IMMEMORIAL „After Deny”

IMMEMORIAL „After Deny” - okładka


Bardzo poschizowaną wersję IMMEMORIAL można poznać na „After Deny”. Nie ma tu już mowy o superbombastycznej płycie, bo ta jest wręcz oschła, słuchacz doprawdy musi skupić się wraz z muzykami, bardzo wejść w, napinać nerwy wraz z, skonsolidować z grubymi murami próbowni, poczuć wręcz stojące powietrze, tłuste, niskie i którym nie da się oddychać, wyczuć klimat wręcz dobrze nagranego reha. Szczerość surowego death metalowego soundu. Dziwi mnie krok taki, choć popieram, popieram jak najbardziej, lecz zastanawiam się, czy przypadkiem ktoś, kto dotąd o IMMEMORIAL słyszał wiele, lecz słuchać począł od tej płyty, nie będzie zdezorientowany. Ciężka więc droga przed kapelą, jak sądzę, ponieważ poszli bardziej w doświadczenia – wręcz wyszła im płyta stricte undergroundowa, eksperymentalna, a logika przecież nakazywałaby drugą płytę uczynić lżejszą, przystępniejszą. Kto zna losy zespołu, ten wie, dlaczego…

Nie będę się zasłuchiwał tą płytą. Nie teraz. Myślę, że włączę ją raz na jakiś czas, uchylę czapki przed decyzją, lecz trudno mi będzie słuchać jej często. Dlaczego? Bo to nie jest tego typu płyta. By nie zepsuć będę raczej słuchał rzadko.

Po pierwsze: trudno mi opisać dziwny styl. Death, to tak, ale z czymś. Z czym? Hm. Nie wiem, ale choć to raczej jest atut zespołu, na razie mnie przerasta.
Po drugie: brzmienie. Bardzo, bardzo w dół (dotyczy wszystkiego włącznie z wokalem) plus dziwny piach gitar. Co za tym idzie – preferowana masa a nie selekcja. Ja zdecydowanie kocham to drugie. Więc póki nie dotrę czemu i nie przestawię umysłu – będę smakował z dużą ostrożnością.
Po trzecie: nie da się zbyt często słuchać rzeczy tak ciężkiej a zarazem trudnej a przy tym wręcz chorej, choć nie do końca psychodelicznej, na co zwracam uwagę. Mi osobiście brzmi to jak zapis istniejącej irytacji w kapeli, lecz jeszcze nie przekonania, że to już ta droga na zawsze. Acz jest to ciekawe. Płyta jest celowo trudna do słuchania, tak ją zrobiono planowo. Nadmiar uszkodzić może więc mózg.
Po czwarte: może nie jest to poważne, lecz… sprawa projektu okładki. Wygląda jak opakowanie zastępcze. Tu muszę uchylić trochę kulis. Nie wiem, czemu moja żona nie dogadała się jednak z zespołem na wykonanie tego projektu. Teraz naciskałbym ją mocniej. Choć miło mi niezmiernie, że taka propozycja padła ze strony zespołu. Przepraszamy Was z tego miejsca, ale mieliśmy trochę srania, bo moja była w ciąży i nie był to zbyt dobry okres na myślenie o czymś innym. Co to ma do częstotliwości słuchania? Myślę, że może mieć, bo z innej beczki – ten projekt oficjalny jest moim zdaniem ni w pięć ni w dziewięć do muzyki (choć moja żona twierdzi akurat, że użyta okładka jest „okładkowa”), a dla przeciętnego, docelowego słuchacza, może to być też czynnik istotny.
Na później więc zostawiam sobie tę płytę. Zwłaszcza będę drążył w tym pomyśle skatalogowania (o ile dobrze zajarzyłem) tych dołujących, wręcz niepopularnych tematów, tych osobiście opisywanych skrzywień psychicznych, które obrazują teksty. Może źle mówię, bo trudno nazwać np. samobójstwo, czy bunt, skrzywieniem psychicznym, już prędzej pewnym stanem psychicznej kondycji umysłu. Pod tym kątem z czasem zamierzam rozbierać ten album.

Niemal wszystko, czego dotykał w Selani Studio realizator Szymon Czech nosi ślady psychodelii. Tym tropem podążać będę dalej, acz są tu tylko śladowe jej ilości.

Wygląda mi ta płyta na raczej ambitną próbę zrobienia czegoś w Polsce innego, działanie typu „walić ogólnie przyjętą transmisję, zróbmy coś dla siebie, pójdźmy na całość, głęboko w temat, ale personalnie i osobiście, zróbmy muzyczny zapis NASZEGO strumienia świadomości. Nie róbmy z tego jednak role-playa, lecz wykorzystajmy nasze własne doświadczenia, depresje…” Dopóki będę tak czuł ten materiał, myślę, będzie to dla mnie wciągające.

No dobrze. Ale zapytacie, co z muzyką? Jak im wyszło? Zmienili wokalistkę, więc jak śpiewa…? No przecież to jest IMMEMORIAL! Gówna by nie nagrali przecież. Na tej płycie, muzycznym wszak wyrazie sztuki – muzyka jest dla mnie ledwie tłem czegoś, jakiejś idei, jakiegoś pomysłu. Czegoś, co zastanawia mnie, i to jest dla mnie dużo ważniejsze niż, z całym szacunkiem, muzyka. W tej chwili jest mnóstwo dobrych kapel. Muzyka w przypadku opisywanej tu płyty wspiera coś dużo bardziej istotniejszego. Zespół jakby urwał się z jakiejś smyczy, do czegoś dojrzał, miał czegoś iluminację. Dlatego uważam, iż szukać tego należy, a olśnienie przyjdzie na mnie z czasem. Bo przyjdzie kiedyś. Żeby dobrze opisać ten album należałoby siąść do tego za 2 lata może. Tak uważam, bo w tej chwili – jeszcze za wcześnie. Być może i sami muzycy z tego sobie do końca nie zdają sprawy, bo dzieło powołane za pośrednictwem ich ciał, żyć poczyna na własny rachunek. I tak samo, żeby czuć pełną satysfakcję ze słuchania tej płyty, trzeba by rozebrać ją wielokrotnie na części, odpowiedzieć wpierw na wiele „dlaczego?”, a nie opisywać „jak?”.

ocena: 8/10

Lista utworów

Join Me In Hell (intro)
Angel Of Sorrow
Suicide
Day Of Anger
Tanatos
Corrupted by Death
Wooden Box
Homeless Corpse
Longing For A Sin
Carrion
Evil Fills Me
Depression

Powrót do góry