O nowej płycie lubelskiego DEIVOS pisałem kilka miesięcy temu, rozpływając się nad jej kapitalną zawartością muzyczną. Choć kurz już lekko opadł, to ja do ich najnowszego materiału podchodzę ciągle z tym samym zachwytem. Po prostu mocna pozycja i basta. Naturalną koleją rzeczy przy takiej okazji był już sam wywiad z jednym z członków tej załogi, a mianowicie Hubertem, który w DEIVOS zdziera gardło. Rozmawialiśmy oczywiście o nowym krążku, ale i nie tylko. Szczegóły i efekt tej przepytanki poniżej.
Siemasz Hubert. Przede wszystkim, na wstępie muszę pogratulować Wam kapitalnej płyty – tak, tak, kapitalnej. „Endemic Divine” jest już dostępna na rynku od ładnych kilku miesięcy i jak widzę zbiera masę pozytywnych opinii i to nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami. Dumny z nowego dzieciątka? Jak jest z tym odzewem naprawdę?
Czołem. Cóż mogę rzec, dziękuję za miłe słowa. Dumny jestem przeokrutnie, bo wyszła naprawdę agresywna i ciekawa płyta i bardzo jestem zadowolony ze swoich aranży na niej. Oczywiście wszystkie składowe bardzo ładnie się zazębiły i jest picuś glancuś. Odzew całkiem spory po wydaniu płyty, teraz już nieco kurz opadł, może przez brak większej ilości koncertów, ale pracujemy nad tym. Recenzję zbieramy dobre, płyta i merch schodzą, także wydawca zadowolony. Zaczynamy już myśleć nad kolejnym ciosem.
W tym roku DEIVOS’owi strzeliła pełna dwudziecha biorąc pod uwagę czas aktywności na scenie od samego, chyba niepokalanego poczęcia hie hie. W zespole jesteś już siedem lat, wiec już pewnie doskonale wiesz co jest plotką a co nie, jak było naprawdę, a jak mogłoby być? Możesz spróbować streścić te 20 lat działalności DEIVOS? Czy pierwotne cele i założenia miały swój pozytywny finał? To były dobre lata dla Was, czy oczekiwania były większe, a czas pokazał, że jest….po prostu? W ogóle, można mieć jakieś oczekiwania, czy trzeba być realistą, grając w takiej kapeli jak DEIVOS?
Coraz częściej ta 20 jest nam wypominana, co brzmi jakbyśmy już mieli składać broń, a nie zanosi się na to wcale. Celem każdej chyba kapeli jest granie takiej muzyki jakiej by się chciało samemu słuchać. Mogę chyba powiedzieć, że posiadamy obecnie już takie umiejętności, że nie ograniczają one nas w tym co chcemy osiągnąć. Apetyt zawsze jest większy, jasne można było więcej pograć gigów, gdzieś pojeździć, ale nie ma co narzekać. Mamy stabilny i mocny skład, zajebisty label, nadal jest między nami chemia i chęć łojenia death metalu.
Wiesz u nas w Lublinie panuje specyficzny klimat, nie pchamy się tam gdzie nas nie chcą, nie mamy parcia na szkło, nie umiemy robić wokół siebie sztucznego szumu, zupełnie nie znamy się na marketingu, na raportach ze studia, nie publikujemy nagrań z prób i chyba nikogo nie obchodzi co jemy na śniadanie. Jesteśmy nieatrakcyjni medialnie, chcemy po prostu grać metal. Wierzymy może za bardzo w to, że sama muzyka się obroni. To chyba jest niezbyt popularne i nowoczesne podejście do tematu obecnie, ale jebać konwenanse i stare baby, jak mawiał Konfucjusz.
Pozostając jeszcze trochę przy temacie, sytuacja death metalu nie jest jakoś wybitna dzisiaj. W zasadzie powrócił on do podziemia skąd zresztą wypełzł ku światłu dnia. Paradoks jednak może polegać na tym, iż mamy zespoły rewelacyjne, takie jak wasz dla przykładu, a jednak możliwości prezentacji czy choćby zarabiania są bardzo ograniczone. Czy w związku z tym nie czujecie dyskomfortu, że te 20 lat jesteście, istniejecie robiąc to gównie dla pasji maniaka?
Jest tak jak mówisz, death metal siedzi w podziemiu pewnie do momentu kolejnej mody na takie łojenie, tak jest, było i tak będzie. Możliwości prezentacji swoich osiągnięć gdzieś szerzej to nie tylko kwestia zejścia do piwnicy, obecnie po prostu jest tego wszystkiego strasznie dużo. Trudno się wyróżnić wśród tego tłumu no i zwrócić na siebie uwagę. Nigdy nie zarobiliśmy na muzyce, znaczy nie na tyle, żeby to pokryło koszty działalności kapeli, a i tak są one raczej skromne. Nie przewiduje zmian w tym temacie.
Osobiście jestem dumny z tego czasu, który poświęciłem muzyce w ogóle i z płyt, które nagrałem, nie był to czas stracony. Tak naprawdę to nawet gdyby nikt się nie zainteresował płytą, to nagralibyśmy kolejną, tylko po to żeby spróbować czegoś nowego, sprawdzić swój pomysły w innej konfiguracji. Jest wielką frajdą obserwować jak w procesie komponowania to wszystko zaczyna być całością, żyć swoim życiem. Później słuchasz pierwszej wersji miksów i kolejnej i następnej aż do finalnej a potem gdy już jest krążek i tak słuchasz tego aż ci totalnie zbrzydnie. Bardzo byśmy nie chcieli stracić pasji maniaka.
Unique Leader Records – dla tej stajni wydaliście kilka płyt, i chyba przyznasz, iż po podpisaniu papierków z tym labelem, apetyty na pozytywne skutki tego deal’u były wywindowane w oczekiwania. Życie jednak okazało, że znana marka wydawnicza i to zza Wielkiej Kałuży to nie wszystko, a sam kontrakt nie zawsze oznacza spełnienie mokrych snów śmierć metalowych muzyków. Co z nimi było nie tak?
Trochę mnie ta sytuacja ominęła bo doszedłem przed nagraniem ostatniej płyty w tej wytwórni, chociaż na pewno bym obsrywał zbroję gdybym był w kapeli gdy pojawiła się opcja podpisania papierów z Unique Leader. Miłość na odległość jednak na dłuższą metę się nie sprawdza, niestety. Raczej nie było opcji szybkiego kontaktu, już chociażby z racji różnic stref czasowych. Chcieliśmy mieć większą kontrolę nad wszystkim i lepszą dystrybucję na miejscu. Oczywiście nie umniejszamy nic UL, zawdzięczamy im pojawienie się nazwy DEIVOS w świadomości maniaków poza granicami naszego kraju. Zresztą cały czas otrzymujemy pozytywne kontakty zza wielkiej wody i nie tylko.
Teraz jesteście u Karola z Selfmadegod Records. Mała, ale prężnie działająca firma z przyzwoitą dystrybucją. Nagrywacie i wydajecie dla tego labetu kolejne płyty – obiło mi się o uszy, iż następca „Endemic Divine” również padnie łupem Karola – wydawać by się mogło, że okręt właśnie zawitał do portu, a Wy znaleźliście wreszcie cieplutkie gniazdko. Jak układa Wam się dotychczasowa współpraca?
Generalnie tak właśnie jest, dopóki Karol chce nas wydawać, dopóty nie będziemy szukać innego wydawcy. Dobrze nam się dogaduje, wiemy na co możemy liczyć a na co nie, jesteśmy w stałym kontakcie więc można się szybko dogadać. Jest tak jak być powinno w takim związku.
Obecnie posiadanie takiego wydawcy to wielki komfort i nobilitacja. Zauważ, że w podobnej sytuacji jest np. ANTIGAMA, też po romansie z Ameryką zdecydowali się na Selfmadegod i do tej pory wydają u Karola kolejne płyty, to o czymś świadczy.
„Endemic Divine” – płyta wypełniona brutalnym, bardzo technicznym death metalem. To co mnie w niej urzeka – nie wiem czy to dobre słowo he he – to to, iż nie jest to żadne rozegzaltowane pitu pitu dla Was samych, tylko jest to materiał również z myślą o odbiorcy. Są smaczki i niuanse, wygibasy i inna gimnastyka na instrumentach, ale jest też feeling, jest nośność, a po wysłuchaniu tego krążka zostaje w bani coś więcej, niż trochę matematycznych wzorców. Gratuluję raz jeszcze.
Miło to słyszeć. Nie chcemy grać technicznie dla samej techniki, zresztą już powoli wielbiciele masturbacji na gryfach od nas się odwracają widząc, że nie zaspokoimy ich apetytów na ilość riffów w jednym numerze. Obecnie chyba ta łatka technicznego death metalu trochę zaczyna nas uwierać. Zresztą na każdej płycie mamy mniej lub bardziej transowe motywy czy zwolnienia. Wychowaliśmy się na klasyce gatunku więc siłą rzeczy ta nuta jest wyczuwalna. Jak się przysłuchać to słychać wpływy nie tylko death metalu, chociaż nic innego z DEIVOS grać nie zamierzamy i po prostu ma być napierdol i już.
Podoba mi się kierunek w którym ten zespół zmierza, z niecierpliwością oczekuje nowych pomysłów, które przekujemy w dźwięki.
I kolejna rzecz, brzmienie albumu do najbardziej wygłaskanych też nie należy. W dobie dzisiejszej cyfryzacji, Wam udało się wpleść Diabła między dźwięki zgodnie z hasłem NAPIERDALAĆ!!! Jednak old school rządzi?
Jasne, ale nie dążymy do tego by brzmieć jak stare, czy raczej klasyczne kapele. Tutaj jest to raczej wynikiem zbliżonego podejścia do materii. Odeszliśmy od fascynacji klinicznym brzemieniem z Hertz, dlatego nagrywamy w Zedzie. Jest tu nutka niepewności jak będzie brzmieć kolejny materiał, zwłaszcza, że Tomek nie słucha death metalu na co dzień, ale nie chcemy żeby nasze nagrania za każdym razem brzmiały tak samo. Ma być oczywiście napierdol i brud z nutką old schoola, ale nie oszukujmy się, przy takim gęstym graniu za dużo brudu mogło by spowodować ugrzęźnięcie w mule a tego nie chcemy. Staramy się aby w tym kotle nie przesadzić ze składnikami, niech to będzie zjadliwe i z charakterem.
A skoro przy brzmieniu jesteśmy. Album nagraliście ponownie w Zed Studio z Tomkiem Zalewskim za gałkami. To chyba również udana dla Was współpraca, chociaż samo miejsce generalnie nie kojarzy się z kuźnią metali ciężkich, a już na pewno nie tak intensywnych w oprawie jakim jest muzycznie DEIVOS. Porzuciliście Hertz szukając czegoś nowego, czy wyczuliście już jakąś powtarzalność tego miejsca?
Poniekąd już odpowiedziałem na to pytanie wyżej. Oczywiście, że szukaliśmy nowych rozwiązań i wyzwań, dlatego zdecydowaliśmy się na Zeda. Nie wykluczone, że kiedyś nagramy coś jeszcze gdzieś indziej. Liczyliśmy też na nową publikę skoro Tomek nagrywał COMĘ i na co dzień nagłaśnia ich koncerty.
Powiedz mi, jak to w ogóle możliwe grać długaśne wałki, brutalne jak kurwać mać, ale nie zarżnąć przy tym słuchacza? Pewnie takie pytania trącają muszką, ale jak wygląda proces twórczy w DEIVOS? Dorzucasz się muzycznie do całości? Nie mam tu na myśli wokali oczywiście.
Osobiście to nie jestem fanem takich rozwiązań akurat w death metalu, a właściwie to nie przepadam za ich graniem na żywo. Na płycie ok. ale na koncercie lubię żywioł. Na pewno jest to wyzwanie żeby przy np. 8 minutach utrzymać uwagę słuchacza, ale z drugiej strony tworzenie takich muzycznych elaboratów przebiega podobnie do krótszych form.
Niestety jestem muzycznym beztalenciem i nie gram na niczym wobec czego na warstwę muzyczną mam wpływ swoją paszczęką, jedynie i aż. Aranżem jednak można poważnie zmienić charakter danego utwory, mogą uratować jakiś monotonny riff, albo coś spierdolić więc nie lekceważyłbym potęgi mocy. W warstwie riffów mamy całkowite zaufanie do Tomka, chociaż ten też znowu nie pyta się nas o zdanie, za to nie wpierdala się do naszego ogródka…zbyt często, fair enough.
Czy nie jest trochę tak, iż wypadek Wizuna lekko Was przystopował? Osobiście mam wrażenie, iż tory po których pędziliście przed tym faktem, mogłyby dzisiaj zwiastować nie piątą, a szóstą płytą w Waszym dorobku. Mam rację, czy zwykłe gdybanie?
Tak masz racje, w momencie wypadku już zabieraliśmy się za nowy materiał. Długo zastanawialiśmy się co robić dalej, nie wiedzieliśmy, czy Wizun będzie w stanie nadal grać. Na szczęście okazało się, że nie musimy szukać nowego bębniarza a znaleźć kogoś z takimi umiejętnościami i stylem byłoby trudno. Obecnie Krzysztof jest już w pełni muzycznej kondycji, może nawet jest trochę przystojniejszy.
Z tego co się orientuję, to Ty jesteś autorem tych pięknych „wierszy” do poszczególnych utworów. Rola tekściarza w kapeli to niewdzięczna robota, czy niwa w sam raz do uprawiania? Obowiązek, przymus czy jednak przyjemność? Aaaaa, w dobie słuchania muzy z netu bez wkładki do oryginałki, powiedz tym których to naprawdę interesuje, o czym piszesz w tekstach? Tworzysz konceptualną całość, czy jednak odrębne opowieści?
Do niedawna był to dla mnie bardzo uciążliwy obowiązek, z czasem jednak okazało się, że jednak mam coś do powiedzenia i czasem umiem to przekazać w miarę sensownie, więc ta działka okazuje się przyjemniejsza niż sądziłem. Staram się aby liryki były w miarę spójne w obrębie płyty ale zbyt marny ze mnie pisarz żeby myśleć o jakimś koncepcie, może kiedyś. Oczywiście jest to śmierć metal więc tematyka niejako narzucona jest odgórnie, chociaż staram się nie trzymać schematów „ piekło, szatan, kurwa, bleurgh” jakkolwiek nie byłoby to pociągające. Teksty są dość proste więc każdy szybko połapie się w tym co poeta miał na myśli, ale mogę podpowiedzieć, że np. „Daimonion” traktuje o naturze zła a „Courtesan” o pozycji kobiety w kultach religijnych i społeczeństwie, „Sisters of mercy” to tekst zainspirowany artykułem o osieroconych dzieciach wysyłanych do obozów pracy, które były zarządzane przez organizacje katolickie (true story). Zachęcam do lektury.
Trochę odbiegniemy może lekko od tematu. Wolisz fizycznie namacalny nośnik, czy bezduszna „empetrójka” zassana z jakiegoś serwisu też ujdzie? Nie wkurwia Cię trochę ten cały rozwój pod kątem udostępniania ludziom muzyki? Czy przyjmujesz to po prostu jako znak czasów i te kilka set giga na twardym dysku też może uczynić z Ciebie maniaka czy też kolekcjonera, bo przecież czas trzeba poświęcić na ściąganie, a zapach rozpakowanej właśnie płytki można kupić w każdym markecie na półce z odświeżaczami?
Ja bym poszedł dalej i powiedział, że czasy trzymania na dysku kolekcji plików muzycznych już też przeminęły dzięki takim rozwiązaniom jak streming za pomocą np. Spotify, Deezer, Bandcamp i podobnych.
Trudno mieć pretensje do słuchaczy za dążenia do wygody a jest to wygodne jak cholera. Sam korzystam ze streamingu i cenie sobie bardzo, nic nie muszę ściągać, mam na coś ochotę i za chwilę słucham, chociaż danej płyty fizycznie nie miałem nigdy w ręku. Nie sądzę, żeby sam nośnik z którego słuchasz muzyki był aż tak istotny, nie każdy musi mieć potrzebę kolekcjonowania płyt. Technika idzie naprzód i nie ma co się na nią obrażać.
Sam jednak będę zawsze zbierał płyty w wersjach fizycznych, bo lubię sobie pomacać i powąchać w trakcie słuchania. No i nie oszukujmy się, na nikim nie robi wrażenia katalog plików na twardym dysku.
A propos tematyki wydawniczej, co się ostatnio kręci w Twoim odtwarzaczu? Polecisz coś?
Od kilku dni nowy rewelacyjny ACKERKOCKE, bardzo zgrabnie i energetycznie wyszedł FIRESPAWN, INCANTATION jak zwykle miazga, THE LURKING FEAR supcio, za to ostatnie DESULTORY mnie zawiodło i może lepiej, że to ich ostatnia płyta. Poza tym zaczyna się jesień więc czas na ciężkie klimaty i tak bardzo ciekawie się zapowiada MONOLORD, poznałem na dniach RADIANT MOON, świetna rzecz, PRYMITIVE MAN jak zwykle miazga, dwójka WITHIN THE DEAD zaskakująco dobra, pierwszy ich album nie jakoś mi nie zrobił. BLOODCLOT znowuż super energetyczne łupanko, dzisiaj słuchałem nowego IN TWILIGHT EMBRACE i będę słuchał tego na pewno często, prócz tego czekam na nowe BLAZE OF PERDITION.
Powiedz mi, dlaczego tak mało koncertujecie? Wasza muza aż prosi się na prezentację live. Sam widziałem, i wiem, że warto kopsnąć się na Wasz gig. Płyty nagrywacie naprawdę mocne, więc i tu nie powinno być problemu. Ja osobiście chętnie zobaczyłbym Was na jakiejś dłuższej trasie po polskim kurwidołku. Mało, ale gracie w kraju, a co z tak zwaną zagranicą?
Trasy to trzeba umieć organizować, oceniać ryzyko, wbić się w termin i nie dopłacać, totalnie potrzebujemy kogoś kto to ogarnie, a nie ma nikogo takiego. No lenie z nas a właściwie ze mnie, bo jestem za tę działkę odpowiedzialny. Do tego dochodzi napięty grafik Wizuna więc często terminy ze sobą kolidują. Nie zapominajmy też, że żyjemy w Polsce B i mamy wszędzie daleko/ wszystkim do nas daleko. Niemniej jednak jesteśmy otwarci na współpracę, nie mamy wygórowanych stawek więc zachęcam wszelkich koncerto-robów do kontaktu. Proszę się nie martwić, będzie Pan zadowolony.
W DEIVOS jak się nie mylę, tylko Tomek nie macza paluchów niczym na boku. Ty masz jeszcze ULCER, a reszta? Jakieś konkretne szyldy? Zareklamujesz zespoły kolegom? No i co się teraz dzieje we wspomnianym ULCER? Swoją drogą, DEIVOS i ULCER to deciory, ale stylistycznie odmienne. Nie gubisz się czasem, w którym zespole co i jak ma zabrzmieć wokalnie?
Trochę tego wszystkiego przez kilka lat się nazbierało. Istotnie tylko Tomek nie czuje potrzeby grania poza DEIVOS. W ULCER gramy z Kamilem i Wizunem więc 3/5 DEIVOS’a jest w to zamieszane i nikt się nie myli na koncertach, jest to jednak inna stylistyka. Zresztą w ULCER są dwa wokale, moje i Pawła mimo, że na żywo ogarniam je sam, bo dla Pawła granie koncertów na wózku jest dość uciążliwe. Powoli już się tworzy nowy materiał i jeśli pójdzie w stronę już gotowych numerów, to będzie w dość zaskakującym i cholernie ciężkim klimacie, ale nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Kamil wystąpił ostatnio gościnnie w DIRA MORTIS, ale nie wiem czy zostanie z nimi na dłużej. No i oczywiście Wizun i Mścisław z ich tuzinem zespołów i tak z BLAZE OF PERDITION lada chwila nowa płyta, która jest zajebista i podoba mi się chyba najbardziej spośród tego co do tej pory stworzyli. Mam nadzieję, że długo nie będziemy musieli czekać na jakiś kolejny album STRAIGHT HATE. ABUSSIVENESS, jest już w jakiejś części nagrany z tego co się orientuje, więc też czekam z niecierpliwością na ren rozpierdol.
Grafikę do „Endemic Divine” wykonał Wam jak się nie mylę ten sam człowiek co choćby przy okazji poprzedniej płyty? Jak na nią patrzę, to przywodzi mi ona trochę na myśl oprawy graficzne KREATOR’a. U nich występuje dosyć podobny motyw z główką, zaznaczam, że nie znaczy to iż bliźniaczy. Mi się tak kojarzy i basta. Skąd wzięliście człowieka od Waszych okładek?
Tu się mylisz, bo te okładki są od dwóch różnych osób. Nie jest to nawet jakiś koncept czysty przypadek z główką. Obrazek do „Theodicy”, to fotomnipulacja Pastora, jest to przerobione zdjęcie kozła, które zrobił nasz przyjaciel podczas pobytu w zamojskim zoo. Na „Endemic Divine” grafikę stworzył Michael Tavares, który na co dzień jest tatuatorem, ale często użycza swoich prac dla różnych kapel m.in. malował dla BLOOD RED THRONE, TORTURE SQUAD czy CHAOS SYNOPSIS. Przy okazji wyboru autora okładki nie było jakiś niesamowitych historii, po prostu poprosiliśmy Karola z SMG o pomoc w tym temacie, on nam wysłał parę nazwisk osób z którymi współpracował i wybraliśmy tego, który nam najbardziej odpowiadał klimatem. Efekt jest zadowalający, możliwe że jeszcze namaluje dla nas jaką rogatą głowę.
No dobra. To już chyba finał. Co zamierzacie w najbliższym czasie? Pracujecie nad nową płytą, a może opracowujecie nową, specjalną linię stringów dla puszystych i nie tylko hie hie fanek? Pozdrawiam, do usłyszenia i zobaczenia na którym z Waszych koncertów. Znowu he he.
Zamierzamy 1.12.17 zagrać koncert w Krakowie na FOAD Fest, notabene także ULCER tam będzie, prócz tego m.in. PANDEMONIUM, ARKONA, EMBRIONAL itd. zapraszamy serdecznie. Po nowym roku też jakieś granie się szykuje, ale o tym poinformujemy jak się potwierdzi. Prócz tego praca nad kolejną płytą, więc pewnie w przyszłym roku ją nagramy i wydamy jakoś w 2019 r. Dopiero wtedy nowy merch wpadnie, możliwe, że wypuścimy jego limitowaną serię dla niebinarnych cis płciowych transwestytów identyfikujących się seksualnie jako helikopter bojowy Apache Ah-64.