Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Melodic thrash/heavy metal
Strona zespołu:
Dobre utwory: Sleepwalker, Gears of War
Długość albumu: 47:56
Jedno jest pewne można MEGADETH nie lubić, można na nich pluć psioczyć, a nawet śmiać się z nagłego nawrócenia Dave'a ale jednego nie można im odmówić – wkładu w historię thrash metalu. Czy też jak kto woli metalu w ogóle.
Czas leci a i dla MEGADETH niestety nie zatrzymał się w miejscu, i po wielu roszadach w składzie (jak i zmianach w swej muzyce) zespół Rudego zawodnika nagrał album (prawie) thrash metalowy.
Co ciekawe efekt jest zadowalający a w dodatku jeśli drogi słuchaczu jesteś zwolennikiem heavy metalowego melodyjnego łojenia, ten album może stać się Ci bliższy na dłużej, niż tylko na jedno przesłuchanie.
Kondycja MEGADETH w roku 2007 okazała się być dobra, a miejscami nawet bardzo dobra. Świetnie nowoczesne i bardzo przejrzyste brzmienie albumu w połączeniu z szybkim i precyzyjnym graniem muzyków dało bardzo zadowalający efekt.
Jak zawsze zresztą MEGADETH raczy nas świetnymi solówkami (Washington is Next!), czy też mocnym i thrash metalowym łojeniem (Gears of War, Sleepwalkers). I chociaż panowie nie grają bardzo szybko (poza drobnymi wyjątkami) i tak z głośników bucha ogień, a my zostajemy wciągnięci w wir gorących płomieni.
Jest dobrze, może nawet bardzo dobrze? A przecież to tylko moja opinia. Według mnie ten album jest na pewno jednym z lepszych w dyskografii Dave'a i nie dlatego, że lubię melodyjny metal. Po prostu ma w sobie wszystko to czego oczekuję od MEGADETH. Mianowicie nieznośny głos Dave'a, konkretne rytmy, mocne ale nie pozbawione melodii i chwytliwości riffy, wspaniałe i techniczne solówki. Tak dokładnie tego oczekuję od MEGADETH i taki materiał też dostałem.
Może nie każda z zamieszczonych na krążku kompozycji jest wspaniała i okazuje się być killerem, ale jak miało się wkrótce okazać kolejne koncerty Megaśmierci pełne są utworów z tej płyty. Jak widać zespół nie tylko promuje krążek ale co najważniejsze lubi swoje nowe utwory.
Ortodoksi pewnie będą lamentować, besztać i ogólnie wyżalać się na łamach internetu pod jakże wymownymi nickami, a album oczywiście zassali z netu – jakże to wspaniałe. Nieważne co mówią byleby było głośno. A w przypadku United Abominations to jest gwarantowane.
Rudy zresztą sam zadbał sobie o to by mówili. Jak zatem tego dokonał? Prosta sprawa wybrał jeden z klasyków grupy który jak sam twierdzi, zawsze chciał wykonać w duecie z wokalistką. Jak chciał tak zrobił, dlatego też wybrał urodziwą (pięknąąą) wokalistkę LACUNA COIL i nagrał z nią A tout le monde w duecie. Muzycznie sam utwór został zagrany minimalnie szybciej, a partie Cristiny są bardzo przyjazne dla ucha. Sam Dave też jakoś tak jakby włożył więcej serca w swój własny śpiew – co mnie osobiście bardzo cieszy.
Opinie innych są podzielone, ale mi jakoś one tam do szczęścia potrzebne nie są. Mam swoją własną i szczerą opinię na temat tego albumu jak i tego wykonania. Moje zdanie poznać możecie po ocenie tego albumu, a sam zaś chętnie ponownie przesłucham United Abominations – ot, takie smaky mi się włączyły.
ocena: 8/10
Lista utworów
1. Sleepwalker 05:53
2. Washington Is Next! 05:19
3. Never Walk Alone… A Call To Arms 03:54
4. United Abominations 05:35
5. Gears of War 04:25
6. Blessed Are the Dead 04:02
7. Play for Blood 03:49
8. A Tout le Monde (Set Me Free) 04:11
9. Amerikhastan 03:43
10. You're Dead 03:18
11. Burnt Ice 03:47
Skład
Line-up :
Dave Mustaine – Vocals & Guitar
Glenn Drover – Guitar
James Lomenzo – Bass
Shawn Drover – Drums
Guest appearances:
Cristina Scabbia (Lacuna Coil) – vocals on „A Tout le Monde (Set Me Free)”
Axel Mackenrott (Masterplan) – keyboards
Chris Rodriguez: backing vocals