„… Podczas tworzenia muzyki wsłuchuję się w moje mroczne uczucia, w moją melancholię, a także w pesymistyczne poglądy związane z otaczającym światem i staram się stworzyć atmosferę, która odzwierciedla te uczucia… (…) używam ciemności, starając się uczynić świat lepszym miejscem…”
Witaj Rusty! Jestem ciekaw genezy twojego pseudonimu i zarazem nazwy projektu…
Witaj Paweł! Cóż, wiele, wiele lat temu, na długo zanim jeszcze zacząłem tworzyć muzykę, mój przyjaciel zaczął nazywać mnie Rusty powodu moich rudych włosów. Wkrótce wszyscy nazywali mnie Rusty i to jest właśnie krótka opowieść o tym, jak otrzymałem swój pseudonim. Gdy zaczynałem tworzyć muzykę zastanawiałem się nad nazwą dla projektu i muszę przyznać, że nie pamiętam, jak „Pacemaker” przyszedł mi do głowy. Zawsze podobała mi się rytmika nazwy „Rusty Pacemaker”, gdyż jest podobna do Lemmy Kilmister, „. A to było dla mnie ważne, by nikt na podstawie nazwy nie powiązał jej z jakimś gatunkiem muzyki. To nie powinno być takie proste by określać muzykę zespołu na podstawie nazwy. A ponadto znaczenie słów „zardzewiały stymulator” jest interesujące i wydaje się dobrze współgrać ze mną.
Czytając twoją biografię, zauważyłem, że mamy wiele wspólnych podobieństw. Jesteśmy w podobnym wieku, od dzieciństwa słuchamy Metalu. Ja również nie brałem żadnej lekcji na instrumentach. Jestem samoukiem. Miałem różne zespoły i nawet nagrałem do szuflady jakieś moje utwory ale nigdy ich jakość nie zadowoliła mnie by je wydać. I co najważniejsze, także uwielbiam twórczość Quorthona i BATHORY… Rzeczywiście w twoich utworach można doszukać się wpływów muzyki Quorthona ale jednak także Gotyckiego Rocka / Metalu czy też Doom Metalu. A zatem inspiracje musiały pochodzić także od innych zespołów?
O tak, kocham muzykę Quorthon’a, wszystkie jego kompozycje, od albumów z surowym Black / Death Metalem po Viking Metal i także jego albumy solowe. On był geniuszem! Zawsze byłem pod wrażeniem jego bezkompromisowego sposobu tworzenia sztuki i to jest to, co mnie najbardziej inspiruje. Właściwie to nigdy nie chciałem brzmieć jak Bathory czy Quorthon. Więc tym bardziej uważam to za coś interesującego, że nie tylko ty rozpoznałeś wpływy jego muzyki w moich utworach! Ale masz rację, inspiracje pochodzą również z innych kapel! Szczerze mówiąc, nigdy nie chciałem brzmieć jak jakiś konkretny zespołu. Staram się osiągnąć indywidualny styl, coś nowego, własną muzykę, którą trudno porównać lub sklasyfikować. Mimo wszystko wiesz, że słucham ciężkiej muzyki od dzieciństwa i mam prawie tysiąc albumów w domu. Jestem przekonany, że cała muzyka, którą kocham dostarcza mi inspiracji. Uważam, że to jest nieuniknione. Jeśli chcesz bym wymienił ci kilka zespołów, które mają największy wpływ na moją muzykę to może niech będą to Black Sabbath, Ozzy, Anathema, Tiamat, Lake of Tears, czasami nawet Enslaved, wystarczy kilka. Wciąż mam nadzieję, że stworzyłem własny indywidualny styl i że Rusty Pacemaker nie jest kopią, żadnego z tych zespołów.
Z pewnością nie. Jednak by tworzyć tak mroczną i depresyjną muzykę coś musi cię nastrajać do jej tworzenia. Coś co dzieje się w twojej rzeczywistości, coś wokół ciebie…
W recenzji „Blackness and White Light” mojego debiutanckiego albumu pewien recenzent opisał album jako „soundtrack załamanego człowieka”. Wiele razy moja muzyka była opisywana jako depresyjna. Zacząłem myśleć, że może coś jest nie tak ze mną. Dlaczego moja muzyka jest tak depresyjna? Właściwie wolę określenie „melancholijna”. Nie uważam melancholii jako negatywne uczucie. Jest to bardzo intymne, ale pozytywne uczucie, podczas gdy depresja jest negatywnym, destrukcyjnym uczuciem. Ogólnie mówiąc, jestem szczęśliwym człowiekiem, ale jednocześnie też jestem melancholijnym facetem i kiedy siadam i biorę gitarę to powstaje coś melancholijnego i wydaje się, że nic nie mogę z tym zrobić. Tak jak wszyscy mam mroczne uczucia i również czasami jestem pesymistą, tak jak każdy z nas gdy staje się coraz starszy i spogląda wokół siebie na to, co dzieje się na świecie. To rzeczywiście jest czasami przygnębiające. Podczas tworzenia muzyki wsłuchuję się w moje mroczne uczucia, w moją melancholię, a także w pesymistyczne poglądy związane z otaczającym światem i staram się stworzyć atmosferę, która odzwierciedla te uczucia.
A opowiedz o swoich lirykach…
Cała ta mroczna atmosfera i uczucia, o których wspominałem wcześniej powinny być także wyrażone w tekstach. Lubię używać prostych sformułowań w moich tekstach. Zawsze dążę do tego by ukazać sedno sprawy w prosty i bezpośredni sposób. Nie chcę pokazywać jaki to ze mnie intelektualista. Powiedziałbym raczej, że szukam mądrości, a mądre słowa zawsze są proste, łatwe do zrozumienia i nieskomplikowane. Tematycznie staram się opisać słabość i kruchość ludzkości. Piszę o człowieku jako egoiście i myślę, że źródłem ludzkich słabości skutkujących złym postępowaniem jest strach przed śmiercią. Ale jednocześnie jest to dla mnie bardzo ważne, by pokazać, że jest nadzieja, światło w ciemności, jest nią miłość. Może to wydawać się dziwne dla kogoś, ale rzeczywiście używam ciemności, starając się uczynić świat lepszym miejscem, jeśli wiesz, co mam na myśli. Bycie artystą daje mi taką możliwość.
Nie znam twojego pierwszego albumu „Blackness and White Light”. Czy mógłbyś go bardziej opisać i porównać do „Ruins”?
„Blackness and White Light” zawiera pierwsze utwory, które napisałem, nagrałem i wyprodukowałem. Wówczas nie miałem jeszcze doświadczenia w tworzeniu, co na pewno można było usłyszeć, zwłaszcza w produkcji, jak i również w pisaniu utworów. Ten debiutancki album zmiksowałem sam i także samodzielnie dokonałem masteringu. Podczas miksowania czułem się tak jakbym poszukiwał kolorów w ciemności. Dzisiaj myślę sobie, że ogólnie brzmienie „Blackness and White Light” nie jest takie złe. Chociaż profesjonalny inżynier dźwięku mógłby stwierdzić inaczej. W porównaniu do „Ruins”, poprzedni album jest lżejszy i bardziej rockowy, niż metalowy. Przynajmniej w moim odczuciu moje utwory różnią się od innych. Ponadto ja krzyżuję rożne gatunki muzyki. I to jest coś, co jest wspólne dla obu albumów oraz mroczna i melancholijna atmosfera. Podsumowując chciałbym powiedzieć, że to jest coś dziwnego. Moje dwa albumy są różne i jednocześnie podobne.
Do nagrania „Ruins” zaprosiłeś gości. Perkusistę – Franz’a Löchinger’a. Chyba współpracowałeś z nim już wcześniej…
Tak. Jestem naprawdę szczęśliwy mając takiego perkusistę na moich albumach. Znamy się od dziesięciu lat i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Jest profesjonalnym perkusistą a jego umiejętności obejmują wszelkiego rodzaju gatunki muzyczne. Jego muzyczne zainteresowania wywodzą się z metalu, ale stworzył tak wiele różnych projektów. Myślę, że on może zagrać wszystko. Oprócz naszej przyjaźni nasza współpraca przebiega następująco. Piszę i komponuję wszystkie moje utwory oraz programuję proste linie perkusyjne na komputerze. Potem wysyłam mu materiał a on aranżuje idealną perkusję dla mojej muzyki. To zawsze jest fascynujące dla mnie, jak on potrafi zająć się moimi kompozycjami. Bębny na „Ruins” zostały nagrane w jeden dzień. To jest niezwykła rzecz i coś niesamowitego zobaczyć go podczas pracy, jak jest całkowicie skupiony na tym, co robi.
A kim jest tajemnicza Lady K – wokalistka, która zaśpiewała kilka partii na „Ruins”?
Jestem bardzo wdzięczny, że Lady K użyczyła swojego anielskiego głosu do moich kompozycji. Bardzo chciałbym, aby na następnym albumie również zaśpiewała i mam nadzieję, że tak się stanie, zarówno następny album jak i ponownie ona za mikrofonem. Co do jej osoby, ona woli pozostać tajemniczą Lady K.
Pamiętasz jak zarzuciłem ci, że śpiewając jesteś chwilami jakby w innej tonacji niż gitarowe tło, co sprawia wrażenie fałszu? A może to był efekt zamierzony? W sumie twój śpiew jest bardzo specyficzny, chwilami jest na granicy melodeklamacji…
W rzeczywistości sam już odpowiedziałeś na swoje pytanie. Tak, mój śpiew czasem jest na innej wysokości niż gitary w tle, co daje wrażenie fałszu. Jak powiedziałeś to jest tylko wrażenie. Faktycznie, czasami stosuję dysharmonię między instrumentami w odpowiedni sposób. Mój śpiew jest idealnie dopasowany tam gdzie ma tak być. Można powiedzieć, że to jest bardzo specyficzny styl. Wielu recenzentów, którzy pisali negatywne o moim albumie głównie krytykowali mój śpiew. Wokale są najczęściej głównym czynnikiem wpływającym na to czy lubisz dany utwór i każdy wokalista oraz zespół musi sobie z tym poradzić, ja również.
Z kolei melodyjne gwizdanie w utworze „Ruins” zabrzmiało nieco infantylnie ale spodobał mi się ten motyw…
Gwizdanie w „Ruins” pojawia się prawie na początku albumu. Po prostu podoba mi się kontrast pomiędzy bardzo pesymistycznymi tekstami a dziecinnym gwizdaniem, by pokazać, że można coś takiego powiązać.
Chyba mi się nie przesłyszało? W utworze „The Game” kilka razy krzyknąłeś niczym rasowy black-metalowiec. To był naprawdę dobry akcent. Mógłbyś częściej używać swojego wokalu w ten sposób.
To naprawdę interesujące pytanie. Tak, dobrze słyszałeś i już mam plany by nieco częściej wykorzystać ten sposób śpiewania na następnej płycie. Ale na razie nie mogę nic więcej powiedzieć na ten temat, gdyż jeszcze nie rozpocząłem żadnych prac. Ale mam kilka pomysłów w głowie, które mogą okazać się fajne jeśli użyję growlingu lub wrzasków. Zobaczmy co z tego wyjdzie…
Jaki związek ma martwy ptak na chodniku z okładki albumu z tytułem „Ruins”? To jastrząb czy inny drapieżnik?
To jastrząb. Najpierw myślałem o zdjęciu ruin na okładkę mojego albumu, ale po chwili pomysł ten wydawał się dość nudny. Jest tak wiele albumów Metalu i Rocka z ruinami na okładkach, więc nie chciałem dodawać kolejnego. Szybko ustaliłem tytuł albumu, ponieważ podoba mi się mroczne brzmienie tego słowa oraz jego znaczenie. I myślałem nad tekstem do tytułowego utworu a przy słowach „… leżymy sześć stóp pod ziemią, wciąż wierzymy, że potrafimy latać, tak wysoko. Im bardziej się wznosimy tym głębiej spadamy… ” do głowy przyszedł mi martwy ptak, więc natychmiast postanowiłem zaprojektować grafikę na podstawie tej wizji.
Jaki jest odzew słuchaczy na album „Ruins”?
Ludzie powtarzają mi, że to jest wyjątkowy album, ponieważ trudno go porównać i sklasyfikować. Muszę przyznać, że podoba mi się to jeśli moją muzykę opisują w ten sposób. Wiem, że nie tworzę muzyki komercyjnej, i nie chcę być uwielbiany przez wszystkich. Niektórym wcale nie podoba się moja muzyka, a z kolei inni uważają ją za bardzo dobrą. Jak zawsze jest to kwestia gustu, ale dopóki są jacyś ludzie, którzy piszą do mnie, że podoba im się to co robię, tak długo będę komponował moje utwory tak jak lubię. To uczucie wolności jest niezwykle satysfakcjonujące.
Album został wydany przez Solanum Records. Co to za wytwórnia?
Jeżeli jesteś ponad 35-letnim nieznanym solowym artystą, który nie myśli o koncertowaniu, nigdy nie dostaniesz kontraktu z wytwórni w dzisiejszych czasach. Aby móc wydawać mój album musiałem założyć własną wytwórnię i tak zrobiłem. Oczywiście, prowadzenie własnej wytwórni oznacza całkowitą niezależność. Wówczas mogę wydać to co chcę, jak chcę i kiedy chcę. Z drugiej strony, musisz włożyć w to dużo pracy i nakładów finansowych i nigdy nie osiągniesz takiej promocji jaką jest w stanie osiągnąć duża wytwórnia. Najsłabszym punktem jest dystrybucja. Wciąż szukam odpowiedniej firmy dystrybucyjnej by wprowadzić moje albumy do sklepów. Obecnie można tylko zamówić album za pośrednictwem mojej strony internetowej. W wersji cyfrowej album jest dostępny na wszystkich popularnych witrynach. Nawiasem mówiąc, „Solanum” jest pojęciem z biologii i oznacza psiankę.
A co cię tak zafascynowało w tej roślinie?
Solanum czyli psianka to rodzaj roślin z rodziny psiankowatych. Rzeczywiście te rośliny są bardzo fascynujące, ale przede wszystkim nazwę mojej wytwórni – Solanum – wybrałem z powodu tłumaczenia, czyli „Nightshade”. Myślę, że idealnie pasuje do moich wydawnictw.
Czy dzisiaj, po nagraniu albumu jesteś zadowolony z końcowego efektu? A może chciałbyś coś w nim jeszcze zmienić?
Jestem zadowolony z ostatecznego wyniku i nie chciałbym nic zmienić. Gdy album jest zakończony, to jest jak koniec długiej podróży i muszę go zaakceptować by w końcu mógł być wydany. To jest najlepszy album jaki mogłem stworzyć w tamtym momencie. Jeśli chciałbym napisać i nagrać go teraz to mógłby brzmieć inaczej. To jest jak niekończąca się opowieść. Cała muzyka powstawała w konkretnym czasie a każda nuta został zapisana w określonym momencie. Gdy wydaję moją muzykę to jest to odpowiednim momencie.
Czy zamierzasz ze swoją muzyką wyjść na scenę?
W tej chwili nie jest to dla mnie możliwe z kilku powodów, o których nie chcę teraz mówić. Moim napędem jest bycie kreatywnym i pisać piosenki. Ale, wiesz, nigdy nie mów nigdy, a może Rusty Pacemaker wejdzie na scenę pewnego dnia.
A zatem życzę ziszczenia twoich planów co do zespołu. Dziękuję za rozmowę i liczę na jakieś ciekawe zakończenie tematu…
Paweł, dziękuję za zainteresowanie moim projektem i za ten wywiad. Ja również chciałbym podziękować wszystkim czytelnikom, którzy właśnie teraz dotrwali do tego punktu i czytają te słowa. Zapraszam was od odwiedzenia mojej strony www.rustypacemaker.com. Odkąd jestem częścią tego szalonego przemysłu muzycznego mam świadomość, jak wytwórnie i zespoły ciężko walczą o przetrwanie. Zachęcam fanów do zakupu mojego albumu na CD, jeśli moja muzyka wam się podoba i nie pobierajcie, ani nie kopiujcie plików mp3 bez płacenia za nie. Zrozumcie, ludzie są gotowi zapłacić 3 euro za kawę której koszty produkcji to kilka centów, a proces przygotowania jej to zaledwie kilku minut. Z kolei ludzie nie są gotowi zapłacić 1 euro za utwór, który im się podoba, którego koszty produkcji są ogromne i który trwa wiecznie i można go słuchać w kółko. Muzyka i sztuka są bardzo cenne i niezwykle ważne dla naszego społeczeństwa, dlatego musimy je wspierać. Bądźcie mroczni. Rusty.