Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Progressive/metalcore/metal
Dobre utwory: The game, City of lights
Strona zespołu: www.myspace.com/thebeneath
Długość albumu: 32:22
Klon PROTEST THE HERO? Nie, ale z całą pewnością całkiem przyjemny towarzysz na scenie. THE BENEATH dla wielu będzie właśnie rip-offem z twórczości kanadyjskich magików, ale tak szczerze mówiąc nawet jeśli, to przecież żeby podjebać styl z zespołu, który pcha gdzieś dalej tam metal, i miesza jak się tylko da to trzeba też umieć. Członkowie THE BENEATH posiadają nie tylko umiejętności, ale również i pomysły, choć nieco kojarzące się z Kezia już nie raz wspominanych kanadyjczyków, tak czy owak na najwyższym poziomie.
Co się rzuca w uszy to nieogarnięta mnogość motywów, ślicznie i płynnie przechodzących w kolejne. Tutaj nie ma mowy o standardowych strukturach utworów zwrotka-refren itp. Nie ma bata. Dlatego też już za sam ten fakt mają plusa, albowiem refrenów to ja szukam u kapel metalcore czy innych melo deathów, a nie u tych którym przylepia się łatkę progressive. Jak i u PtH, THE BENEATH raczy nas niezwykle barwną mieszanką metalu, progresji, metalcore'a, death metalu jak i kosmicznych, dziwnych wtrętów. Jednym słowem ten miszmasz choć wydawać może się być dziwny, przebajerowany, daje radę i rozpierdziela.
No proszę. Krótkie intro, zwiastujące nadchodzące gitarowe szaleństwo w postaci Genesis dobitnie przygotowuje na nadejście pierwszego, od razu monumentalnego wręcz The game. Świetne, fenomenalne, boskie i czarujące wokale Tylera nie są tak dobre jak Rody'ego z PtH, ale gość powinien poczuć oddech konkurencji. Już nie Stu Block rozpierdala swym wokalem, nie Herman Hermida z All Shall Perish, a Tyler z THE BENEATH. Albo inaczej, cholera jasna, wszyscy czterej (z Rodym włącznie) to ekstraklasa, totalna czołówka śpiewania jak i darcia się. Tyler, swe opus magnum użycia swoich strun głosowych osiąga w utworze tytułowym… totalna masakra.
Dźwiękowo również jest co najmniej dobrze. Świetne połamane rytmy, nagłe zmiany tempa, łamiące kark breakdowny (przemyślane i zagrane z należytą mocą), jazzowo/rockowo/orientalne motywy (i na garach jak i w riffach), zniewalają. Podoba mi się to szaleństwo, ten kontrolowany chaos, z użyciem klawiszy generujących ciekawe tła dla na wskroś metalowej całości. To jest to, i już, ten materiał wchodzi mi niezwykle gładko od początku do końca. Ale… i tak odnoszę wrażenie jakobym obcował z Protest The Hero… może to i nawet lepiej? Bo na nowy album kanadyjczyków jeszcze przyjdzie mi trochę poczekać, tak nim wydadzą swe nowe arcydzieło posiłkował się będę The Beneath – City of Lights.
Dodam jeszcze tylko, że brzmienie albumu jak na zespół, który nie ma oficjalnie podpisanego kontraktu to klasa sama w sobie. Na ich miejscu byłbym niezmiernie zadowolony z rezultatu. Soczyste, odpowiednio skompresowane, klarowne ale wciąż bardzo intensywne – takie jest brzmienie City of Lights. MIstrzostwo wykonania w każdym calu. Ale czemu tak mało ludzi interesuje się taką no… ambitną muzyką?
Kiedyś się dowiem.
ocena: 8,5/10
Lista utworów
1. Genesis 01:59
2. The Game 05:12
3. City of Light 06:31
4. A Dialogue 04:45
5. Triumvirate 01:43
6. Ataraxia 07:01
7. The Collapse 05:13
Skład
Tyler – Vocals
David – Keyboard, vocals
Logan – Guitar
Derek – Guitar
Rob – Bass
Andy – Drums