierwszy z nich to kapitalna, gitarowo-klawiszowa wersja numeru Smalltown Boy duetu Bronski Beat (dla niezorientowanych: brytyjski duet działający w latach 80., który tworzyli Jimmy Sommerville i Bronski, w życiu prywatnym para). Przyznać trzeba, że Miracle zrobili ten utwór po swojemu tak, że jeśli ktoś nie zna oryginału mógłby spokojnie uznać go za kolejną autorską kompozycję grupy. Drugi z dodatków to remiks Name Of Eternity z podtytułem Wellcome To Acid Theatre (i znów błąd! za dużo „l”! panowie, więcej uwagi! – ciekawe, że teksty we wkładce wydrukowane są po polsku…). Bardziej elektroniczny w swojej strukturze, niż „normalna” wersja może się podobać – kto wie, czy nawet nie lubię go bardziej…
Podsumowując: ciekawa propozycja, mimo kilku wad. Niezłe kompozycje, spora dawka energii, może zbyt dużo podobieństw do bandów w rodzaju Paradise Lost, Moonspell czy np. The Gathering, lecz na szczęście nie jakichś nachalnych, wymuszonych. Warto się zapoznać. Najlepszy utwór? Tytułowy.
ocena: 7.2/10