Kraj: Irlandia
Gatunek: Post-rock/atmospheric
Dobre utwory: Echoes, Zodiac
Strona internetowa: http://www.godisanastronaut.com/
Długość albumu: 61:14
Kolejny wspaniały album. Najnowszy w dorobku Irlandczyków, tego skromnego tria które nieco perwersyjnie wręcz zaspokaja mnie swymi dźwiękami. Zaspokaja? A może uspokaja? Sam już nie wiem. W każdym razie robi to znakomicie – niezależnie od tego, co tak na prawdę robi he,he. Formuła się nie zmieniła, poziom wykonania też, a mimo to, wciąż mnie zaskakują. A czy w takiej muzyce można jeszcze zaskoczyć? Można i mimo, iż uważam, że koncerty grup post-rockowych powinny być ograniczane do występów jednego zespołu prezentującego takie dźwięki (wyjaśnię dlaczego), za każdym razem czy to na żywo czy to w domowym zaciszu czuję się niesamowicie. Każdy kolejny album, następne, nowe wizje takich ambitnych często niezwykle minimalistycznych i nie za mocnych dźwięków porażają mnie po prostu… pomysłowością. Wracając do myśli dotyczącej koncertów. Prawda jest niestety dosyć smutna i krzywdząca, pomimo, przestrzeni i piękna takiej muzyki koncert na którym się taką muzykę prezentuje powinien być niczym misterium, coś powinno być wyczerpującym i niesamowitym wydarzeniem do którego chcielibyśmy wracać, a nie czuć przesyt bo Oni przed Nimi zagrali już to co trzeba…
Dobra. Wróćmy jednak do GOD IS AN ASTRONAUT. Irlandczycy nie zawiedli. Nie mogli, ale ten ich wszechświat o którym pisałem ostatnim razem, stał się minimalnie żywszy, jeszcze jaśniejszy i co ciekawe, cieplejszy. Sekcja rytmiczna zaskakuje pulsem, groove którego wcześniej nie było aż tyle, zaskakuje energią wydobywającą się z głośników zaskakuje jasnością której wcześniej również nie było. Nagle ten wszechświat promienieje, wciąż przejmuje ale nie dołuje. Nowy jakże prosto zatytułowany album God is an astronaut, to właśnie taki krążek który z założenia chyba miał być odrobinę inny. W tym wypadku ta inność wypada wprost znakomicie. Po melancholijnych i nieco mrocznych albumach czas na odrobinę światła. Tak kontrastowo prawda? Nie spodziewałem się tego a owy kontrast pojawia się już od pierwszego utworu pod tytułem Shadows. W miarę szybkie tempo, śliczny nastrój który wręcz rozpiera nasze serca porywa do… no może nie tańca ,ale z pewnością do żwawszego ruchu pod wpływem muzyki…
W ogóle gdyby ten album opisać prosto, bez zbędnych moich imaginacji, to nowe dzieło jest po prostu znakomite. Momentami oniryczne, zaskakujące, ciepłe, przestrzenne, żywe, pulsujące, nawet w paru momentach szalone. Riffy należą do plastycznych, klimat tworzy się sam i przenika do naszych serc, rytmika porusza a wszystkie przeszkadzajki, te cukierkowe, klawiszowe w tle przenoszą nas tam – do gwiazd. Ja błądzę gdzieś tam między nimi, bo wracać na ziemię nie mam zamiaru. Nie do przeżartego bólem, cierpieniem i fałszywością świata. Nie tam gdzie samemu należy stawiać czoła przeciwnościom losu. Nie tam. O nie.
ocena: 8/10
Lista utworów
1. Shadows 5:11
2. Post Mortem 5:52
3. Echoes 5:10
4. Snowfall 6:41
5. First Day of Sun 3:37
6. No Return 7:04
7. Zodiac 5:41
8. Remaining Light 5:30
9. Shores of Orion 5:15
10. Loss 10:51
Skład
* Torsten Kinsella (wokal, gitara, klawisze)
* Niels Kinsella (bas, gitara)
* Lloyd Hanney (perkusja, syntezatory)