Muzyka: Metalcore/Death Metal
Strona internetowa: www.myspace.com/divineheresyband
Kraj: USA
Kto nie słyszał o FEAR FACTORY? Kto nie słyszał o panu Dino Cazaresie? O DIVINE HERESY tez pewnie już mało kto zorientowany w muzyce metalowej nie słyszał, więc bez zbędnych zapowiedzi, przedstawiam najnowszą produkcję kapeli „Bringer of Plagues”.
Jakie zmiany od debiutu? Po pierwsze i najważniejsze – nowy wokalista. Tommy Cummings odszedł w niepamięć (ponoć przez problemy komunikacyjne w kapeli), a na jego miejsce wskoczył niejaki Travis Neal. Co do maniery śpiewania, to panowie są podobni. Natomiast jeśli chodzi o barwy głosów, to już zupełnie inna bajka. Travis jest dużo melodyjniejszym wokalistą od swojego poprzednika i dużo mniej brutalnym. Nie znaczy to jednak iż dla płyty brak pazura – jest dobrze, by nie powiedzieć – bardzo dobrze. Ze składu odszedł również basista, ustępując miejsce dla Joe Payne'a, który radzi sobie doskonale w nowym towarzystwie. Zauważyłem iż Dino Cazares tworząc materiał na płyty, zawsze stara się dobrać odpowiednio ilość ciężkich kawałków bez czystych wokali oraz bardziej przebojowych „hitów”, które sprawiają iż album staje się automatycznie lżejszy. Do tego zwykle jedna „balladka”, grana prawie cały czas na gitarach bez przesteru. Tak jest i tym razem.
Płyta zaczyna się od szybkiego, singlowego „Facebraker”. Tim Yeung nawala na zmianę blasty i ultra-szybkie stopy, główny riff jest dość melodyjny i zapadający w pamięć, a wokale to mieszanka dość metalcorowego growlu z clean wokalami w refrenach. Murowany hicior. Następnie mój faworyt „The Battle of J. Casey” ze znakomitymi lirykami oraz chwytliwym refrenem. „Undivine Prophecies” to nic innego jak lekko ponad minutowy zapychacz, który ma nacelu…no właśnie nie mam pojęcia co ma na celu. Tytułowy utwór to również blastowo-„patatajowa” jazda. Wszystko śmiga, miga i napierdala z szybkością światła. Refren przypomina mi z lekka wszystkie nowomodne kapelki, które starają się wymyślić melodyjny refren na siłę i kiedy skończą już go komponować – kuleje. No..może tutaj nie jest aż tak źle, ale mogło być lepiej. „Redefine” jeśli chodzi o refrenik, ma się znacznie lepiej – bardzo dobry kawałek. Najmocniejszy i najbrutalniejszy jest chyba szósteczka, czyli „Anarchaos”. Przypomina mi trochę strukturą „Bleed the fifth”, czyli tytułowy track z poprzedniego CD'ka. Zawiera również wstawkę, która wokalnie przypomina mi CHIMAIRĘ. „Monolithic Doomsday Devices” to raczej zwyklak, nad którym nie ma co się rozpisywać – jeden z wielu kawałków, zresztą podobnie jak kolejny „Letter to Mother” (choć w tym wypadku, końcówka zawiera dość dobre riffy). Pisałem wcześniej o balladkowym charakterze jednego z utworów. Mowa o „Darkness Embedded”. Melodia w zwrotce chwilami haczy między TOOL, a PINK FLOYD – przysięgam, taki rodzaj wokaliz i do tego ta melodia! Mimo, że odstaje totalnie od pozostałych numerków z płyty, jest na czym zawiesić ucho. Świetny track!
Dino Cazares powrócił, by nagrać płytę z FEAR FACTORY, lecz jaki widać nie zaniedbał swojego dziecka w postaci DIVINE HERESY i powrócił z kolejnym niszczącym albumem. Jeśli jeszcze go nie przesłuchaliście – nadrabiajcie zaległości. Próbki jak zwykle dostępne na MySpace.
ocena: 9,5/10
Lista utworów
1. Facebreaker
2. The Battle of J. Casey
3. Undivine Prophecies
4. Bringer of Plagues
5. Redefine
6. Anarchaos
7. Monolithic Doomsday Devices
8. Letter to Mother
9. Enemy Kill
10. Darkness Embedded
11. The End Begins
12. Forever The Failure
Skład
Travis Neal – Vocals
Dino Cazares – Guitar
Joe Payne – Bass
Tim Yeung – Drums