Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: doom/goth metal
Strona zespołu: www.mydyingbride.org
Dobre utwory: Scarlet garden, My wine in silence
Długość albumu: 59:14
Kolejna samotna wędrówka przez bezkres emocji, melancholii i rozpaczy wydaje się być dla mnie nieunikniona. Szczerze mowiąc ja te wędrówki bardzo lubie, przynajmniej wtedy spokojnie można zatopić się w otchłani dźwięków i iść w nieznane… o tak, nie z SENTENCED ale właśnie z MY DYING BRIDE. Kolejna niemal godzinna porcja mrocznej rozrywki a raczej smutku dla duszy (dziwne prawda? rozrywka a zarazem jednocześnie smutek), zostaje przeze mnie po prostu wchłonięta.
Po raz kolejny nie umiem zrozumieć jak mogłem wcześniej nie poddawać się tym dźwiękom. Moja druga pełna przygoda z niezwykle przejmującą twórczością Anglików wprowadza mnie w błogi niemal nieświadomy stan. Pomimo stanu mentalnej nieważkości potrafię się skupić nad każdą nutą wydobywającą się z głośników i przeżywam ją. Wszystkie takty, każde uderzenie, czysta emanująca mroczna aura to wszystko mnie urzeka. Choćby nie wiem jak pedalsko/emo/gotycko/pozersko to brzmiało ja mam to wszystko w dupie i staram się być normalny. Jedni cenią MY DYING BRIDE za death metalowe epizody (nie ukrywajmy te elementy wywierają wpływ na ich muzyce nadal, jednak w mniejszym, że tak powiem, nawet minimalnym stopniu), ja zaś jako słuchacz i od niedawna wierny adorator staram się pojąć mym nędznym umysłem ile smutku i cierpienia musiał przejść w życiu Aaron. Nie wiem, może nawet nie chce wiedzieć, sam też swoje przechodzę/przeszedłem a mimo to załoga Mojej umierającej panny młodej sprawia mi niekłamaną radość – w depresji.
Szkoda, że pisząc wcześniejszą recenzje nie słyszałem pierw tego materiału. W tej chwili trudniej jest mi porównać jeden do drugiego – ale stwierdzić muszę, że Songs of Darkness, Words of Light jest zdecydowanie cięższy a nawet w niektórych momentach brutalniejszy od jego następcy. Czego to zasługa? Po pierwsze głebokich growli Aarona, cięższych riffów, no i częstego wykorzystania podwójnej stopy. Niejednokrotnie gęsta praca stóp perkusisty (w umiarkowanych tempach) potrafi srodze przytłoczyć. Nasz ludzki mizerny kark nie powinien był w stanie wytrzymać ciężaru smutku i riffów na jaki narażają nas Anglicy… zamiast szubienicy śmierć od muzyki. Ciekawe, co nie?
Ten krążek ma u mnie pewne wyróżnienie. Dlaczego? Kompozycja pod niezwykle romantycznym tytułem My Wine in Silence jest po prostu piękna i stanowi opus magnum albumu. Te subtelne i delikatne przejmujące dźwięki wpływają na słuchacza niezwykle odprężająco i niemal skłaniają do refleksji. Ewentualnie, zawsze można zatopić się w otchłani i po prostu ponieść muzyce…
Własnie zauważyłem, że noc za oknem a mój odtwarzacz mp3 właśnie skończył się ładować… może zabrzmi to dziwnie ale ide na spacer… do lasu. Żegnajcie.
ocena: 10/10
Lista utworów
1. The Wreckage Of My Flesh 08:45
2. The Scarlet Garden 07:50
3. Catherine Blake 06:32
4. My Wine In Silence 05:53
5. The Prize Of Beauty 08:02
6. The Blue Lotus 06:33
7. And My Fury Stands Ready 07:45
8. A Doomed Lover 07:54
Skład
Aaron Stainthorpe: Vocals
Andy Craighan: Guitar
Hamish Glencross: Guitar
Ade Jackson: Bass
Sarah Stanton: Keyboards
Shaun Steels: Drums