Jest sam środek stoner rockowego zamieszania. Kapele powstają i upadają. Nawracają się na nową modę. Próbują wpisać się w to, czego słucha (zachodni) świat, dlatego odgrzewają patenty sprzed trzydziestu lat, dodają szczyptę jeszcze wcześniejszej psychodelii, a całość produkują w nowoczesnych warunkach. Rezultatem jest mieszanka tyle mocna, co ulotna. Po roku moda mija. Pozostają płyty i nieliczne kapele. Część z nich się broni, inne niekoniecznie. Spiritual Beggars należy na szczęście do tej kategorii, która po latach brzmi jeszcze całkiem nieźle i przekonująco. Mantra III, nagrany dwa lata przed Ad Astra – albumem, który zaprowadził ich do świata pokręconych psychodelicznych dźwięków i dziwnych wypraw – brzmi doskonale.
Przede wszystkim słychać tu bluesa przefiltrowanego przez dokonania Black Sabbath z domieszką grunge'owych harmonii. Chwilami mam wrażenie jakbym słuchał grających szybciej Alice In Chains. A zaraz potem jakby Iommi i spółka nagrali nowe numery. Dodatkowo uparte ucho odnajdzie wspólne elementy między Spiritual Beggars a Black Label Society – wszak korzenie te same, a wokalnie też całkiem blisko.
Blues tu jest potężny, zamaskowany ścianą riffów i doomowych masywnych progresji, tylko jakby przyspieszonych, na wyższych obrotach. Oczywiście czasem zdarzą się już psychodeliczne szaleństwa i kombinacje (końcówka Lack Of Prozac chociażby lub Inside Charmer), ale z drugiej strony jest nawet przebojowa, bardzo melodyjna, urozmaicona smyczkami kompozycja Euphoria. Ciekawostką jest Superbossanova, w rytmie adekwatnym do tytułu, z Hammondem i delikatną gitarą – fajny przerywnik. Może się podobać bliski twórczości Kenny Wayne Shepherda bluesik Send Me A Smile. Cosmic Romance z kolei to Deep Purple z Davidem Coverdalem i Glennem Hughesem z okresu Burn i Stormbringer – niczym żywcem wyjęte, ale zajebiste, naprawdę jeden z najfajniejszych fragmentów płyty.
Spiritual Beggars na Mantra III to kwintesencja stoner rockowego grania – dynamicznie, ale z odrobiną psychodelicznych odjazdów. Masywnie i ponuro, ale melodyjnie. Wściekle, ale z typowo bluesowymi solówkami. Jako taki, album należy bezsprzecznie do kanonu stylu i jeśli nie wiesz jeszcze, jak brzmiał stoner rock, to Mantra III z powodzeniem ci go przybliży.
ocena: 8.2/10