Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: deathcore
Dobre utwory: Mercy across your face, lapdance girl
Strona zespołu: www.myspace.com/evitaband
Długość albumu: 18:39
Podjarany debiutem brytoli postanowiłem, że sięgnę do korzeni EVITA i dowiem się jak to wszystko się zaczęło. Kiedy już dobrałem się do Like an ocean we rise again lekko się zdziwiłem, otóż, EVITA na swoim pierwszym kiedykolwiek zarejestrowanym materiale jest (a raczej była) formacją deathcore'ową, na dodatek całkiem fikuśną. W tym momencie mam dobrą wiadomość dla kolegi Wintera, masz co słuchać, bo ten stuff jest nawet bardziej w Twoim guście niż moim he,he.
Na debiutanckiej ep EVITA serwuje nam dawkę bardzo energicznego, żywiołowego deathcore'a. Ten nurt również zdążył się przyjąć w UK, o czym świadczy obecność takich grup jak BRING ME THE HORIZON czy ETERNAL LORD. Like an ocean we rise again to doskonały materiał dla fanów wczesnego ALL SHALL PERISH jak i PLEA FOR PURGING. Melodyjny, brutalny, momentami nieco chaotyczny, ale wciąż znośny. Epkę rozpoczyna trwające minutę i jedną sekundę intro Embrace the end. Świetna sprawa albowiem, ten króciutki jak cholera utwór idealnie nadaje się do rozkręcenia circle pitu. Mocarny breakdown oraz szybkie tempo świetnie przygotowują słuchacza na prawdziwy cios. Następujący Lapdance girl to jeden z absolutnych hitów grupy, w dodatku to niemalże rozwinięcie poprzedzającego ten song intra. Gęste blasty, najniższe jak się tylko da breakdowny, słodkie szwedzkie melodyjki to tylko część tego co oferują nam panowie z EVITA. Ponadto wokalnie więcej tutaj brutalnego szaleństwa, krzyki, piski, growle, a przede wszystkim klasyczne dla kolegi Wintera – świnie pojawiają się bardzo często (i nie dziwne, że w breakdownach).
Next song uderza z jeszcze większym impetem, ponieważ od samego początku Monroe faked it all, atakuje nas intensywna salwa blastów oraz szybkie typowo metalcore'owe tempo. Charakterystyczna rytmika oraz praca sekcji wypada wyłącznie na plus. Klasyczne już chórki przed breakdownem to nic nowego, ale za to czysty refren to już faktycznie coś. I tu odrobinę zbyt pedalsko śpiewa pan Aaaron. W ogóle to w trakcie obcowania z tą ep, odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z taką gorszą, a jednak starszą wiekiem muzyków wersją BRING ME THE HORIZON. To troszkę smutne, ale prawdziwe. Irytuje mnie również ściana gitar, która razi wręcz uszy słuchacza. Ktoś tutaj nieźle spierdolił mastering, który to niby miał być zajebisty i spełniać swe zadanie. Poza tym panowie wiedzą jak obsługiwać swe instrumenty, i choć deathcore'owe młócenie szybko im się znudziło, epizod w postaci Like an ocean we rise again zaliczyć mogę do w miarę udanych. A już z całą pewnością zamykający epkę Mercy across your face. Śmiało rzec można, iż to definitywny (deathcore'owy) szlagier EVITA, ale szkoda tylko, że ostatecznie niewiele odbiegający od reszty utworów. Albo inaczej, wyróżniają go akurat świetne czyste wokale, które na następczyni, czyli Minutes and miles, miażdżą już dokumentnie, oraz melancholijne całkiem udane fragmenty. Szczerze, to muzykom EVITA po prostu raz im ten deathcore wyszedł lepiej, raz gorzej. Tak czy owak EVITA to nazwa którą warto zapamiętać ze względu na pełnowymiarowy i śliczny debiut.
Minutes and miles – zapiszcie sobie!
ocena: 6,5/10
Lista utworów
01. embrace the end
02. lapdance girl
03. monroe faked it all
04. beyond the rising sun
05. mercy across your face
06. The Elysium Fields
Skład
aaron beider – vocals
daniel cranney – guitars
mike thomson – guitars/vocals
paul perkins – bass/vocals
johno fisher – drums