Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Mathcore/chatotic hardcore
Dobre utwory: Milk lizard, Non eye gong, Black bubblegum
Strona internetowa: www.myspace.com/dillingerescapeplan
Długość albumu: 38:14
Długo mnie tutaj nie było, ale co tam, mam wreszcie czas by nadrobić swoje zaległości. I od razu strzelam z grubego kalibru. Wiecie, nigdy jakoś nie przemawiała do mnie muzyka określana mianem mathcore'a, wręcz przeciwnie kapel typu PIG DESTROYER czy TDEP właśnie unikam jak ognia, a mimo to jednak jakoś piszę o ostatniej jak do tej pory płycie Amerykanów. Cóż, dlaczego to robię skoro po zeszłorocznej metalmanii z mojego małego móżdżku została dosłownie papka, gdy wyszedłem ze spodka po koncercie THE DILLINGER ESCAPE PLAN? Nie wiem. Ciężko było mi pozbierać te resztki moich szarych komórek w jedną spójną całość, ale jakoś sobie z tym poradziłem. Po Ire works sięgnąłem po długich namowach kolegi, który polecił mi ten krążek z kilku powodów. Po pierwsze określił TDEP mianem RADIOHEAD metalu, a poza tym, uznał, iż ten krążek (zresztą całkiem słusznie) podzielił dosłownie wszystkich fanów zespołu. Tak o to zarekomendowany album trafił wreszcie i do mojego odtwarzacza.
Co do nazywania TDEP Radiohead metalu to było to dla mnie niezwykle szokujące. Nie, żebym twórczości amerykanów nigdy nie słyszał, ale nie wydawało mi się by mieli oni cokolwiek wspólnego z jakimś lajtowym graniem, czy nieszablonowym, ale wciąż rockowym łojeniem. Jak się okazało, Ire works to nie album pełen matematycznych zagrywek, a kopalnia nastrojów i zmian szalonych, niczym w kalejdoskopie. Post-punk, miesza się z chaotycznym i połamanym hardcore, gdzieniegdzie odzywają się metalcore'owe echa, a całości dopełniają wszystkie klimatyczne wstawki, intra, czy w końcu dwa niemalże indie popowe hity Milk Lizard oraz Black Bubblegum. Właściwie, to te dwie kompozycje wywarły na mnie największe możliwe wrażenie, i szczerze mówiąc, to do nich wracam najcześciej. Zresztą, co wydawać się może dziwnie, bo sam przecież przyznałem, że nie kumam mathcore'a, cały ten album wydaje się mi być mimo wszystko spójny i zapamiętywalny. Ależ tak! Przyswajalny i pod pewnym względem chwytliwy. Pal licho, że rytmy w takim Fix Your Face do spamiętania raczej nie są, ale co tam, udało mi się to łyknąć.
Cały ten chaos, choć często brutalny i sprawiający wrażenie niekontrolowanego, w rzeczywistości jest niezwykle dobrze skomponowanym atakiem na słuchacza. To taki manifest, bo potrafimy i dobrze przypierdolić, ale równie dobrze zaskoczyć klimatem i wieloma obliczami. Chwała tutaj dla Grega Puciato, który faktycznie świetnie bawi się swoim rażącym głosem. Oczywiście, najlepiej wychodzi mu to w tych lekkich, przyjemnych dla ucha i serducha kawałkach, czym zaskarbił sobie moje uznanie. Nie można zapomnieć o samych instrumentalistach, bo Ci odwalają kawał na prawdę niesamowitej roboty. Poraża mnie ilość motywów, które mimo, iż na pozór do siebie nie pasują tworzą jeden spójny monolit. Przyznać muszę, że to album nieszablonowy i to dosłownie. Perkusista sypie blastem by następnie wraz z resztą załogi pobawić się w lounge, szaleje by co rusz zmieniać tempo i metrum a jego koledzy notorycznie mu wtórują, wraz z nieokiełznanym Gregiem.
Było ciężko, ale warto. Pewnie do innych płyt tak szybko się nie przekonam, bo tam za dużo matematyki i spustoszenia, ale któż to może wiedzieć. Dojrzałem?
ocena: 8/10
Lista utworów
Fix Your Face;
Lurch;
Black Bubblegum;
Sick On Sunday;
When Acting As A Particle;
Nong Eye Gong;
When Acting As A Wave;
82588;
Milk Lizard;
Party Smasher;
Dead As History;
Horse Hunter;
Mouth Of Ghosts
Skład
* Greg Puciato – śpiew (2001–)
* Ben Weinman – gitara elektryczna (1997–)
* Jeff Tuttle – gitara elektryczna, śpiew (2007–)
* Liam Wilson – gitara basowa (1999–)
* Billy Rymer – perkusja (2009-)