PRIMAL „Deathzone”

PRIMAL „Deathzone” - okładka
Gatunek: Black Metal
Kraj: Polska
Czas: 43:49
Myspace: www.myspace.com/theprimalband



PRIMAL już trzecią płytę przygotował, powiem Wam a ja wciąż z debiutanckim albumem walczę. Nie to, żeby muzyka była aż tak nieprzystępna, jeno człowiek odpowiedzialny za ten projekt jest ze wszechmiar bardzo płodnym artystą (w inne płaszczyzny nie wnikam), więc ciężko nadążyć. A tenże jednoosobowy band od 2008 roku istnieje i ładnym zestawem wydawnictw może się już poszczycić. Czy się tym szczyci? Raczej nie. Z tego co mi wiadomo pan odpowiedzialny tutaj za wszystko nawet na wywiady ma wyjebane, toteż reszte dopiszczie sobie sami.

Nie mnie jednak wnikać w to, z jakich pobudek dany muzykant tworzy i wydaje płyty, bo tu nie miejsce na to. PrimalOne ma w dupie jakikolwiek rozgłos, scenę czy tam jeszcze inne rzeczy i trzeba to uszanować, szczególnie gdy się bierze pod uwagę fakt wydania tak dobrego debiutu. A „Deathzone” takim właśnie debiutem jest. Dobrym, dojrzałym, ambitnym. Pomyślicie sobie pewnie, że Ensifer znowu spuszcza się nad płytą, bo to płyta Black Metalowa. A myślta se co chceta. Muzyka jednak mówi sama za siebie, a ta nie pozostawia mi złudzeń co do kunsztu kompozytorskiego PRIMAL. Z resztą nie samym Black Metalem człowiek się raczy, więc wyraźnie słyszy wpływy z innych pułek stalowego naparzania. I tak, obok wspomnianej Black Metalowej siarczystości znalazło się tutaj miejsce i na Death Metalową brutalność i na Thrash Metalowy pazur. Jak żem był już wspomniał gdzieś na początku, „Deathzone” to album bardzo ambitny. Nie ślepe napierdalanie typu im szybciej i prościej tym lepiej, a skrzętnie skonstruowany hipnotyzujący, muzyczny twór w całości utrzymany raczej w średnich tempach. Na uwagę zwraca wykonanie. Czasem się zastanawiam czy aby na pewno w jednej głowie się to wszystko zrodziło i do tej jednej głowy należą ręce które to poskładały. Wszystko bowiem jest jak należy, odegrane bardzo profesjonalnie jakby za tym stał cały zastęp grajków.

Ta muzyka przytłacza swoją ciężkością. Każdy jej składnik natchniony jest złem, więc nie polecam mięczakom, bo mogą się albo ze strachu zesrać, albo nie zrozumieć. Niestety, ale z „Deathzone” jest tak, że trzeba mu poświęcić sporo czasu, by zaczął przed słuchaczem odsłaniać swoje nieodgadnione i bardzo mroczne otchłanie. Ale to na plus. Na romantyczne wieczory przy czarnych świecach jak znalazł. Ja idę powęszyć za kolejnym wydawnictwem PRIMAL.

ocena: 8/10

Lista utworów

01. Angel's Hatred
02. Wrath Of The God
03. Deathzone
04. Intro
05. Book Of Revelation
06. The Prophecy
07. Liars
08. Son Of The Morning

Skład

PrimalOne – wszystkie instrumenty, wokal

Powrót do góry