Tyle się mówi o zagrożeniu nuklearnym holokaustem, tak się straszy narody, że ten w końcu nadejdzie… on już jest i szerzy soniczny rozpierdol. Nie mogłem wręcz sobie odmówić przyjemności zadania kilku pytań ojcom założycielom i pomysłodawcom całego zamieszania. Przed Wami Radek i Łukasz, czyli główne pięćdziesiąt procent NUCLEAR HOLOCAUST.
Strzałeczka Panowie. Jak to jest, działacie zaledwie kilka lat, a szumu narobiliście co niemiara. Zgodnie z nazwą, z płyt lecą atomówki, na koncertach latają atomówki – robicie rozpierdol, a ludziom się to cholernie podoba. Zdaje się, macie przepis którego pozazdrościłby Wam niejeden band. Zdradzicie jaka jest geneza myśli która stała się ciałem w postaci NUCLEAR HOLOCAUST?
Radek: Cześć Mariusz, część wszystkim. Dzięki za dobre słowa. Przepis nie jest żadną tajemnicą: chcieliśmy grać i mieć z tego radochę. Gramy i mamy. Tyle. Nie ma potrzeby komplikować prostych spraw.
Łukasz: Cześć i czołem. Mówiąc o prostych sprawach, przepis sprawdza się też w kontekście muzyki. Ma być skocznie, prosto i tanecznie. Nóżka ma tupać, a łeb się gibać. Prostota jest tutaj receptą.
Radek, grałeś w STRAIGHT HATE – skądinąd również bardzo dobrym band’zie. Odszedłeś bo…?
Radek: Koledzy podziękowali mi za współpracę.
Wcześniej był jeszcze FANTHRASH z którym zarejestrowałeś nawet jeden materiał. Tu też Wasze drogi się rozeszły. Ciągnęło Cię w inne rejony niż muzycznie mógł dać Ci ten zespół czy jak? W jakich projektach maczałeś jeszcze swoje paluchy?
Radek: Dla porządku, ze Straight Hate nagrałem dwa materiały, a dokładnie splity ze SPEEDY GONZALES i NEUROPATIA. Z FANTHRASH nagrałem MCD „Apocalypse Cyanide”. Tak, formuła muzyczna zespołu się dla mnie wyczerpała, forma pracy też. Grałem wtedy w kilku składach i FANTHRASH zdecydowanie przestał być priorytetem, z czegoś trzeba było zrezygnować. Jeśli chodzi o inne projekty, było ich sporo, ale żaden z nich nie zaznaczył wyraźnie swojej obecności na scenie, więc nie ma o czym mówić.
Jak mnie pamięć nie myli, reszta składu NUCLEAR HOLOCAUST to również ludzie z przeszłością muzyczną prawda? Dacie radę coś nadmienić w temacie?
Łukasz: Basowy Olek udzielał się w zespole INTERIOR, który narobił w czasach swojej działalności trochę szumu. Wokalny Sylwek może pochwalić się przeszłością okraszoną metalcorem oraz innymi odmianami grania popularnymi wśród metalowej młodzieży. Ja czuję się dosyć świeży w temacie ponieważ w CV mogę wpisać udział w jednym, niespełnionym projekcie oraz granie wraz z Radkiem w APE TO GOD.
Wiosną 2015 roku powstaje NUCLEAR HOLOCAUST. Ty i Łukasz jammujecie razem. Powoli do składu dołącza reszta. Najpierw basista potem wokal. Jak znaleźliście resztę załogi? Ogłoszenie w anonsach czy coś na zasadzie przesłuchań z serii „Mam Talent”?
Radek: Zwerbowanie Olka (bas) to jeden telefon, znaliśmy się luźno już od kilku lat, jeszcze z czasów jego obecności w Interiorze. Sylwek (wokalista) faktycznie znalazł się z ogłoszenia. Mi osobiście zależało na udziale osób, z którymi nie pracowałem wcześniej, żeby odświeżyć atmosferę.
Łukasz: Tak właśnie było. Co więcej, Sylwek i Olek byli pierwszymi i jedynymi osobami, które – nie wiem czy to tak można ująć – przesłuchaliśmy. Mieli to co trzeba, więc uznaliśmy, że nie ma po co dalej szukać.
Podobno na początku, razem z Łukaszem mieliście zakaz od Waszych niewiast powoływania do życia jakiegokolwiek zespołu. Prawda, czy ludzkie pomówienia?
Łukasz: Hehe, no było tak jak mówisz. Różne były tego powody, ale zakaz faktycznie obowiązywał.
Jak wy sami opisalibyście stylistycznie to, co tworzy NUCLEAR HOLOCAUST? Pytanie na tyle uzasadnione, iż będąc na Waszych koncertach spotykałem ludzi, którzy przyszli, bo miał grać band łojący punk’a, inni byli dla ekipy grzejącej grindcore’a. Przeszkadzają wam w ogóle szuflady do których muzycznie się Was wpycha?
Radek: A po co to określać? Fakt, znajdziesz w naszym graniu punk, grindcore, thrash, death metal, nie usłyszysz raczej reggae. Szuflady? Bez emocji. Chyba, że reggae, he he.
Łukasz: Wpierdol.
„Mutant Inferno” – demo które narobiło zasłużonego szumu. Posypały się propozycje koncertów, ludzie na dobre zapamiętali Waszą nazwę. Chyba jest niewiele zespołów, którym po wydaniu zaledwie jednego demo udałoby się osiągnąć to co Wam – szerokie uznanie na scenie. Jaki macie przepis na komponowanie muzy? Podobno nad jednym utworem nie siedzicie dłużej niż półgodziny he he.
Łukasz: Powtarzając się: krótko, na temat i skocznie. Radek przed chwilą wymienił gatunki, które można znaleźć w naszym graniu. Takiej muzyki słuchamy od x lat, podoba nam się, chcemy grać właśnie coś takiego. Wszystkie te odmiany wpierdolowego grania mają jakieś charakterystyczne elementy, które sprawiają, że nas jarają. Staramy się brać z nich to, co najlepsze. Tu właśnie dochodzimy do procesu układania numerów. Wygląda to mniej więcej w ten sposób: „Dobra, to zaczyna się takim pankowym riffem, wchodzi drugi pakowy riff, teraz blaścik/traszowe zwolnienie, znowu pank i koniec. Żeby tylko nie było więcej niż dwie minuty bo jeszcze ktoś powie, że jesteśmy progresywni.” Po co kombinować?
Zarówno „Mutant Inferno” jak i duży debiut „Overkill Commando” nagrywaliście zaledwie w ciągu jednego weekendu. Z jednej strony trudno uwierzyć, że w takim systemie pracy w studio udało Wam się osiągnąć tak piękny rezultat, z drugiej to chyba zaważyło na tym, iż oba materiały nie straciły na swojej mocy i są tak zajebiste. Brak studyjnego głaskania zwyczajnie ich nie „wyciszyło”.
Radek: Widzisz, za każdym razem wieszamy w studiu mikrofon zbierający cały ten syf, żeby go tylko nie zabrakło na efekcie finalnym. Także faktycznie, trudno mówić o głaskania materiału. Ostatni materiał zaczęliśmy nagrywać w niedzielę rano i skończyliśmy „przed obiadem”. Nagrywając na setkę nie da się „męczyć buły”.
Demo dało Wam również kontrakt z Selfmadegod Records. Zadowoleni z pracy labelu? Osobiście uważam, że to dobra wytwórnia. Kolejna płyta też wyląduje u Karola? Czy apetyt się wyostrzył i czas rozejrzeć się za czymś większym?
Radek: W tej stylistyce chyba nie ma niczego większego, zwłaszcza, jeśli cenisz sobie pełną niezależność. „Overkill Commando” jest dostępna w całej Europie, Azji i Stanach, niedługo też w innych miejscach. Praca z Karolem przebiega bez zarzutów, kolejna płyta oczywiście też wyjdzie pod znakiem strzelby.
A skoro o kolejnej płycie mowa, pracujecie już nad zawartością następcy „Overkill Commando”? Jakieś szczegóły? Zdradzisz jakiś zarys nowych utworów? A w zasadzie o co ja pytam? Pewnie będzie po raz kolejny wpierdol i basta.
Rade: Na pełną płytę trzeba będzie trochę poczekać, póki co ukazał się split z Łbem Prosiaka, który już pokazuje nieco odmienione oblicze zespołu, zakończyliśmy właśnie pracę nad kolejnym materiałem, który ukaże się w formie winylowego splitu najprawdopodobniej jeszcze w tym roku, i tu znów nie będzie „powtórek” z poprzednich sesji. Tak więc trudno na ten moment powiedzieć, jak będzie dokładnie brzmieć następca “Overkill Commando”, ale fakt, dużo się pewnie nie mylisz.
Łukasz: Powiem tak: oglądanie starych filmów o żywych trupach i muzyczne inspiracje nie przechodzą bez echa. Co prawda, numery na nowy split są już zrobione, ale po głowie chodzą ze dwa nowe pomysły. Bedzie co! (sic.)
Wszystko co nagrywacie, robicie w taki sposób, iż brakuje generalnie przerywników po między utworami. Płyt słucha się na jednym wdechu, a po wybrzmieniu ostatnich taktów pozostaje tylko tępy ból głowy. Z drugiej strony, gdybyście to zmienili, nie byłoby już tak dynamicznie. Tak wyszło, czy celowy zabieg?
Radek: Celowy zabieg. Po wódzie masz mieć kaca. Ochota na klina też się znajdzie.
Jak to wygląd od strony lirycznej u Was? Patrząc na tytuły poszczególnych utworów, można coś tam domniemać, ale może sami coś objaśnicie?
Łukasz: O cholera, niewygodne pytanie. Musisz nam wierzyć na słowo, że tak, są teksty. Piszemy je we trzech: Sylwek, Radek i ja. Tematyka jest faktycznie powiązana z tytułami. Trupy, jedzenie trupów, zabijanie żywych trupów, zagłada atomowa, mutanty, motywy postapokaliptyczne. Przyznam, nie silimy się na oryginalność, a nazwa zobowiązuje, hehe. Niemniej, pojawiło się parę tekstów zupełnie niezwiązanych z tymi tematami, ale ciągle wyrażającymi to co się dzieje w naszych głowach. Czyżby artyzm?
Zauważyłem, że polubiliście splity. Dobra forma promocji zespołu, czy pomysłów na muzę jest tyle, że szkoda by było je kisić w szufladzie? Który z dotychczasowych jest tym najciekawszym dla was? Jakie z Waszym udziałem ukażą się w najbliższym czasie?
Radek: Lubiliśmy je zawsze, „Mutant Inferno”, oprócz wydania własnego zespołu, ukazał się już w formie dwóch splitów (CD i kaseta), prawdopodobnie pojawi się też niedługo na winylu. Po wspomnianej kooperacji z ŁBEM PROSIAKA ukaże się niedługo split z brazylijskim EXPURGO i niespodzianka w formie bardzo limitowanego splitu kasetowego, ale o tym później.
Łukasz: Tak jak mówisz, promocja zespołu i sporo pomysłów. W kręgach akademickich jest takie powiedzenie: „Publikuj albo giń.” Mamy zespół, rodzą się nowe pomysły na kawałki. Po co zwlekać skoro mamy możliwość ich wydawania? Splity to właśnie doskonała okazja do tego, żeby pokazać, że zespół żyje, że coś się dzieje. Nie można w tym kontekście pomijać kwestii koncertów, bo granie na żywo też jest w chuj ważne, ale nowy materiał na splicie zawsze robi trochę szumu.
Totalny luz, zero sztywniactwa. Słychać to na płytach i widać na koncertach. Ludzie to czują, i chyba również się to im udziela. Widząc już kilka Waszych sztuk dało się wyczuć pewną chemię na linii zespół a widz.
Radek: Wszyscy zażywamy te samą chemię, pewnie pomaga.
Łukasz: O, bardzo dziękujemy, miło słyszeć. Te chemikalia pomagają, oczywiście, ale jest tez kwestia tego, że wesoła muzyka wymaga wesołego nastawienia. Co więcej, nie jesteśmy ani „trv”, ani gwiazdorami z napompowanym ego i kijem między pośladami, żeby się spinać. Od takiego spinania to można dostać, na przykład, hemoroidów. O!
Przy koncertach będąc. Gracie dużo. Sami pchacie się gdzie się tylko da, czy jest odwrotnie – chcą Was zapraszać, a Wam to pasuje? Z tego co widzę, nie wybrzydzacie. Małe sztuki i festiwale. Wystarczy kilka krat złocistego napoju i się meldujecie, czy jednak za miskę zupy i zwrot kosztów już nie koniecznie?
Radek: I tak, i tak. Sporą część koncertów ogarniamy wspólnie przy współpracy z bdb kolegami z BRŰDNEGO SKŰRWIELA i PUTRID EVIL, padają też propozycje z różnych stron. Chętnie zagramy za zwroty kosztów dojazdu. Krata piwa oczywiście zawsze mile widziana.
Wiesz co, zastanawiam się, czy się na co dzień zajmujecie prywatnie? Żyć z czegoś trzeba, każdy wypad na koncert z NUCLEAR LEAR HOLOCAUST to też jakiś koszt. Jak godzicie życie prywatne z zespołem?
Radek: Tak, pracujemy. I tak, da się to pogodzić z graniem.
Łukasz: Da się pogodzić, jasne. Dobrze, że nie posłuchałem taty i nie zostałem księdzem, bo wtedy czasami mógłby być problem z powrotem na mszę w niedzielę.
Nasz kochany kraj chyba już zjeździliście całkiem dobrze. Byliście również poza granicami Polandu. Pytanie trywialne ale….najlepszy i najgorszy gig z Waszym udziałem. Który koncert zapadł wam najbardziej w pamięci?
Radek: Z „największych wydarzeń” na pewno trzeba wymienić pierwszą edycję Into the Abyss Festival, udział w trasach ANTIGAMY, CHRIST AGONY, czy wyjazdy do Irlandii i na Litwę. Ale dla mnie największym hitem na długo będzie wypad do Białej Podlaskiej, gdzie bawiliśmy się naprawdę niebezpiecznie.
Łukasz: Fakt, Biała Podlaska to było coś. Z wielu względów. Same pozytywy. Wycieczka Białystok – Litwa to był dla mnie bardzo niegrzeczny wyjazd, ale zabawa była przednia. A najgorszy gig? Był taki jeden, na którym było zimno, że palce kostniały, a scena był śliska od maszyny do dymu. Więcej grzechów nie pamiętam.
Może jakieś tour w ciekawym towarzystwie w Polsce lub też poza? Myśleliście o takiej inicjatywie?
Radek: Myślimy, pracujemy nad tym. Zdecydowanie poza granicami, jak wspomniałeś, Polskę w sumie zjeździliśmy. Więcej szczegółów niedługo.
Prosta nazwa, komiksowe okładki, muza która buja zamiast męczyć pytaniami, co oni grają? Mi ten koncept pasi jak cholera, ale czy NUCLEAR HOLOCAUST takim pozostanie, czy jednak wraz z upływem czasu, zaczniecie przemycać to i owo do swoich dźwięków?
Radek: Porównując nasze ostatnie nagrania do debiutu już teraz usłyszysz istotne różnice, ale idea pozostanie zawsze ta sama, a ta jest raczej prosta, trudno będzie się pomylić.
Łukasz: Korzystając z okazji, chcielibyśmy wyznać, że przygotowujemy się do nagrania swoich największych hitów na nowo wraz z Orkiestrą Symfoniczną Czeskiego Radia. Więcej informacji wkrótce. Taki, hehe, sarkazm.
Właśnie ogłoszono stan wyjątkowy i straszą nuklearnym holokaustem właśnie. Czasu niewiele, żarcia i gaci pewnie nie zdążycie spakować do schronu, to może płyty? Jakich pięć pozycji z płytoteki zabralibyście ze sobą i dlaczego te he he?
Radek: Matko z córką. Bomber, Symphonies of Sickness, Blessed Are the Sick, Peace Sells…, In Rainbows. Bo lubię.
Łukasz: No to tak: The Number of The Beast, Oddech Wymarłych Światów, Melissa, jakaś składanka Misfits oraz Persecution Mania.
Co przyniesie najbliższa przyszłość? Biorąc pod uwagę tempo z jakim dzieją się rzeczy wokół zespołu, może być ciekawie. Plany, plany….
Radek: W najbliższym czasie pojawimy się w Gdańsku na Świńskim Feście, zagramy też z chilijskim NUCLEAR (o ironio) w Bielsku -Białej, do tego jeszcze jakieś pojedyncze sztuki. Sierpień to koncerty w Niemczech, później zobaczymy, ale są już pomysły na dalsze wycieczki. I oczywiście wspomniane splity.
Ktoś oprócz Was tworzy coś godnego polecenia w Świdniku? Może w najbliższej okolicy?
Radek: W najbliższej okolicy jest Lublin, a tej sceny chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. DEIVOS, czy BLAZE OF PERDITION znane są każdemu, warto też wspomnieć EXISTHOR, R.O.D, WOSTOK, czy HERESYER.
Łukasz: W Świdniku podobno działa prominentny, młodzieżowy zespół HEADS OR TAILS, jednak to nie moje klimaty. ALE! Świdnik to również dom dla wybitnego, pankowego składu PATOLOGIA, znanego niegdyś pod nazwą PATOLOGIA CIĄŻY, który ciągle koncertuje i nagrywa.
Pożegnań nadszedł czas he he. Ostatnie słowo na niedzielę? Do usłyszenia na kolejnych wydawnictwach i zobaczenia na koncertach.
Radek: O, właśnie to! Dzięki za rozmowę, pozdrawiam.
Łukasz: Jedzcie błonnik i uprawiajcie dużo ruchu! Dziękujemy i cześć!