Muzyka: Doom Metal
Strona internetowa: http://www.eternalsolitude.com/
Kraj: USA
Czas: 01:00:16 (9 songs)
Na co dzień, sąsiedzi znienawidzonego przez wszystkich Prezydenta Busha, w nocy, nieokiełznani i szaleni metalowcy. Od wydania ostatniego długogrającego krążka Teksańczyków minęło sporo czasu, bo przeszło 8 lat. Mowa tutaj oczywiście o „Adagio”, która w niektórych środowiskach zyskała już status płyty kultowej. Niektóre zespoły, przez tak długi okres absencji, dawno zostały by już pogrzebane, ale nie Solitude Aeturnus. Po długim okresie przemilczeń i wyczekiwań, wierny tradycjom klasycznego doom metalu, zespół powraca na scenę ze swoim arcydziełem zatytułowanym „Alone”.
„Alone” to płyta jakiej jeszcze nie było i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Brzmi to może banalnie, ale takie są moje odczucia. Tak klimatycznej, atmosferycznej i nawiedzonej dawki dźwięków nie było dane nam słyszeć od dawien dawna jeśli chodzi o korzenny doom metal. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, (co warto zaznaczyć) bardzo odważne, iż nowe dziecko Teksańczyków bije na głowę sztandarową już płytę „Nightfall” oraz nową „King Of The Grey Island” z pod znaku Candlemass, na której z resztą Lowe udzielał się wokalnie i przyjął posadę etatowego wokalisty.
Pierwszy dowodem na niezaprzeczalny depresyjny i mroczny klimat ów płyty, jest już sama okładka, która bezdyskusyjnie stanowi mocny atut podkreślający środek wyrazu płyty jakim jest muzyka. Na wspomnianej okładce widnieje postać, która podczas późnej, jesiennej pory postanowiła skończyć ze swoim marnym żywotem poprzez powieszenie na starym drzewie, wiekowym drzewie. Osobiście przyznałbym Oscara Travisowi Smithowi za wykonanie tejże okładki, ale jak na razie poprzestanę na twórcach „Scent Of Death”, 10 minutowego (sic!) utworu, który otwiera całą pompę funebris. Utrzymany w wolnych, dołujących tempach, w towarzystwie wyciągnięte do granic możliwości głosu Roberta Lowe, który popis swoich możliwości wokalnych daje na całej płycie. Świetny „Upon Within”, który majestatycznym i podniosłym wstępem wprowadza nas w ucztę dźwięków, w której będziemy uczestniczyć blisko 8 minut.
Generalnie płyta jest pod względem aranżacji, długości kompozycji i pomysłów bardzo progresywna, co tylko zaostrza apetyt. Krążek dominuje w wolne tempa, gdzie nie gdzie daje tylko ujście swoim dynamicznym zapędom, które podlane przebojowym solo gitarowy tworzą niezłą całość (Waiting For The Light).
Ewidentnie słychać inspiracje Black Sabbath, gdyż nawet sam zespół w wywiadach otwarcie przyznaje się do swojej jedynej inspiracji, którą jest właśnie Ozzy i spółka.
Jeśli nie wiesz co ze sobą zrobić, cały otaczający świat znudził Cię już swoją głupotą, przygotuj mocny sznur, wybierz ładne drzewko, idź do Empika, kup „Alone” i do dzieła.
ocena: 9/10
Lista utworów
1. Scent of Death
2. Waiting for the Light
3. Blessed Be the Dead
4. Sightless
5. Upon Within
6. Burning
7. Is There
8. Tomorrows Dead
9. Essence of Black
Skład
Robert Lowe – wokal
John Perez – gitara elektryczna
Steve Moseley – gitara elektryczna
James Martin – gitara basowa
Steve Nichols – perkusja