Muzyka: Power/Thrash Metal with Harsh Vocals
Kraj: USA
Czas trwania: 49:09
Recenzja ta rodziła się bólach. Nie dość, że zabierałem się do niej kilka razy i długo nie mogłem nic konstruktywnego napisać, to jeszcze tyle razy zmieniałem ten tekst, że za ten czas napisał bym z pięc innych recenzji. Jednak powiadam wam, o tym albumie warto było napisać.
Pierwszy rzut oka na okładkę i skład zespołu i od razu po głowie chodzi mi jedna myśl: ”ta płyta nie może być słaba”, bo czy zespół na który składają się muzycy tacy jak: „Metal” Mike Chlaściak, Steve DiGorgio, Bobby Jarzombek czy Tim Clayborne mogli nagrać słaby materiał? Nie mogli, nawet gdyby chcieli. Oprócz tego w powstaniu albumu palce maczał sam Roy Z, więc teraz możemy byc o wszystko spokojni. Album będzie dopieszczony pod każdym względem i tak jest.
„Metal For Life” to 11 kompozycji plus intro a wszystko to trwa około 50 minut. Całość rozpoczyna „The Divine Birth Of Tragedy”. Powolne, ciężke intro, które powoli przygotowuje słuchacza do tego co ma nadejść za chwilę, a jest na co, bo już „Speak The Name” pokazuje jak gra nowa ekipa Metal Mike'a. Rozpędzona perkusja, agresywne riffy, bardzo dobre solówki i naprawdę porażający wokal. Tim Clayborne dysponuje niesamowicie diabelskim głosem, harczy, piszczy, growluje, krótko śpiewa niesamowicie. Co do samego utworu, to oprócz wspomnianych powyżej elementów, w polowie pojawia się zwolnienie, które dosłownie przygniata słuchacza, a głos Tima brzmi jak monolog diabła. Następne numery wcale nie odstają poziomem od „Speak The Name”. „Hosanna Hosanna” rozpoczyna agresywny i rozpędzony riff. Cału utwór jest utrzymany w średnio-szybkim tempie, ale i tutaj znajduje się parę przygniatających zwolnień oraz niesamowite, acz bardzo krótkie solo. „Words Kill Everything” rozpoczyna „dudniące” gitarowo-perkusyjne intro, aby po chwili przejsć do właściwej części utworu. Jak poprzednio mamy do czynienia z ciężkimi riffami, solówkami i mówcie co chcecie genialnym wokalem. No po prostu w tym momencie nie jestem w stanie inaczej się wypowiadać o tym wokaliście. „American Metalhead” rozpoczyna powolny, potężny riff. Pierwszy utrzymany w wolnym tempie utwór, za pewną nutką przebojowości. Jednak dla ożywienia dostajemy „Dogs In A Cage”, rozpedzony kawałek od początku do końca, gdzie na pierwszy ogień idąc opętańcze bębny. Natomiast kolejny numer to idealne przeciwieństwo tego kawałka. „Live And Die” to moim zdaniem jeden z najjaśniejszych momentów na płycie. Powolny, ciężki, ale przysięgam, genialny utwór. Ten refren to istna poezja, mógłbym tego słuchać w kółko. Ten walec kończy się gdzieś w połowie, po czym rozpędza się, jednak po chwili wraca do swojego walcowatego tempa i do genialnego refrenu, który wraz z solówką kończy ten cudowny numer. Kolejny kawałek to „Burn Flesh Burn”, utrzymany w średnim tempie, ale również na swój sposób przebojowy, jednak nie myślcie sobie, że to jakieś przeboje do radia. Po prostu dzięki temu utwór staje się znacznie łatwiej przyswajalny, a wcale to nie jest wadą. Tim nadal używa całej swojej przebogatej gamy różnorodnych wokaliz. Jednak jeśli komuś przeszkadzają te nieco melodyjne zagrywki to na pewno bedzie zadowolony z utworu tytułowego. Mocna jazda bez grama przebojowosci, za to pelna agreszynych riffow i przednich solówek. Następny numer to moim zdaniem obok „Live And Die” i „Scars In Black” jeden z najlepszych numerów na płycie. Mowa oczywiście o „Bloody Wings”, raczej wolnym kawałku, jednak mimo swojego cięzaru naprawdę przebojowego za sprawą refrenów. No po prostu numer poezja. „I Am Your Keeper” to utwór niemal instrumentalny, niemal bowiem gdzieś tak w połowie pojawia się kilka wersów, jednak lwią część numeru stanowią liczne solówki oraz mordercze riffy. Płytę zamyka wspomniany parę linijek wyżej „Scars In Black”m, szybki rozpoczynajacy się wstępem na perkusji numer. Niemal cały czas sunie do przodu, że aż miło, tylko od czasu do czasu pojawia się tylko nieco wolniejszy fragment, jednak nei trwa on długo i już w kilka sekund później utwór znów nabiera tempa.
Z nieciepliwością od długiego czasu już wyczekuję informacji o jakimś nadchodzącym nowym wydawnictwie Painmuseum, bo jeśli będize utrzymane na podobnym poziomie, to trzeba się szykować po raz kolejny na mega kill. m/
ocena: 08/10
Lista utworów
1.The Divine Birth of Tragedy
2.Speak The Name
3.Hosanna Hosanna
4.Words Kill Everything
5.American Metalhead
6.Dogs In A Cage
7.Live And Die
8.Burn Flesh Burn
9.PainmuseuM (Metal For Life)
10.Bloody Wings
11.I Am Your Keeper
12.Scars In Black (Japanese Bonus track)
Skład
Tim Clayborne – Vocals
Metal Mike Chlasciak – Guitars
Steve DiGorgio – Bass
Bobby Jarzombek – Drums