Święto Niepodległości, obok za ścianą w drugiej sali tego samego klubu inny koncert, a tu proszę, DRACONIAN wyprzedany. Ich muzyka nie należy do komercyjnych, wręcz przeciwnie jest raczej dla wybranych. Koncert oczywiście nie odbywał się w największej sali w Krakowie, ale i tak pozytywnie było widzieć, że te kilkaset osób przyszło w ten mokry i zimny dzień, aby wypełnić cały klub i dać się pochłonąć dźwiękami idealnie pasującymi do aury o tej porze roku.
Zanim gwiazda wieczoru zaczęła swój spektakl, pierwszy na scenie pojawił się FRAGMENT SOUL. Kapela jest względnie nowa, bo ma na koncie dwa albumy, z których debiutancki ma dopiero trzy lata. Ich muzyka jest bardzo emocjonalna i wrażliwa, co prawda są też momentami cięższe gitary, ale pojawiają się bardziej na zasadzie kontrastu do spokojnych partii, które przeważają w ich utworach. W zespole jest wokalistka Tamara oraz wokalista Marc, których partie ciekawie się uzupełniają w wielu utworach. Nie znałem wszystkich numerów, które zagrali, ale z tych które już wcześniej słyszałem, bardzo podobało mi się wykonanie kończącego ich występ „Eternal Night In Death”. Utwór niespiesznie się rozkręca, ale za to w jego połowie jest kapitalny hipnotyczny motyw, który potrafi fajnie rozbujać. Kolejne koncerty po nich były dynamiczniejsze, cięższe i bardziej porywające, ale FRAGMENT SOUL miał inne zadanie – wprowadzić słuchaczy w odpowiedni klimat na resztę wieczoru i to zdecydowanie im się udało.
Po krótkiej przerwie pojawił się NAILED TO OBSCURITY z Niemiec i od razu ruszył do przodu kawałkiem „King Delusion” prezentując muzykę zbliżoną pewnie najbardziej do death metalu, ale w wersji dość przystępnej jak na tą stylistykę. Nie jest to wariant aż tak melodyjny jak na przykład IN FLAMES, ale pewne podobieństwa można zauważyć, choćby w takich kawałkach jak „Clouded Frame”, gdzie refreny są bardzo chwytliwe i śpiewane czystym wokalem. Z drugiej strony, zespół potrafi porządnie przyłożyć i nawet jak momentami jest mniej czadowo to za chwilę riffy robią swoją robotę i znacznie zwiększają ciężar gatunkowy. Jakoś w połowie koncertu pojawił się mój osobisty faworyt na który mocno liczyłem, czyli „Aberrant Host”. Numer dosłownie wgniata w ziemię swoją mocą zarówno jeśli chodzi o wypluwane z wielka furią growle wokalisty jak i kapitalne brzmienie gitar. W jego połowie następuje też świetne instrumentalne zwolnienie, kiedy to na scenie zostali sami gitarzyści, którzy zagrali prosty, ale bardzo intrygujący motyw. Choć gitarzyści byli dość statyczni na scenie, to już wokaliście zaangażowania nie można było odmówić, bo przez cały czas nie oszczędzał swojego karku. Oba zespoły poprzedzające gwiazdę główną spełniły zatem swoje zadania. Pierwszy z nich poczarował swoją natchnioną muzyką, a drugi wprowadził ciężar i energię. Po nich wszedł DRACONIAN i w dużym skrócie zaprezentował swoją wyjątkową miksturę obu powyższych.
Szwedzi zorganizowali tą trasę, aby uczcić 30-lecie swojego istnienia i co zrozumiałe wpadli też do naszego kraju na dwa koncerty. Zespół zaczął od „The Cry Of Silence”, który jest otwierającym utworem na ich pierwszej pełnej płycie pt. „Where Lovers Mourn”. Ciężki, doom metalowy wstęp z klasyczną melodią graną w tle na gitarze, nieśmiałe jeszcze wtedy akcenty żeńskich wokali i ten growl Andersa, który od zawsze miał w sobie niesamowitą moc i bagaż emocjonalny. Wszystko to swoim tempem przyspiesza i zmierza do wielkiego finału. Następnie zespół zrobił skok do przedostatniej płyty „Sovran” numerem „Heavy Lies The Crown”, który jest oparty na bardzo prostym riffie, ale na żywo robi niesamowite wrażenie swoim ciężarem i kołyszącym rytmem. Oświetlenie było oszczędne, co wraz ze sporą ilością dymu tworzyło idealny klimat do takiego muzycznego spektaklu. Był to doom metal w najczystszej postaci i jeden z najlepszych utworów zagranych tego wieczoru! Co jeszcze? Kobiecie wokale, które od zawsze pięknie kontrastowały z growlami Andersa. Od kilku lat na stałe w składzie DRACONIAN jest z powrotem, po ponad 10-letniej przerwie, Lisa Johansson. Przed koncertem po cichu liczyliśmy ze znajomymi, że może z okazji rocznicy, na trasie dołączy też do nich Heike Langhans, która czarowała swoim głosem na dwóch ostatnich albumach zespołu, niestety tak się nie stało.
Oczywiście, motyw mieszania growli z melodyjnymi wokalami, zarówno jedno jak i dwuosobowo, nie jest niczym nowym ani oryginalnym. Sztuka polega jednak na tym, aby robić to z wyczuciem odpowiednich proporcji, aby nie popaść w tandetę, czy przesadną cukierkowość. DRACONIAN na szczęście nie zalicza się do tej ostatniej kategorii, zawsze znajdując odpowiedni balans między metalową zadziornością, a odpowiednią dozą melancholii i delikatności. W większości utworów całej ich twórczości to jednak głos Andersa jest tym dominującym. Są oczywiście wyjątki jak przepiękny „Night Visitor”, który Lisa zaśpiewała sama i skutecznie zahipnotyzowała wszystkich zebranych. Jednym z moich faworytów tego wieczoru był też utwór, który bez Lisy (lub Heike na płycie) nie robiłby aż takiego wrażenia – „Pale Tortured Blue”. Anders nie jest w nim bezczynny, ale to jednak kobiece wokale grają główną rolę zarówno w zwrotkach oraz szczególnie w refrenie, gdzie poziom desperacji i smutku sięga najwyższych wyżyn.
Jako przedostatni poleciał kolejny klasyk w postaci długiego, ciężkiego walca „Death, Come Near Me”, a na sam koniec „The Sethian, który to dla przeciwwagi jest zdecydowanie żwawszy, co nieco pobudziło zaczarowanych słuchaczy. Zespół pstryknął sobie pamiątkową fotę i zszedł ze sceny, ale publiczność nie chciała się tak łatwo poddać. Anders i spółka wyszli co prawda z powrotem na scenę, ale przyznali się, że nie mają żadnych dodatkowych utworów przygotowanych na bisy. Podziękowali jeszcze raz za miłe przyjęcie i pożegnali się na dobre.
Tego typu muzyka zawsze miała w Polsce swoje oddane grono fanów, czy to w latach 90-tych jak i teraz. TIAMAT, PARADISE LOST, MY DYING BRIDE, czy ANATHEMA zawsze mogły liczyć na licznie zebraną publikę, nie inaczej było tego dnia. Nie żebyśmy byli krajem samych smutasów, ale takie dźwięki są po prostu stworzone do tego, aby przeżywać je na żywo. Liczę, że DRACONIAN nie zatrzyma się na tych trzech dekadach i dalej będzie kroczył tą samą mroczną ścieżką i na przykład przy okazji nowego wydawnictwa znowu nas odwiedzi.