7.0/10.0 (bo to jednak tylko demo)
I jak mam nie mieć tu osobistego stosunku, skoro nie dość, że jest to płyta zawierająca solowy materiał człowieka, którego w pewnym okresie życia mogłem uważać za kogoś w rodzaju swojego ucznia, mało tego, łączyły mnie z nią wspólne przygody podczas grania w zespole MekTuB, wspólne płyty, mało tego jeszcze, na płycie udzielił się dodatkowo kolejny członek rozwiązanego przed dwoma laty MekTuB, czyli Mikołaj Adamski, a jakby tego było mało materiał otwiera, jakby na przypomnienie skąd panowie są, utwór „Let The Butterfly Fly”, do którego kiedyś miałem przyjemność napisać tekst, a nagrany tu od nowa, w nowej mocnej aranżacji.
Łukasz zaskoczył mnie kolejny raz, bo zawsze mnie zaskakiwał w ten sam sposób, a mianowicie tym, jak łatwo przychodzi mu rozwój jako muzykowi, zaskoczył mnie tym, że sam w pojedynkę potrafił stworzyć materiał tak intrygujący mnie. Może wynika to po części z tego, że nigdy nie była mi obca taka stylistyka, taki sposób myślenia o graniu. No, więc, cóż tu mamy?
Muzycznie można określić ten materiał, oczywiście wyjściowy, bez ambicji na super płytę itp., jako utrzymany w jednak grunge'owym klimacie mix sięgający i po utwory z konwencji Korna, i po trosze Alice In Chains, a w związku z tym też i solowych produktów Jerry'ego Cantrella, w dużej dawce Pearl Jam, część swoich inspiracji Łukasz wręcz wyłożył na tacy, a więc Mazzy Star i Frusciante (którego akurat nigdy specjalnie nie kochałem), no i cała ta fala uderzeniowa w postaci postgrunge'owej, garażowej itp. To było oczywiste dla kogoś, kto zna muzyka, jeszcze przed wrzuceniem płyty do odtwarzacza. To co jest zaskakujące, to cała ta praca włożona w domowym studiu, aranżacja, może niekoniecznie brzmienie, co wywikłanie się z niedostatków sprzętowych samym pomysłem. Cieszę się, że Łukasz pokochał, jak sądzę, na dłużej to, co i ja – formę psychodelicznej piosenki przeplatanej beatlesowskimi harmoniami i sabbatowskim uderzeniem w tych bardzo nielicznych chwilkach. Cieszę się, że stawia na melodię, a nie na powalające z nóg brzmienie, myślę, że nasz w pewnym sensie guru (może bardziej mój niż jego) Neil Young mógłby z przyjemnością przyłożyć ucha do tej płytki.
To, co oczywiście mi się osobiście podoba, to fakt, że płyta jest różnorodna, mamy ugłaskane, acz schizujące kołysanki, a także mocniejsze uderzenie, mamy także różnorodność wokali, łącznie z totalnym bajzlem, którego sztandarowa inkarnacja występuje głównie w refrenach utworu „Against” (celowe zabiegi z m.in. rzadkimi interwałami, drażniącego ucho wibracjami, do tego bardzo niedbały trzeci, bądź czwarty głos, a nic przypadkowo), śliczne wykorzystanie kaczki, np. kompozycja „Thoughts Went Away”, podrabianie gitarą elektryczną instrumentu smyczkowego (super) vide „Five String Serenade”, „wesoła inaczej” piosenka o tym, że się nie ma paranoi a przecież, coś w głowie rodzi się niepokojącego, jakieś złe przeczucie „Bad Feelin'”, przez niektórych może nawet będzie to utwór najbardziej przebojowy.
Podsumowując, oczywiście nie jest to materiał, który można sobie wydać i stać się sławnym, pięknym, młodym i bogatym, bo jednak jest to home recording wsparty komputerem. Ale gdyby stało się tak, że ktoś gdzieś kiedyś postawiłby na taki repertuar, na te piosenki, to po wsparciu wszystkiego solidnym brzmieniem i żywą perkusją, jezuuuu… ale by to jebnęło po czaszce…!!!! Wybaczcie, ale ja się będę tym zachwycał i tradycyjnie wybaczał wszystkie grzechy…
PS. Nie wiem, czy materiał jest do kupienia, ale możecie ładnie poprosić o jakąś kopię.
Kontakt: perfect_crisis@interia.pl
ocena: 7/10
Lista utworów
Let The Butterfly Fly,
Thoughts Went Away,
Against,
Bad Feelin', Five String Serenade (MAZZY STAR),
So Would Have I (J. Frusciante),
In My Arms,
Fakin' (instr. vers.)
Skład
Łukasz Kruszewski – wszystkie instrumenty; gościnnie Mikołaj Adamski – gitara, wokal w „Let The Butterfly Fly”