Czego się to już negatywnego o UTBS nie słyszało… Prawie każdy miał coś do powiedzenia, bo coś słyszał, coś czytał, a wielu niewiedziało nawet, gdzie się festiwal odbywa. Cóż, trzeba się samemu kiedyś przekonać jak to jest naprawdę z tymi przerażającymi opowieściami na temat jedynego prawdziwego Black Metalowego festiwalu w niemczech, a że w tym roku czas pozwolił i ochota była zrobiłem ten odważny krok i zjawiłem się w Bernau na festiwalu, nie bez przeszkód, gdyż niebo otwarło swe wrota i masy deszczu utrudniły moją podróż, ale że festiwal także rozpoczął się z opóźnieniem to też nic nie przepasowałem.
TRUPPENSTURM rozpoczęli tegoroczne uroczystości ku czci ciemności i misantropii. Surowo i brutalnie z bardzo tępym brzmieniem, wspomagani przez nieliczną grupę fanów, mających wiecej alkoholu niż krwi w żyłach. Niektórym się już nawet przed rozpoczęciem festiwalu film urwał i spali sobie w przytulnych miejscach, np. w bagażniku auta czy nawet pod autem… KRYPT, drugi zespół dnia pokazał norweską klasę. Tak jest, Nag i Desecrator powołali du życia piekielną maszynę siejącą zniszczenie. Wierni sloganowi True Norwegian Black Metal takowy także zaprezentowali, zbierając żniwa w postaci słów uznania.
GRAUPEL byli jednym z powodów, dla którego przyjazd do Bernau odegrał wielką rolę. Dzięki swoim tekstom i muzycznym doświadczeniu z NAGELFAR jakby nie było, jednej z najlepszych kapel, jaką niemcy posiadali byłem ciekawy tego występu. Jak na prawdziwych Black Metalowców przystało lała się krew w dość dużych ilościach. Na sam początek z kielicha (a może nawet ze samego świętego Grala) chlusnęło sporo krwi na głowy zebranych celebrantów przed sceną wywołójąc zachwyt. Nieco pózniej podobna akcja. Zingultus poświęcił zgromadzonych koleną porcją świeżej krwi. Czy okulary, kamery, czy komórki, włosy, skóry, ze wszystkiego sływała sztuczna krew. Rdzawo czerwone twarze i włosy co niektórych przpominały wyglądem wojowników wracajacych z pola bitwy. I pomyśleć, że ludzie wydają kupę pieniędzy na Halloween, żeby tak wygladać, na UTBS jest już wszystko w cenie biletu. Muzycznie jednak nie było wesoło. Nagłośnienie szwankowało co przy tego rodzaju muzyce jaką gra GRAUPEL jest już mala katastrofą, do tego Zingultus z nieiadomych mi przyczyn dwókrotnie, najpierw porządnym kopniakiem w twarz, potem prawym sierpowym zmusił do ucieczki jednego z fanów, nie ukruwając swojej dumy z tego powodu. Po co i czemu pozostanie dla mnie wielką zagadką. Chłopie, gdybyś włożył tyle energii w pracę nad nową płytą byłby z ciebie większy pożytek. W końcu ludzie przyjeżdżają kilkaset kilometrów na festiwal nie po to żeby zobaczyć KickBoxing tzlko żeby sie rozkoszować muzyką. HELL MILITIA z Paryża dobrze zaczęła. Meyhnach, chociaż juz kompletnie pijany dobrze się trzymał na scenie, jednak zbyt duża ilośc alkoholu zdawała sie szkodzić jego zdolnoscią wokalnym, co po trzecim utworze wraz z monotonną i nużącą muzyką po prostu nudziło. Oczywiście zespół miał w zanadżu jeden atut, Hellsukkubus aka LSK. Naprawdę zjawisko miłe dla oka i należy także nadmienić, że podczas całego koncertu HELL MILITIA leciał zmiksowany filmik, mieszanka niemego filmu grozy z niemym filmem pornograficznym, oczywiscie czarno biała wersja. Grecki KAWIR, który jako następny zespół pojawił sie na scenie nie potrafił mnie przekonać, a i cała publiczność zdawała się być niezadowolona z wystepu greków, co niekoniecznie jest winą człowieka za mikserem.Tego wieczoru grecy nie byli w formie.
BEASTCRAFT pasował o tej porze i do kulis UTBS jak ulał ze swoim Black metalem łaczącym pierwsą i drugą falę ulubionych przygrywek norwegów. Szczególną uwagę zwróciłem na umiejetności gry panów Alastora Nefasa (dla którego ten Week End bym bardzo pracowity!)i Naga, który też pojawił się na scenie drugi raz. Black Metalowcy z krwi i kości. Po tym gonym uwagi występie dzisiejszy wieczór został zakończony świeżym napojem chłodzącym prosto z beczki co ułatwiło mi spokojny sen… Oczywiście, który to już raz? przepasowałem koncert SECRET OF THE MOON, który rozpoczął się z dużym opóznieniem.
Drugi dzień rozpoczął zespół, który stylistycznie nie bardzo pasował do koncepcji UTBS i mimo to był dla mnie największą niespodzianką festiwalu, a może nawet całego lata. Mowa o MAGNIFICAT. Bardzo techniczny Thrashowy Metal, a gitarzysta Magnus Andy Charrocker atakował co parę sekund słuchaczy swoimi solówkami. Niesamowite. Całe trio to wirtuozi swoich instrumentów i obserwując ich na scenie opada szczęka i leci ślinka z podniecenia i wszystko wskazuje na to, że niebawem będe miał kolejną okazje podziwiać umiejętności tej zacnej kapeli.
VORKREIST to kolejny paryski zespół na festiwalu, ale zupełnie innego formatu niż HELL MILITIA. Muzycznie zdecydowanie bardziej Death Metalowy i technicznie bardziej wymagający podbili serca metalowej ekipy, a może była to tylko Hell Sukkubus, którą wszyscy rozbierali swoimi oczami… ?
Na scenę wkroczył Nefas, który kulturalnie, wyciągnietym środkowym palcem się przywitał z publicznościa i oznajmił „We are ENDEZZMA”. Ok., mój muzyczny świat to nie był, przyznaję i wcześniej nic o, czy zespołu nie słyszałem w przeciwieństwie do publiczności, która dosyć entuzjastycznie reagowała na każdy z utworów. Że Black Metal rządzi światem i dotarł już wszędzie nie jest żadną tajemnicą. Tak więc i słowiańscy bracia z Serbii postanowili czcić rogatego i powołali do życia THE STONE. I właśnie była to jedyna różnica jaką można było zauważyć, że mówili po słowiańsku a nie norwesku, szwedzku, czy fińsku. Wszystko już gdzieś słyszeliśmy, po prostu same powtórki z rozrywki… Czy zawsze trzeba wszystko kopiować? Czy nie stać was panowie na więcej kreatywności? Może kiedyś…
Z wielkim zainteresowanie czekałem na następny zespół, który był jednym z powodów przybycia na festiwal – HELLSAW z Austrii. Po udanym albumie Phantasm i paru koncertach, o których się słyszało i niestety także przepasowało (hańba z mojej strony), napięcie rosło z minuty na minutę, aż wreszcie nadszedł ten moment. Absolutnie profesjonalny występ. Austriacy wiedzą czego publiczność od nich oczekuje i nie zawiedli. HELLSAW to zdecydowanie w dziale czysty Black Metal numer 1 w Austrii. Miejmy nadzieję, że rośnie nam w niedalekiej przyszłości kolejna obiecująca grupa z alpejskiej republiki, o której będziemy jeszcze dużo słyszeć.
SURRENDER OF DIVINITY to egzotyczna grupa z dalekiej Tajlandii. Jesteśmy synami Szatana, jesteśmy żołnierzami Lucyfera… aha, tymi słowami się zaczęło to niecodzienne widowisko. Optycznie przypominał basista i wokalista Avaejee młodego Cronosa, który trzepał piórami ze starych , dobrych czasów Venoma. Muzycznie, no cóż… Im dłużej grali, tym lepiej im to wychodziło. Techniczne niedociągnięcia były jednak nie do przeoczenia i prawdopodobnie spowodowane faktem, że był to pierwszy występ tajlanczyków w europie, ale bardzo przychylna grupie publika w godny uwagi sposób owacyjnie reagowała po każdym skończonym utworze co spowodowało, że tajlandczycy na luzie odwalili kawał dobrej roboty. Jest już zaskakujące, że ludzie z innej kultury i o innej mentalności tak dobrze potrafili się zaaklimatyzować w Black Metalowych klimatach. Szacunek.
Ciekawość walczyła ze zmęczeniem i zwycieżyła. Pierwsze dzwieki norweskiego URGEHALa rozwiały zmęczenie niczym wiatr mgłę i tak oto stałem się świadkiem kolejnego, mocnego koncertu. Mimo wesołych zdjęc zespołu przy których muskulatura twarzy pracuje na pełnych obrotach, na żywo jest URGEHAL potęgą i gra w zupełnie innej lidze niż dotychczas oglądane zespoły. Z ręką na sercu przyznam, że niespodziewałem się takiego widowiska o wręcz wirtuozerskim charakterze, chociaż Nefas już parokrotnie w ciągu ostatnich 24 godzin pokazał na co go stać. Jakby na norwegów nie patrzeć moje zdanie na ich temat muszę zweryfikować i chylę czoła przed Nefasem i jego załogą.
Tak więc doszedł konca udany i w miłej atmosferze spędzony festiwal, który mimo że na wolnym powietrzu ma klubowy charakter i jak się kolejny raz okazało, nie taki diabeł straszny jak go malują!