Aaaaaale się naczekałem na ten wywiad. Powoli traciłem nadzieję, że w ogóle dojdzie on do skutku, a podobno nadzieja umiera ostatnia he he. Przy całym natłoku zajęć jakie ze swoimi zespołami, projektami ma dzisiaj Mikołaj i spółka nie pozostawało nic innego, jak czekać cierpliwie. No i się doczekałem, a Wam mogę w tej chwili oddać efekt moich i mojej żony (współautorka pytań) starań. Nie przedłużając, zapraszam do poniższej lektury.
Witaj Mikołaj. Strzyga tour już za Wami/nami. Kurz bitewny opadł na dobre. Powiedz, jaka to była trasa dla Was? Jak Wam się mieliło Polską krainę szczepiąc pogaństwo na nowo?
Trasa promująca „Strzygę” już faktycznie za nami, od tego czasu zdążyło się sporo zadziać. Ale wspominamy ją – jak zwykle nasze koncerty – bardzo dobrze. Publiczność dopisała, bawiła się świetnie i tęsknimy bardzo za tym, aby znowu ruszyć z mocniejszym graniem po Polsce.
PERCIVAL’a SCHUTTENBACH widziałem w Lublinie trzy razy z rzędu i zauważyłem, że na Wasze koncerty przychodzi bardzo zróżnicowana widownia. Orientujesz się, kim jest potencjalny odbiorca Waszej twórczości? Określ fana PERCIVAL’owej rodziny.
Ponieważ działamy już długo, braliśmy udział w wielu różnorakich projektach, a nasza muzyka zmieniała się na przestrzeni lat, to i nasi fani stanowią bardzo zróżnicowaną grupę: zarówno jeśli chodzi o wiek, jak i zainteresowania, zawód, czy nawet muzykę, której słuchają. Na pewno ostatnimi czasy zbiór ludzi, którzy nas chętnie słuchają powiększył się o fanów gry „Wiedźmin” – i to zjawisko ma zasięg ogólnoświatowy. Poza tym dużo jest fanów folku, metalu, i folk-metalu, i to od dzieci po niemalże starców. Nie jest wcale wyjątkową sytuacja, kiedy na naszym koncercie zjawia się cała rodzina, razem z dziećmi. Lubimy grać dla wszystkich i chcielibyśmy dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Uważamy, że w naszej muzyce niemalże każdy może znaleźć coś ciekawego dla siebie.
Pozostając jeszcze na chwilę przy koncertach, to w 2015 zagraliście trasę w pełnym składzie z Aśką i Kristiną. W czerwcu tego roku, graliście w Kozim Grodzie bez Aśki. Natomiast na obecnej trasie już również bez Kristiny. Jakie są powody absencji obu Pań? Wokalnie, muzycznie i koncertowo, to jednak niemała strata dla widza.
Jeśli prześledzi się kariery znanych i mniej znanych zespołów, to zauważy się, że naturalną cechą ich rozwoju są zmiany w składzie. Nie zawsze są to zmiany, których zespół dokonuje świadomie – czasami los sam decyduje. Tak było w przypadku Asi, która uległa wypadkowi w trakcie wracania z jednego z koncertów. Trzymamy wszyscy kciuki za to, aby wróciła do nas jak najszybciej, ale wiemy, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby móc w pełni wrócić do sił i do koncertowania.
Co do Kristiny, to nasze drogi się po prostu rozeszły. Zajęła się swoimi sprawami, my idziemy dalej swoją ścieżką. Nie da się utrzymać czegoś na siłę – bo zespół, aby działać sprawnie i tworzyć musi podążać w jednym kierunku.
Fani widzą tylko to, co na wierzchu, nie wiedzą, co tak naprawdę dzieje się w zespole, i to jest ich prawo. Wiemy, że mogą nie rozumieć pewnych posunięć, ale my nie możemy stać w miejscu. Dla nas najważniejsze jest tworzenie dobrej muzyki i dawanie dobrych koncertów, dlatego staramy się wykorzystać zmiany do stworzenia sobie jak najlepszych ku temu warunków.
Pojawiło się u nas kilka nowych osób grających i śpiewających, dlatego warto pojawić się na przyszłych koncertach, bo na pewno będzie ciekawie.
Na koncertach, od dawna jednym z utworów jakie wykonujecie jest „Satanismus”. W takim mieście jak Lublin z katolicką uczelnią z tradycjami, ktoś mógłby mieć do Was jakieś tam żale tytułem tej zacnej piosenki. Zdarzały się jakieś wąty czy scysje w tej materii?
Raczej nie. Ta piosenka jest w tak oczywisty sposób żartobliwa, że trudno brać ją na poważnie. Z rzadka zdarzało się, że proszono nas o lekką modyfikację tekstu (mamy wersję light tego utworu: „Stefanismus”, ale poza tym żadnych kłopotów nam nie przysporzyła. Wiemy, że zarówno katolicy, jak i nie-katolicy chętnie sobie ją podśpiewują, co nas cieszy, bo dobrego humoru nigdy za dużo.
„Wóda zryje banie” wpasował się w kanon Waszych koncertów idealnie. W Waszym wykonaniu nabiera to mocy a pod sceną siwy dym He He. Orientujesz się czy BRACIA FOGO FAGOT słyszeli ten utwór w Waszej wersji? A może wywiąże się jakaś kolaboracja z nimi w przyszłości na pełnym luziku?
Podobno słyszeli, ale to nieoficjalna informacja. Jesteśmy zawsze otwarci na wszelkie propozycje współpracy, więc nigdy nie powiemy „Nigdy”. Mogłoby wyjść z tego coś ciekawego pewnie. Dobrze odnajdujemy się w takich żartobliwo-humorystycznych rzeczach.
Od jakiegoś czasu, na rynku jest Wasz nowy album zatytułowany „Strzyga”. No właśnie, dlaczego taki a nie inny tytuł?
Po pierwsze bardzo podoba nam się ta nazwa, i to chyba najprostsza przyczyna. Po drugie, postać Strzygi łączy ze sobą każdy utwór z albumu w jedną, dosyć smutną historię. Same utwory są dosyć różnorodne i pochodzą z różnych okresów naszej twórczości. Strzyga łączy je w jedno niewidzialną nicią. Wszystkim, którzy chcieliby wiedzieć więcej na ten temat, polecam poczytać wkładkę do płyty, gdzie dokładnie opisujemy historię naszej Strzygi.
W utworze „Rodzanice” poruszacie temat doli ludzkiej. Czy myślisz, iż od narodzin los dziecka/dorosłego jest już przypieczętowany? Czy to my jednak jesteśmy kowalami swojego losu?
Rodzanice dają moc, abyśmy mogli być kowalami własnego losu – każdy sam odpowiedzialny jest za siebie i swoje życie. Tak ja to postrzegam i tym kieruję się w swoim życiu. Pewne rzeczy dane nam są niejako z góry, ale to, co z nimi zrobimy, zależy od każdego z nas. I zawsze można zrobić bardzo dużo. Jest na to tysiące przykładów. Takie przykłady inspirują mnie i cały zespół do tego, by aktywnie wpływać i zmieniać swoje życie i swoją muzyczną karierę.
Czy spotkaliście się podczas swoich podróży, aby zwyczaj stawiania poczęstunku rodzanicom był jeszcze kultywowany? A może zaobserwowałeś przetrwanie innych obyczajów jeżeli nie w dziewiczej, pogańskiej formie, to przynajmniej bardzo zbliżonej?
Starych słowiańskich obyczajów zachowało się mnóstwo, i spotkać je można w polskich domach bardzo często. Moja babcia obcięła mi kiedyś włosy i wrzuciła do ognia. Gdy zapytałem dlaczego, powiedziała po prostu, że tak się robi. Wszyscy znamy zwyczaje wigilijne i wielkanocne – pełno jest tam nawiązań do ludowych, pradawnych wierzeń.
Najmocniej doświadczyliśmy dawnych, przedchrześcijańskich zwyczajów będąc na Białorusi – to było bardzo magiczne. Poznaliśmy tam wokalną grupę Kniażycz, która zajmowała się gromadzeniem i wykonywaniem pieśni obrzędowych, często bardzo starych. W którymś momencie, podczas biwaku nad rzeką, utworzyła się mgła. Dziewczyny zaczęły śpiewać, aby ją rozgonić. To było niesamowite przeżycie. Mgła faktycznie znikła, a ja zapamiętałem ten moment na długo. Obudziła się we mnie jakaś tęsknota za dawnymi czasami, gdy człowiek był bliżej natury, gdy pewne rzeczy miały swoje miejsce, którego nikt nie chciał naruszać. Białoruskie pieśni są nieprzebranym bogactwem przedchrześcijańskiej, prastarej obrzędowości i czerpiemy z niego bardzo często i chętnie.
„Alhambra” to bardzo zróżnicowany utwór wokalnie i muzycznie. Gdzie leży klucz do sukcesu, stworzenia tak doskonałego, ciekawego i na swój sposób oryginalnego utworu, ciężkiego do zgryzienia za jednym posiedzeniem? Tak myślę przynajmniej. Wyszło świetnie.
Kluczem jest czas. Ten utwór powstał bardzo dawno temu, zdążył się uleżeć w naszych głowach, dojrzeć jak wino. Gdy zabraliśmy się za niego na nowo, tym razem dodając wokale, mogliśmy go dopracować w sposób, który niedostępny jest przy szybkiej, tak charakterystycznej dla dzisiejszych czasów, pracy. „Alhambra” jest nam bardzo bliska i dużo dla nas znaczy – od początku była częścią większej historii, której nigdy nie udało nam się opisać, ale która powstała w mojej i mojej siostry głowie dosyć szczegółowo. Ten utwór jest bardzo „Percivalowy”.
„Marysia” to już chyba z kolei taka piosenka na naszą rodzimą modłę. Mam rację? Klimat i tekst tak mnie ku temu myślowo skłania.
„Marysia” jest inspirowana rodzimym folklorem w jego najprostszej, bardzo przaśnej formie. Takie utwory świetnie sprawdzają się na koncertach. Lubimy bawić się muzyką, nie tylko ją komplikując, ale także upraszczając do granic możliwości. Chociaż melodia wokalu jest bardzo wesoła, sam tekst jest dosyć mroczny – opowiada przecież o brutalnym mordzie na niewinnej dziewczynie. Ten utwór jest chyba jednym z najbardziej folk-metalowych, jakie udało nam się kiedykolwiek stworzyć.
A teraz pytanie dla niektórych pewnie zgoła trywialne czy mało interesujące, ale dla mnie myślę, że jednak dosyć istotne. Powiedz Michale, jak w ogóle wygląda proces twórczy w takim zespole jak Wasz. Kto odpowiada za teksty kto za muzykę? To kolektywna praca, czy bardziej – ja tu rządzę?
Z tym jest bardzo różnie, w różnych okresach i przy różnych utworach udzielają się mniej lub bardziej wszyscy członkowie zespołu, nie zabraniamy nikomu tworzyć, jeśli akurat ma taką potrzebę. Na pewno jednak trzon kompozytorski stanowię ja oraz Katarzyna, i tak było w sumie od początku aż do teraz. Razem tworzy nam się najlepiej, ponieważ z Katarzyną świetnie się uzupełniamy ze względu na różne podejście do muzyki wynikające z tego, że ja jestem samoukiem, a ona była kształcona muzycznie. Dzięki temu powstają naprawdę niesamowite i różnorodne rzeczy.
Jeśli chodzi o teksty, to był taki czas, kiedy mocno angażowała się w ich tworzenie Kristina, teraz jednak znowu na tym polu zostaliśmy sami z Katarzyną. Teksty akurat nigdy nie były dla nas tak ważne jak muzyka, ponieważ to dźwiękami przekazywaliśmy to, co jest dla nas istotne. Słowa miały być tylko pretekstem, a wokal – kolejnym instrumentem o niesamowitych możliwościach. Jednak zdajemy sobie sprawę, że tekst może dodać wiele do utworu, może też mu niestety tyle samo odjąć.
Czym się kierujecie tworząc nowe utwory? Skąd czerpiecie inspiracje? Czy jako PERCIVAL SCHUTTENBACH ograniczacie się jakimiś ramami poza które nigdy nie wyjdziecie? Czy jest luz, ale koncepcyjnie ma się zgadzać?
Ramy są, ale zazwyczaj tworzymy je na potrzeby konkretnego dzieła – po to, aby móc pracować i się jakoś porozumiewać. Z założenia Percival Schuttenbach miał być zespołem, w którym możliwe są wszelkie inspiracje, a żadne połączenie dźwiękowo-brzmieniowe nie jest zakazane. Oczywiście mamy swoje preferencje, co sprawia, że nasza muzyka brzmi tak a nie inaczej. Ale te preferencje się zmieniają, my się zmieniamy, zmieniają się też ludzie, z którymi współpracujemy, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co będziemy grać za chwilę, jaki będzie następny utwór. Teraz jest to „Marysia”, a za chwilę stworzymy 20-minutową kompozycję, z paroma zmianami tonacji i metrum, bo zatęskni nam się za trudniejszym graniem. Lubimy różnorodność.
Troszkę inaczej jest w Percivalu historycznym, bo tam ograniczeni jesteśmy instrumentami, na jakich gramy, do tego dochodzą ramy związane z odtwórstwem. Ale czujemy się w nich dobrze i bezpiecznie. Pewnie dlatego, że po troszę sami je dla siebie stworzyliśmy, wyznaczyliśmy trochę nowych standardów. Wiemy też, że rozszerzyliśmy te ramy do granic możliwości, co niektórzy „true-odtwórcy” mają nam za złe, ale po prostu nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego nie zrobili.
Czy „Strzyga” jest w istocie takim wyznacznikiem tego, jaką drogą zespół będzie podążał na kolejnych swoich wydawnictwach? Odkurzyliście kilka starych utworów okraszające je nowym brzmieniem, są nowe kompozycje etc. Brzmienie płyty jest zupełnie inne względem poprzedniczek….
W tej chwili nic na ten temat nie możemy powiedzieć. To jedna wielka niewiadoma. Raczej nie będzie radykalnych zmian stylu – zdecydowanie preferujemy ewolucję, ale co i jak konkretnie? To będziemy wiedzieć dopiero wtedy, gdy siądziemy do tworzenia nowych utworów.
Jeśli chodzi o brzmienie, to staramy się, aby każda płyta była lepsza – to chyba oczywiste, dlatego nie trzymamy się kurczowo sprawdzonych patentów. Szukamy, poszukujemy, testujemy. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale zawsze mamy nadzieję, że z lepszym.
Czy Jacek Miłaszewski to dobry producent dla PERCIVAL’a? No i wydanie płyty powierzyliście w końcu komuś innemu. Czy Sony Music to jest to?
Jacek Miłaszewski jest na pewno bardzo dobrym producentem, jednak nie wiemy, czy zostanie z nami na dłużej. Chcielibyśmy zobaczyć, jak poradzi sobie z naszą następną płytą „Slava”, to na pewno będzie wyzwanie dla niego, bo zdecydowanie różni się od tego, co zazwyczaj nagrywa i produkuje. Jeśli chodzi o rockowe brzmienie, to ze „Strzygą” poradził sobie znakomicie, i wielu ludzi ją chwali właśnie za profesjonalne brzmienie.
Sony Music to zupełnie osobny temat, i zupełnie nowe dla nas doświadczenie. Uczymy się dużo, ścieramy, dyskutujemy – zobaczymy w którym kierunku to pójdzie, bo na razie nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć.
Czy na pytanie o kolejny album jest za wcześnie, czy jakieś zajawki pomysłów krążą już po głowie?
Kolejny album Percivala historycznego jest już praktycznie gotowy („Slava”), więc to tylko kwestia nagrania i wyprodukowania. Jeśli zaś chodzi o Schuttenbacha, to minie jeszcze trochę czasu, nim wypuścimy nowy album. Pomysły zbierają się w naszych głowach, szukamy inspiracji, rozglądamy się, ale faktycznie jest trochę za wcześnie by cokolwiek pewnego o tym powiedzieć.
Powiedz mi, w którym momencie zaczęło Ci/Wam być mało i z jednego PERCIVAL SCHUTTENBACH zrodził się drugi PERCIVAL? Masz oprócz tych dwóch zespołów jeszcze jakieś inne projekty? Może coś w planach czeka na odpowiedni moment? Pamiętasz, jak w ogóle się to wszystko zaczęło?
Oczywiście, że pamiętam. Wszystko zaczęło się od tego, że bardzo, ale to bardzo, chciałem pojechać i zagrać na Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie. Jestem niedoszłym historykiem z wykształcenia (studia przerwałem z powodu muzyki), więc takie tematy mnie strasznie kręcą. Namówiłem Katarzynę (nie było wcale łatwo) i zdecydowaliśmy się pojechać. Jednak nie mogliśmy tego zrobić z marszu – okazało się, że trzeba tam wystąpić z instrumentami akustycznymi z epoki. Nie zastanawiając się długo pogrzebaliśmy w internecie, popytaliśmy znajomych, którzy mieli jakąś wiedzę o tworzeniu instrumentów (m.in. Kamila Rogińskiego, który z nami teraz gra) i przystąpiliśmy do wykonania rebecu a.k.a. liry bizantyjskiej a.k.a. kemenche. Drewno było nieszczególnie się nadające, ale przecież nie zwracaliśmy na takie drobiazgi szczegóły. Wyszło coś, na czym dało się w miarę grać, do tego dokupiliśmy saz (lutnię) na miejscowej giełdzie (daliśmy za nią bodajże 100zł) i tak oto powstał Percival. Trochę to trwało zanim coś sensownego nam z tego wyszło, ruszyliśmy z kopyta, gdy poznaliśmy Asię Lacher. Jeszcze wtedy nie śpiewała nigdzie, ale bardzo chciała i wydawało nam się, że jest całkiem uzdolniona. I tak było w istocie.
Potem poszło już naturalnie – skoro epoka wczesnego średniowiecza, to czemu nie inne? Doszła II wojna, i już zabieraliśmy się za inne tematy, gdy okazało się, że niestety, ale jest jedno poważne ograniczenie: czas. Nie jesteśmy w stanie ciągnąć tysiąca projektów na raz (choć bardzo byśmy chcieli), więc pozostaliśmy przy Percivalu historycznym z wczesnego średniowiecza i okazjonalnie przy II wojnie i piosenkach patriotycznych. Ale nie twierdzimy, że kiedyś jednak nie skuszą nas inne epoki.
Grupy rekonstrukcyjne. To dla Was po prostu dobra zabawa, czy zdecydowanie coś więcej? Co jest w tej pogańskiej słowiańszczyźnie, że poczułeś, iż to jest właśnie to co Ci w duszy się szamocze?
To wszystko w jednym: i dobra zabawa, i jednocześnie coś więcej. Odnajduję w tym coś, co bliskie jest memu sercu. Dlatego odkąd odkryliśmy odtwórstwo tak mocno się ono w nas zakorzeniło, tak mocno się z nim związaliśmy. Ważni są też ludzie, których dzięki odtwórstwu poznaliśmy: wielu wspaniałych ludzi z charakterem, których podziwiamy, od których się uczymy i którzy są dla nas wzorem. Dużo by można o tym pisać, bo wpływ tego środowiska na zjawisko jakim jest Percival jest nie do przecenienia.
Dla mnie ważny jest też aspekt edukacji. Wspominałem o swojej pasji do historii. Chciałbym, aby więcej ludzi się nią interesowało, chciałbym, aby ludzie zobaczyli w niej to, co ja, czyli prawdziwych ludzi, prawdziwe historie, które działy się dawno temu. Bardzo pasjonujące i pouczające historie.
W swojej twórczości korzystacie z mitologii słowiańskiej. Które z opracowań moglibyście polecić nam maluczkim? Brücknera, Gieysztora, Szyjewskiego? A może macie swoje źródła którymi moglibyście się podzielić?
No cóż, wydaje mi się, że im więcej ktoś przeczyta, tym lepiej. Nie będziemy wybierać ani polecać jedynie słusznej lektury, bo nie uważamy, aby takowa istniała. Wiele z rzeczy, o których piszemy czy tworzymy, dowiedzieliśmy się od ludzi, którzy zawodowo zajmują się historią i archeologią. Nie podchodzimy do swojej pracy naukowo – jesteśmy artystami, a naszą pracą jest łączenie tego, co obserwujemy, czytamy, słyszymy z własnymi emocjami w jedną całość, która jest z natury rzeczy bardzo subiektywna. Naszym zadaniem jest zainteresować, zachęcić do poszukiwań. Sami poszukujemy, wciąż, i nie uważamy, że nasza praca w tym względzie mogła się kiedyś zakończyć.
Neopoganizm – ma to dla Ciebie osobiście jakieś odbicie w życiu prywatny? Czy kolejny, modny slogan, a czasów obecnych nie przeskoczysz?
Dla mnie ten termin jest trochę jak chrześcijański black metal, czyli trochę wywrócenie czegoś do góry nogami, oddalenie się od pierwotnych założeń. Religia przedchrześcijańska była bardzo przydatna na pewnym etapie rozwoju naszego społeczeństwa – pomagała współżyć z przyrodą. Teraz jednak nawet młodsze od niej chrześcijaństwo jest przeżytkiem, więc nie bardzo widzę sens we wracaniu do tego, co było, tym bardziej, że tak naprawdę nie wiemy, jakie to było, a nasze wyobrażenia są prawdopodobnie dalekie od prawdy. Powinniśmy pamiętać o naszej tradycji, o obrzędach, o pieśniach, ale religię jako taką – już nieważne czy pogańską czy jakąkolwiek inną – uważam za coś, co przestaje być potrzebne.
Łoki doki. I tym akcentem chyba będziemy kończyć. Powiedz jeszcze coś o planach zespołu/zespołów na przyszłość i spadamy. Dzięki Mikołaj za rozmowę.
Dziękuję również! Plany mamy bardzo szerokie i ambitne, koncertowe i nie tylko. Nie wszystko niestety mogę zdradzić, ale na pewno szykuje się nagranie płyty „Slava III” (wielu ludzi już bardzo na nią czeka), do tego mnóstwo koncertów: z Schuttenbachem, a także Wild Hunt Live – w Polsce i za granicą. O wszystkim będziemy informować na bieżąco, więc śledźcie naszego Facebooka!