Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Groove/thrash metal
Strona zespołu: http://www.lamb-of-god.com/
Dobre utwory: Ruin. 11th Hour
Długość albumu: 37:58
No i co ja tu mogę napisać, że jest zajebiście, że groove metal prezentowany przez Baranka Bożego ze Stanów wręcz wylewa się z głośników a połamana i niezwykle charakterystyczna gra braci Adler po raz enty doprowadza mnie do spazmów? Tak, dokładnie tak napiszę! 😀
I wcale się tego nie wstydzę, bo LAMB OF GOD to prawdziwy, nowoczesny niesamowicie oryginalny zespół który dosłownie wszystko ma dopiero przed sobą. A drugi wydany pięć lat temu album miał być preludium do dwóch genialnych jego następców.
Na As the palaces burn muzycy LAMB OF GOD wyraźnie dają do zrozumienia, że umiejętności powinny iść w parze z kreatywnością, a tych jak i tej odmówić im nie mogę.
Zresztą trudno jest oceniać ludzi którzy są dla Ciebie wielką inspiracją, mimo to jednak już pozostawiając w tyle moje uwielbienie dla LAMB OF GOD ten materiał ma małe minusiki.
Oczywiście plusów jest więcej ale niestety drugi album Amerykańskich metalowców ma słabsze strony do których zaraz dojdę.
Cóż, na As the Palaces Burn jest trochę za dużo kombinowania a za mało konkretnego przyjebania. Niestety ale brakuje mi tu prawdziwego żywiołowego numeru który rozniósł by mi czache. No niby jest Ruin, jest 11th Hour (oba fenomenalne) ale dwie na dziesięć kompozycji to trochę za mało. Nie zmienia to jednak faktu, że w całkowitym rozrachunku ten album broni się sam. A jak to robi? Jest kilka prostych taktyk obrony LAMB OF GOD.
Pierwszą z nich jest charakterystyczne, pulsujące brzmienie które na kolejnych albumach miało ulec przytłumieniu, są świetne diabelskie wokale Randy'ego, który na drugim albumie pod szyldem LAMB OF GOD również próbuje śpiewać inaczej, to znaczy, jego głos nie różni się diametralnie od tego który proponował później, ale jest inny. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, Randy raczy nas kilkoma paletami niskich growli czy też krzyków, w zasadzie nie jestem w stanie tego opisać ponieważ struny głosowe Randy'ego wydają z siebie bardzo nienaturalne dźwięki, ale żeby nie być gołosłownym na koncertach słychać dokładnie to samo. Nie wiem może ma wbudowany przetwornik w gardle… nie wiem, wiem za to, że Randy daje po dupie bo inaczej pewnie nie umie.
Idąc dalej należy wspomnieć o zaawansowanej, pokręconej i kompletnie nieszablonowej gry braci Adler którzy pewnie wyssali takie zagrywki z mlekiem matki. Wolno, szybko, miliard przejść, multum podpić, mieszania stopami, wybić na ridebellu, istne szaleństwo. I wierzcie mi lub nie to wymaga ŚWIETNEJ kondycji. Fakt, faktem oni jak to się zwykło mówić nie napierdalają, ale pokazują mocne brutalne a zarazem bardzo agresywne oblicze metalowej muzyki po swojemu. Na As the palaces burn ciężko uświadczyć blasty, nachalne przyśpieszenia czy galopady na dwie stopy. Wręcz przeciwnie, dla odmiany jest masa klimatu, specyficznego vibe i groove które porywa słuchacza i zmusza do solidnego ale szaleńczego machania banią. Oldschoolowcom odradzam, to nie jest materiał dla zatwardziałych fanów starego thrashu czy thrashu w ogóle. Na wasze nieszczęście open minded nie oznacza modern minded. Mi to akurat w ogóle nie przeszkadza bo LAMB OF GOD pasuje mi dosłownie w 100%. A, że doskonale słucha mi się i starego jak i nowego metalu załoga braci Adler stanowi taki pomost pomiędzy starym a nowym. I jedyne czego bym sobie życzył to większej popularności Log w Polsce.
Wracając do minusów. Dwójka LoG to ponad trzydzieści minut świetnej muzyki, z tym, że miejscami nagromadzone dźwięki lekko mulą. Czas trwania tego albumu niby jest krótki, ale to tylko pozory ponieważ całość tego materiału jest na tyle złożona by móc spowodować tak zwany przesyt. Nie wydaje mi się też aby dało się wgłębić w ten album już za pierwszym przesłuchaniem.
Byłoby to trudne i krzywdzące ponieważ ten album ma nam wiele do zaoferowania i faktycznie być może dopiero po czasie uda się nam dostrzec cały jego potencjał i wartość.
Mi się (chyba) udało.
ocena: 7/10
Lista utworów
1. Ruin 03:54
2. As The Palaces Burn 02:24
3. Purified 03:10
4. 11th Hour 03:44
5. For Your Malice 03:43
6. Boot Scraper 04:34
7. A Devil In God's Country 03:14
8. In Defense of Our Good Name 04:10
9. Blood Junkie 04:23
10. Vigil 04:42
Skład
Randy Blythe – Vocals
Mark Morton – Guitar
Willie Adler – Guitar
John Campbell – Bass
Chris Adler – Drums