Kraj: Kanada
Gatunek: Deathcore
Dobre utwory: In the arms of perdition, Furtive monologue
Strona zespołu: http://www.despisedicon.com/
Długość albumu: 39:49
Są takie płyty oraz zespoły do których ciężko było oraz nadal jest mi się przekonać. DESPISED ICON mimo całego mojego uwielbienia dla deathcore'a był i nadal pozostaje jedną z tego typu formacji. Było ciężko, momentami wręcz boleśnie, ale w końcu coś tam we mnie zaskoczyło i potrafię się pobujać przy tych jakże słodkich dla ucha dźwiękach. Niekoniecznie przez cały czas trwania albumu, ale jednak… łeb kiedy trzeba macha się sam.
The ills of modern man to trzeci pełnowymiarowy album w dorobku Kanadyjczyków z DESPISED ICON, oraz kamień milowy w całej ich twórczości. Właściwie to momentami panowie ocierają się o bardzo techniczny death metal, co wcale mnie nie dziwi, wszak przecież Kanadyjskie pochodzenie o czymś świadczy… Hah, to taki mały paradoks, że w kraju, którego symbolem jest klon wszyscy, i to dosłownie, prześcigają się w skomplikowanym łojeniu. Dziwne, ale szczerze mówiąc satysfakcjonujące, albowiem praktycznie każdy z kanadyjskich zespołów jest poprzez to ciekawy. DESPISED ICON na swój sposób również, ale zanim przeszło mi to przez gardło minęło całkiem sporo czasu. W tym momencie należy podziękować Winterowi, który wpoił mi jego topowy band, a ja sam postanowiłem, że skoro tak się nim pałuje to coś w tym musi jednak być. Prób było wiele… niektóre nawet całkiem udane. Nie bez powodu przecież piszę tą recenzję.
The ills of modern man ma jednak wadę, która mimo wielu moich chęci i życzeń skreśla ten album jako całość. Mianowicie chodzi tutaj o umieszczenie dosłownie i literalnie dwóch najlepszych kompozycji na płycie już na samym początku. Wymienione przeze mnie tytuły w rubryczce dobre utwory to kwintesencja stylu DESPISED ICON, oraz prawdopodobnie chyba najlepsze ich dokonania w ogóle. Fenomenalne breakdowny, pauzy, blasty, krzyki (obu wokalistów!), to coś co poraża a nawet i zachwyca, ale po czasie staje się nudne. I nie żeby reszta krążka była przewidywalna, bo wręcz przeciwnie, panowie dosłownie szaleją ze swymi instrumentami co rusz zaskakując jakimś bujającym riffem czy nietuzinkowym solem. Ale to właśnie natłok dźwięków, motywów tego całego hałasu i jazgotu odrobinę mnie męczy i nie skłania do szczerego zapamiętania dalszych, potencjalnych hitów. Wyjątkiem jest tutaj A fractured hand, który w całej swej brutalnej budowie zawiera nawet typowe dla hardcore'a chórki czy punkowy beat… który szybko przemienia się w ostre gravity blasty.
Co prawda fani brutalnego deathcore'a pewnie szczają pod siebie w trakcie obcowania z tym longiem, ale mnie to jakoś tak całkiem nie kręci. Są elementy, które mnie totalnie rozpierdalają, jak wszystkie breakdowny na tej płycie, ale za dużo tutaj rzeźni a za mało feelingu i emocji. Melodyjek też mogłoby być nieco więcej, ale co ja się czepiam, to płyta dla określonego słuchacza, a ja od deathcore'a oczekuję chyba czegoś innego. A czy aby na pewno?
ocena: 7,5/10
Lista utworów
1. In the Arms of Perdition 04:24
2. Furtive Monologue 03:22
3. Quarantine 04:07
4. The Ills of Modern Man 03:50
5. A Fractured Hand 04:35
6. Sheltered Reminiscence 03:13
7. Nameless 03:02
8. Tears of the Blameless 04:13
9. Oval Shaped Incisions 04:02
10. Fainted Blue Ornaments 05:03
Skład
Alexandre Erian – Vocals (used to play Drums) (Neuraxis, In Dying Days, Hidden Pride, Ion Dissonance)
Steve Marois – Vocals (Apocaliptic Script)
Éric Jarrin – Guitar (Heaven's Cry, Necrotic Mutation)
Ben Landreville – Guitar
Max Lavelle – Bass (Goratory, Lecherous, Trauma Concept, Twisted Sacrifice, Compost Pile, Burn in Silence)
Alex Pelletier – Drums (Deuterium, Apocaliptic Script)