Muzyka: Post HC/ Metalcore
Strona Internetowa: www.myspace.com/thecasinobrawl
Czas Trwania: 37:01
Kraj: UK
Patrzę na pułkę, a tam oprucz studenckiego syfu, resztek jedzenia i mojego kochanego pająka przewala się lekko zakurzony materiał do recenzji. Nie ma co w gównie rzeźbić – trzeba ten temat ogarnąć. Entliczek pentliczek, gryz snikersa 😉 i oto z chaosu wyłowiłem THE CASINO BRAWL. Standardowa obczajka co zawiera płyta, tudzież czego nie zawiera a powinna, wypada wzorowo. Wszystko jak należy czyli bulkecik, ładny cover art, info o kapeli i całej reszcie ludzi zamieszanych w ten bajer. No to co? Cd do kompa i jedziemy.
Rusza pierwszy utworek i od razu słychać, że do czynienia mam z przyjemnymi dla ucha, zabarwionymi delikatnie elektroniką, dźwiękami. Jakby to streścić na szybko? Ha! Nie mam zielonego pojęcia bo szczerze powiem że przez 3 i pół minuty dzieje się tu całkiem sporo. Słyszę klawisze – lookam w książeczkę, klawiszy nie ma chociaż na stronie podają że jest syntezator. Małe niedomówienie, które nie zmienia faktu iż brzmi to nieźle. Są za to aż 3 wokale. Fakt, dwa z nich graja też na instrumentach jednak nie ograniczają swojej roli do chórków – chłopaki śpiewają i drą gęby aż miło. Twórczość TCB bez wahania mogę porównać do takich tuzów jak INHALE EXHALE, BLESSTHEFALL czy ESCAPE THE FATE. Dobrze wiedzą jak robić muzę aby przyciągać nią słuchaczy. Zmiany tempa, niekoniecznie standardowe skale, gitary brzmiące inaczej niż te w ww. zespołach, mimo to nie mniej przyjemnie. Muszę przyznać, że panowie pojechali na ostro. Trzy wokale to im mało, więc w kawałku The Cause And The Definite Effect głosu użycza kobietka – Chelsea Foley. Wyszło to na tyle dobrze, że przesłuchałem ten numer kilka razy więcej niż całą płytę. Jest tu moc i potencjał to trzeba przyznać. Muza wkręca niesamowicie. Podczas spokojniejszych momentów stopy same rwą się do wybijania rytmu by po chwili porwać całe ciało do moshowania przy breakdownach. Może i mam coś na bani albo dawno nie byłem na porządnym koncerciwie ale takie właśnie reakcje wyzwala we mnie ta produkcja. Ok. Żeby nie było za słodko dodam że słabsze strony też są. Stań na uszach, wyczaruj milion dolarów, a i tak nie da się ukryć, że niektóre riffy się powtarzają. Do tego czasem odnoszę wrażenie, że już gdzieś słyszałem coś podobnego i faktycznie NIE MA SZAŁU JEŚLI CHODZI O INNOWACJE w tymże gatunku muzyki. Chociaż z drugiej strony, czy można jeszcze liczyć na coś nowego i świerzutkiego jak bułeczki kupione w środku nocy o 6 rano? Nadzień dzisiejszy chyba nie, jednak poczekamy zobaczymy. Największa wtopa to utwór numer 7 Transition/Remission. Po pierwsze – ponad 2 minuty beznadziejnego wstepu bez żadnego przekazu, po drugie – dalsza część tematu ładnie pachnie IN FLAMES ale nie powinna być połączona z tym słabym intrem. Na szczęście dalej jest tylko lepiej. Ostatnie trzy utworki zamykają płytkę z prawdziwym powerem. I tak być powinno.
Shades; Directions na pewno nie jest płytą doskonałą ale nie jednej osobie umili dzień tudzież długi jesienny wieczór. Jest dobrze i coś mi się wydaje, że na następnej płycie będzie przynajmniej o jeden poziom lepiej. Tego życzę chłopakom i siódemeczka – miejmy nadzieję, że szczęśliwa.
ocena: 7/10
Lista utworów
1. Tine and tide
2. Into the light
3. 'L' is for the liars
4. The cause and the definite effect
5. Faith is believing what you know ain't so
6. You can't save them all
7. Transition/remission
8. THAT, is Tosca's kiss
9. XXXVI
10. A tower of silence
Skład
Jonny Ferguson – Wokale, syntezator, sample
Adam Ridley – Gitary/ wokal
Marc Hennessy – Gitary
Jame Common – Bass/ wokale
James Summersby – Perkusja