„Do kotła, w którym „pichcimy” nowy aranż wrzucamy oczywiście dużo zamiłowania do muzyki ludowej oraz metalu, ale nie brakuje też szczypty jazzu, funky, „proga” oraz innych, bardziej egzotycznych inspiracji. (…) Teksty czerpiemy z tematów tradycyjnych. (…) Języki, w których śpiewamy są konsekwencją zamiłowań do rodzimej i zagranicznej muzyki ludowej. Nasze ulubione rejony inspiracji to, oprócz Polski (…) Rosja, Ukraina, Białoruś (…) Bałkany. (…) Metalowa publiczność (…) nie widzi żadnego „problemu” w oferowaniu przez nas folkowo-metalowej hybrydy i „uderza w pogo”, „ściany śmierci”, czy inne, niezbędne dla porządnego koncertu, formy taneczne…” – ŁYSA GÓRA
Witam! Nazwa zespołu brzmi dość swojsko. Skąd wziął się pomysł na taką nazwę dla kapeli?
Witaj. Powody są dwa. Po pierwsze Łysa Góra (ta w paśmie Gór Świętokrzyskich) jest miejscem bardzo barwnym pod względem kulturowym. Przez wieki była ośrodkiem kultury przedchrześcijańskiej, z czasem również i chrześcijańskiej, co sprawiło że miejsce to jest prawdziwą „kopalnią” wiedzy nt. naszych zamierzchłych, ludowych obyczajów. Druga sprawa, to fakt iż z okolic Gór Świętokrzyskich pochodzą Marta i Krystian Jędrzejczykowie (dwoje z trojga założycieli zespołu), więc rejony te tym bardziej są nam bliskie, chociaż złośliwi mówią, że „Łysa Góra” to nic innego jak krótka charakterystyka fryzury Krystiana (perkusisty).
Z jakich źródeł czerpiecie pomysły na aranżacje swoich utworów?
Aranżacje naszych utworów to wypadkowa burzy siedmiu mózgów. Każdy z nas ma trochę inne podejście, inny warsztat oraz gust muzyczny. Do kotła, w którym „pichcimy” nowy aranż wrzucamy oczywiście dużo zamiłowania do muzyki ludowej oraz metalu, ale nie brakuje też szczypty jazzu, funky, „proga” oraz innych, bardziej egzotycznych inspiracji. Potem trzeba jeszcze pójść na parę kompromisów (nie da się zrealizować wszystkich siedmiu wizji utworu), lecz jest to tym bardziej korzystne, gdyż od każdego z nas bierzemy, co najlepsze i tak mniej więcej powstaje nasza wizja ludowych adaptacji.
Czy języki, w których śpiewacie są Wam w jakiś sposób bliskie? Może wiążą się z Waszymi korzeniami?
Co prawda, że część z nas ma swoje korzenie na wschodzie. Z pewnością nie jest to bez znaczenia. Języki, w których śpiewamy są konsekwencją zamiłowań do rodzimej i zagranicznej muzyki ludowej. Nasze ulubione rejony inspiracji to, oprócz Polski, wschodni sąsiedzi (Rosja, Ukraina, Białoruś) oraz Bałkany – szczególnie interesujące pod względem językowym. To naprawdę duża frajda – zaśpiewać utwór np. po macedońsku. Wschodnie i wschodnio-południowe języki obce nadają aranżom zupełnie innej tożsamości, niż gdybyśmy śpiewali np. po angielsku.
Czym kierujecie się w wyborze tekstów do waszych utworów?
Teksty czerpiemy z tematów tradycyjnych. Szukamy zatem takich folkowych „zabytków”, które przypadną nam do gustu zarówno pod względem melodii, jak i treści. Jest w czym przebierać, więc propozycji nie brakuje. Ważne jest aby dany temat ludowy pobudził naszą wyobraźnię, zwłaszcza pod kontem fuzji z cięższym brzmieniem. Całość nie może sprawiać wrażenia dysonansu między tekstem i oryginalną melodią, a warstwą naszej interpretacji. Myślę, że słychać to dobrze na naszej ostatniej płycie „Siadaj, nie gadaj”.
Ciekawostką jest też utwór „Cepem po ryju”. To nasz autorski kawałek a tekst do niego napisały nasze, łysogórskie dziewczyny. Można powiedzieć, że to coś na kształt „podwójnej stylizacji”. Pomimo, że wszystko powstało współcześnie, to elementy ludowe zauważymy tu nie tylko dzięki zastosowaniu gwary, czy charakterystycznej melodyki tematu. Stylizowana jest również sama opowieść. Tematy waśni damsko-męskich to bardzo popularny motyw dawnych pieśni i przyśpiewek.
Wasz ostatni album nosi tytuł „Siadaj nie gadaj”. Dlaczego akurat tytuł tego utworu jest tytułem albumu? Mogliście na przykład wziąć ten utwór „Cepem po ryju”, który jest jako jedyny w całości Waszego autorstwa.
Nie jest tajemnicą, że tytułowy utwór z albumu ma pewne promocyjne przywileje. Chcieliśmy w ten sposób zwrócić uwagę na tę stronę naszej twórczości, którą cechuje pewna folkowa pogoda ducha, połączona z małą nutką melancholii. Taki właśnie jest charakter oryginalnego tematu „Siadaj, nie gadaj”, który opisuje rozterki panny młodej tuż przed wyprawą na wesele. Drugi atut to fakt, że w naszej interpretacji tego utworu słychać dobitnie ciężar i energię „łysogórskiego brzmienia”, które świetnie współgrają z tradycyjnym, barwnym klimatem polskiej wsi. Ta kompozycja to po prostu bardzo reprezentatywna wizytówka płyty.
Jaka jest kolejność w tworzeniu piosenek? Tekst do muzyki, czy muzyka do tekstu?
Ponieważ najczęściej zajmujemy się wyszukiwaniem i aranżowaniem melodii tradycyjnych, odpowiedzi najsensowniej będzie udzielić właśnie w kontekście utworu „Cepem po ryju”. W tym przypadku jako pierwsza na świat przyszła muzyka. Efekt zwykłej improwizacji, która potoczyła się w dobrym kierunku. Na tyle nam się to spodobało, że zdecydowaliśmy zbudować utwór na tej podstawie. Na szczęście nie było pomysłu na wykorzystanie żadnej istniejącej kompozycji folkowej. Mówię „na szczęście”, ponieważ efekt z autorskim tekstem jest naprawdę niezły i mimo braku podstawy w historii muzyki, wpisuje się w charakter zespołu doskonale.
Interesuje mnie technika śpiewu w jakiej wykonujecie swoje utwory. Wyjaśnijcie na czym polega ten śpiew (tzw. biały śpiew?).
Śpiew biały to technika przekazywana z pokolenia na pokolenie. Polega na bardzo swobodnej emisji głosu, przypominającej wołanie do kogoś, kto stoi bardzo daleko. Barwa głosu jest zdecydowanie jaśniejsza niż przy emisji klasycznej. Nie porównuję tutaj białego głosu do współczesnej emisji rozrywkowej, gdyż nie są one ze sobą zbyt blisko spokrewnione. Biały głos, tak jak klasyczny śpiew, również wymaga solidnego podparcia oddechu, jednak różni się użytymi rezonatorami (przestrzeniami w ciele, w których dźwięk się nagłaśnia i kształtuje barwę). Nie chcę tutaj zanudzać technicznymi niuansami. To co w białym głosie jest istotne, to wrażenie, jakie wywołuje u śpiewającego. To jakby człowiek zupełnie się otworzył i śpiewał całym ciałem. Takie poczucie wolności i szczerości w wyrażaniu muzycznych emocji, jakiego nie daje chyba żadna inna technika. Nic dziwnego, skoro przez stulecia pielęgnowana była przez prostych ludzi, mieszkańców wsi.
Na jakiej scenie lepiej się czujecie? W małych kameralnych klubach, czy na dużych festiwalach?
Powiedzmy, że mamy pewne minimum, jeśli chodzi o scenę. Jest nas siódemka i po prostu musimy mieć, gdzie się zmieścić, zwłaszcza że liczba instrumentów, które się z nami pojawiają jest jeszcze liczniejsza. Wybór między małym klubem a festiwalową sceną jest raczej oczywisty. Łysa Góra to duży i dynamiczny brzmieniowo zespół. Zdecydowanie nadaje się na występy na obiektach sporych rozmiarów, jednak nie gardzimy również klubową sceną. Z mniejszych koncertów mamy sporo miłych wspomnień i nie zamierzamy rezygnować z klubowego grania.
A jak odbiera Was metalowa publiczność?
Wrażenia z koncertów mamy naprawdę satysfakcjonujące. Metalowa publiczność, ku naszej uciesze, nie widzi żadnego „problemu” w oferowaniu przez nas folkowo-metalowej hybrydy i „uderza w pogo”, „ściany śmierci”, czy inne, niezbędne dla porządnego koncertu, formy taneczne. Bardzo budującą reakcją metalowych słuchaczy jest również to, co dzieje się przy tzw. „merczu” po koncertach. Przy okazji sprzedaży płyt, czy koszulek mamy okazję posłuchać „na gorąco”, co publiczność sądzi o naszym występie i są to zazwyczaj bardzo miłe słowa.
Graliście koncerty z PERCIVAL SCHUTTENBACH. Jakie były wówczas relacje między Wami?
Z początku musieliśmy trochę się zapoznać. Nie znaliśmy ich zbyt dobrze przed trasą „Strzyga”, ale jesteśmy raczej otwartymi ludźmi. Szybko okazało się, że ekipie Percival Schuttenbach również otwartości nie brakuje i myślę, że bardzo dobrze dogadaliśmy się i na stopie koleżeńskiej, i w warstwie współpracy w trasie koncertowej.
Jako, że jestem z Lubelszczyzny zapytam, czy koncert w Lublinie w klubie Graffiti uważacie za udany?
Klub Graffiti to świetne miejsce. Dość pokaźna scena i odpowiednia sala. Można by rozpisywać się o akustyce, realizacji i owszem, to wszystko było na wysokim poziomie, ale najważniejsza jest atmosfera i interakcja, jaka zachodzi między zespołem a publicznością. I biorąc to właśnie pod uwagę, trzeba przyznać, że w Lublinie nam się bardzo podobało.
Gdzie w najbliższym czasie będzie można Was zobaczyć na scenie?
Nasze plany koncertowe zmieniają się dość dynamiczne, więc po aktualny „łysogórski rozkład jazdy” zapraszam na nasz fan page: facebook.com/lysagorazespol
Jak przebiega dodatkowa promocja albumu „Siadaj nie gadaj” (poza koncertowaniem)? Jest duże zainteresowanie?
O tak. Największym wyznacznikiem tego zainteresowania była przedsprzedaż albumu przez platformę crowdfundingową odpalprojekt.pl Udało nam się dzięki temu uzbierać fundusze pozwalające na profesjonalną realizację materiału. Teraz płyta dostępna jest już w naszym sklepie internetowym na stronie lysagorazespol.pl oraz na Spotify i innych serwisach streamingowych. Cały czas gorąco zachęcamy do zapoznania się z naszą twórczością. Bardzo miłym zaskoczeniem jest dla nas odbiór w mediach. Pisze o nas sporo portali, często w samych superlatywach. Nie doświadczyliśmy też żadnej negatywnej recenzji (proszę nie traktować tego jak wyzwania).
Swojego czasu wystąpiliście w popularnym show telewizyjnym „Mam Talent”. Czy to pomogło Wam jakiś sposób w promocji zespołu? Zauważyliście wzrost popularności?
Tak. „Mam Talent” to świetna promocja. Sporo ludzi kojarzy nas właśnie z tamtego występu, ale liczymy się z tym, że na popularność trzeba sobie zapracować również regularną i trochę żmudną pracą.
A dlaczego nie zdecydowaliście się na udział w typowo muzycznym programie „Must Be The Music”?
Jest w nas pewna rezerwa do programów typu „talent show”. Trzeba włożyć dużo wysiłku w dość krótki występ. To mocno wyczerpuje. Nie wykluczamy jednak naszego udziału w podobnym programie w przyszłości. Obecnie skupiliśmy się jednak na imprezach konkursowych o nieco ściślej sprecyzowanej stylistyce i tak np. 24-go czerwca udało nam się wywalczyć III miejsce w warszawskich finałach festiwalu Emergenza 2017.
Czym zajmujecie się na co dzień poza muzykowaniem?
Większość z nas żyje muzyką na co dzień. Udzielamy się w różnych projektach zarobkowo i ambicjonalnie. Marta i Krystian zajmują się agencją muzyczną BeMusic, w której uczą muzyki, prowadzą zespół wokalny, organizują warsztaty, etc. Pozostali również obcują codziennie z materią dźwiękową. Można powiedzieć, że trwamy w wyuczonym fachu. Mamy naturalnie swoje inne, pozamuzyczne zainteresowania takie jak sport, czy literatura. Nasza skrzypaczka (Sylwia) objeżdża właśnie kawał Europy kamperem a basista (Paweł) jest zapalonym motocyklistą, ale muzyka jest na pierwszym miejscu.
A czy duchowo jest Wam bliżej do Metalu czy do Folku?
Na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy z nas ciągnie trochę w swoją, muzyczną stronę i całe szczęście. Dzięki temu nasza muzyka żyje i wyraża po trochu każdego, kto ją tworzy. Mógłbym się pokusić o analizę gustu muzycznego wszystkich członków zespołu, ale zrobiłby się z tego bardzo długi wywód, który jest zresztą zbędny. Chcemy być raczej postrzegani jako zespół, więc odpowiedź na pytanie, „Czy Łysej Górze bliżej jest do metalu, czy folku” pozostawiamy naszym odbiorcom. Swoją drogą sami jesteśmy ciekawi, jaka byłaby odpowiedź ze strony fanów.
Jako, że drzemią w Was folkowe dusze, to czy preferujecie jakiś szczególny styl życia nawiązujący do natury, hołdujący naturę w dzisiejszym świecie rozkwitu industrializacji, urbanizacji i technologii?
Wszyscy żyjemy na co dzień w aglomeracji warszawskiej. Dlatego też dla higieny ducha i ciała staramy się z niej wyrywać co jakiś czas i odpocząć na łonie natury, czy w spokojnej wsi. Staramy się też podchodzić do wszystkich zdobyczy techniki ze zdrowym rozsądkiem. Wszelkiej maści wynalazki i cuda nauki są po to by służyć człowiekowi, nie na odwrót. Łatwo się w tym pogubić, zacząć gonitwę za nowinkami i gadżetami (zwłaszcza, kiedy jest się muzykiem), jednak staramy się nie ulegać wielkomiejskim trendom i mieć w głowach trochę tej spokojnej wsi dla zrównoważenia miejskiego zgiełku.
Dziękuję za wywiad! Zakończenie wywiadu pozostawiam Wam…
Serdecznie pozdrawiamy wszystkich Czytelników i zapraszamy do zapoznania się z naszym nowym albumem „Siadaj, nie gadaj”. Do zobaczenia gdzieś pod sceną!