NAKED TRUTH „Fight”

NAKED TRUTH „Fight” - okładka


Krążek (a po prawdzie dysponuję kasetą) NAKED TRUTH to przykład albumu zespołu upartego w swym poszukiwaniu tożsamości muzycznej. Płyta z 1993 roku „Fight” jest wręcz antyprzebojowa, choć ułożona, ciężka choć lekka. Wydawca pewnie próbował wydać coś ambitniejszego, ale bez pazurków. Ten dziwaczny materiał za pierwszym przesłuchaniem wydaje się być ani nie dla masowego słuchacza, ani dla podziemniaka. Dziwny to metal, dziwny to rock. Nie słyszałem takiej płyty w wykonaniu żadnej dużej i znanej kapeli. NAKED TRUTH do tego grona również nie dołączył. Brak ujednoliconego stylu, dziwne chwilami brzmienia – jakby z taniego studia, czasem monotonia. Jakby była to po prostu płyta czwórki czarnych muzyków wydana dla grona znajomych. Wiadomo mi chyba, co kierowało wytwórnią, iż wydała ten materiał, ba, nawet na Polskę. Oprócz niewątpliwego szlifu muzyków, marzył się wydawcy sukces na miarę LIVING COLOUR, kurcze, a tu nici…. Zespół nie zaskoczył…

Wszystko to, co powyżej napisałem, nie oznacza, że nie można tej płyty słuchać z przyjemnością. No ale potencjalny słuchacz musi lubić i trochę funky, i metalu, i elementy jazzu, i alternatywy. Wiadomo, jak to murzyni, koncentrują się bardzo na lepkim rytmie, pulsującym basie, kiedy biali woleliby bardziej prostolinijnie pierdolnąć po całości. I tu musi tkwić problem NAKED TRUTH. Nagrali muzykę nie-czarną, i nie-białą. Jest to muzyka, gwarantuję, ale podejrzewam, że każdy, komu bym to puścił bez słowa, czułby się dziwnie. Jak metalowiec na dyskotece z lat 70-tych.

Technicznie muzycy grają tak, jakby bali się przekroczyć granice i coś obrać konkretnego. Niewątpliwie kawałki są przemyślane, ale nie słychać też do końca tego, co stanowi o sile każdego zespołu – umiejętne słuchanie się nawzajem. Sekcja pracuje tak schematycznie i podręcznikowo, że można się poczuć jakby słuchało się warsztatów dla basistów i bębniarzy… Wyszła więc muzyka niby potencjalnie komercyjna, niby zagrana przez sprawnych muzyków, ale sukcesu nic, w ogóle… Może za sprawą sennego wokalisty, a jak wiadomo, dla 95% słuchaczy siła sugestii kapeli tkwi w przystojnym i ciekawym panu przed sitkiem? Wrzaśnij chłopie na te dziewczynki! – rzecze każdy długowłosy białas… – Chcesz grać naszą muzę, to rób to jak my! Wrażenie jest takie, jakby Krzysztof Ibisz miał śpiewać co najmniej w TSA :-).

Ale mimo wszystko jest to jedna z moich bardziej ulubionych kaset, do której wracam po jakimś czasie, chcąc to zjawisko zrozumieć, i zawsze odkrywam coś dla siebie, coś nowego, przeoczonego. Pomimo tylu lat. Inna sprawa, że cała płyta to za dużo na jeden raz.

ocena: 6,5/10

Lista utworów

The Door,
Tormented World,
Downtown,
Lovejoy,
Black,
Read Between The Lines,
I Am He,
Fight,
Telepathy,
Third Eye Spy,
Red River

Powrót do góry