VALDI MODER – Wywiad z wirtuozem gitary

Wywiad z VALDI MODEREM (gitarzystą, kompozytorem, współtwórcą materiału ALKATRAZ „Error”) przeprowadzony podczas warsztatów gitarowych Katowicach.

W 1993 roku nagrałeś płytę „Symphony of Dreams”. Rok później szkołę gdy na gitarze.

Tak, nazywała się ta szkoła „Harce na gitarce”.

W 2004 roku byłeś współtwórcą płyty ALKATRAZ „Error”. Co porabiałeś zatem do 2004 roku?

Głównie składałem miejscowe zespoły w Łodzi. Próbowałem robić coś dalej. Ktoś w międzyczasie potrzebował też dograć gitarę, to było np. CETI, wtedy jechałem do studia, i wykonywałem typową pracę side-mana. Wiesz może, jak to było z METAL MINDEM, co niektórzy mieli się rozwinąć (śmiech). Po jakimś czasie zrezygnowałem ze współpracy z tą firmą. Nie narzekam, bo żeśmy sobie żadnego huku nie robili wokół mojego odejścia. Rozstaliśmy się w zgodzie. Nadszedł czas, że zadzwonił do mnie Romek Kostrzewski. Właściwie to dostałem od niego kartkę pocztową… (śmiech) A dalej to już wiadomo, zaczęła się praca nad ALKATRAZ.

Jak to się dzieje, że jesteś cięgiem lany w mediach. Czytałem wywiady z Grzegorzem Kupczykiem czy Piotrem Luczykiem. Dość oschle wypowiadają się o Tobie. Czy chodzi o Ciebie jako muzyka, czy też między wami jako ludźmi coś nie zatrybiło?

Jeśli chodzi o CETI, to zdaję sobie sprawę, że jak ciebie zaczyna brakować, to ktoś będzie wtedy głośno wył, a jak ciebie nie brakuje, to się o tobie szybko zapomina. To tak zawsze jest wtedy, kiedy ludzie niepotrzebni nie są w naszych głowach. Zorientowałem się po tym, jak zaczęły się zmieniać warunki naszej współpracy. Zaznaczyłem managerowi, żeby warunki finansowe były odpowiednie, ponieważ wówczas mieszkałem w Łodzi i musiałem do Poznania dojeżdżać – a przecież potrzeba powinna być zamortyzowana. Gdy zaproponowali mi współpracę, doszli do wniosku, że nie dość, że powinienem dać siebie, to jeszcze powinienem do tego dopłacać. Na co odpowiedziałem, że nie jestem w stanie. To nie była moja zła wola i w takim wypadku nasze drogi się powinny rozejść. Nie wiem, dlaczego potem na łamach Metal Hammera Grzesiu Kupczyk jakieś takie głupoty straszne wygadywał na mój temat. Jeśli chodzi o Piotrka Luczyka, to ja ci powiem, że nie kojarzę, żeby bardzo źle się o mnie wypowiadał…

Ja nie mówię, że bardzo źle, tylko… że jakoś oschle… Odnoszę wrażenie, że jesteś takim niechcianym dzieckiem.

Aaaaa… To widzisz, jak Luczyk przyszedł do nas na próbę, kiedy żeśmy z Romkiem zrobili ALKATRAZ, to chłopców z KATA nawracał na reaktywację. Sześć lat nic nie zrobili, zorientowali się, że mogą stać się niepotrzebni. Wtedy to pojawili się Chudy [Luczyk – przyp. Zico] i Lotar znikąd, właśnie wtedy, kiedy kończyliśmy miksować „Error”. Potem dogadywali się z managerem, żeby powstał KAT na nowo. Kiedy przyszedł na próbę do mnie, to zagrałem mu kilka kawałków DREAM THEATRE, żeby zorientował się, kto stoi z boku. Ja wiem, że po takim strzale w twarz ten facet zauważył, jak my funkcjonujemy, i postanowił rozbić kapelę. Według mnie – on nie jest twórczy, tylko destrukcyjny. To mi akurat schlebia, jak tacy ludzie mówią mi, że jestem „be”, bo jak oni by mnie chwalili, to znaczyłoby, że to jest już mój koniec… (śmiech)

Tak, ale powiedział, że nie byłeś członkiem KATA, że po Mystic Festiwal doszedł do wniosku, że jedno wiosło wystarczy. Potem wziął kogoś innego. To jakieś niekonsekwentne działanie…

Tak, to był ich dawny techniczny Mleczak. Paranoicy są niekonsekwentni, więc się nie dziw. Oni robią raz w lewo, raz w prawo, dlatego ich światy nie są materialne. Zobacz, co się dzieje. Facet się pojawił, wydawało się, że połączą się potencjały, przynajmniej taka to była przykrywka. ALKATRAZ stworzył swój potencjał jako kapela, KAT niejako przez swoją historię swój – i będzie wszystko OK. Okazało się, że facet nie ma w ogóle takiego pomysłu. Zaatakował Romka, ja byłem tego świadkiem. Ja byłem w studiu Alkatraz, ja je prowadziłem, ja tam mieszkałem, tak że to u mnie było centrum dowodzenia KATA, bo ja byłem fizycznie na miejscu. Widziałem, jakie były spotkania, jakie rozmowy, skąd się bierze Chudy, potem ma miejsce atak, eksterminacja mnie, potem Lotara, a na końcu Romka. To była robota precyzyjna, on sobie etapami pracował, pracował, aż wypracował to, co teraz ma.

Pamiętam w 1993 roku grałeś po KATACH na Metalmanii, a przyjęcie Twojej muzyki i Ciebie przez publiczność było nie fair.

Tak, pamiętam jak na Metalmanii ciężko było mi przejść przez pierwsze dwa kawałki z dwóch powodów. Chłopcy z KATA zrobili numer Dziubińskiemu, bo mieli nie grać bisu, ale publika go chciała, więc zagrali. Dziubiński przerwał im w połowie numeru, co zagotowało publiczność do tego stopnia, że wszyscy krzyczeli: „Dziuba chuj”. I wyobraź sobie, ja jestem już za kotarą, mam wejść na występ i myślę sobie, „i co ja mam teraz zrobić?” Potem jak pamiętam, po drugim numerze, zrobiło się jak w amfiteatrze, ludzie stanęli i były brawa. Nie krzyczeli, bo nie było żadnych refrenów, ponieważ to była muzyka instrumentalna.

Obiecywałeś, że powstanie druga płyta po „Symphony of Dreams”, i…?

Płyta powstała z zespołem, ale tak jakby kontrakt z Dziubińskim wygasł… (zadzwonił telefon i Valdi swoją boską dłonią musnął klawiaturę dyktafonu – przyp. Zico).

Jakie masz podejście do komercji?

To jest pojęcie, na którym możemy stworzyć różne filozofie… (śmiech)

Wygrzebałem gdzieś, że grałeś z ICH TROJE. Rozumiem, kasa itd…

Z kasą tam wówczas było średnio… Zastępowałem tam wtedy Piotrka Dembowskiego, znakomitego gitarzystę klasycznego. Przyszedł do mnie i spytał się, czy go nie zastąpię, bo wyjeżdża na Korsykę na dwa miesiące, a jest kilka koncertów do ogrania. Pomyślałem sobie, „dobra, czemu nie?” Przyszedł, nagrałem sobie wszystko na kamerce, potem come on i wszedłem na koncert bez próby. Potem jak on wrócił, to mogłem jeszcze chwilkę przy nich pobyć, ale jak się zorientowałem, jakie są tam relacje u Michała w kapeli, to pomyślałem, „to nie jest jednak mój świat” i podziękowałem…

Co zapamiętasz z tej współpracy najbardziej?

He, he… Pamiętam, że wtedy powstała jakaś koncepcja, że na scenę miały wybiegać dziewczyny w samych stringach i topach. Kiedy pierwszy raz to się zdarzyło na jakimś występie, to uwierz mi, że cała kapela to była jedna wielka synkopa… (śmiechy)

Czy poza Michałem Wiśniewskim ogrywałeś jakieś sławy?

Takimi największymi gwiazdkami to był Michał, Ceti i Romek Kostrzewski. Nazwałbym ich „sami twardzi z różnych kolorytów”… (śmiech)

Jakim przymiotnikiem byś się określił jako gitarzysta? Co jest Ci najbliższe?

Rockowy. Zdecydowanie rockowy. Najbardziej trzymam się synonimu dwanego rocka, bo jak tam się znajdę, to potem mogę chodzić po innych gałęziach, z których powstał np. metal. Moi mistrzowie, dzięki którym gram, – Satriani, Vai, Van Halen – to są głownie rockmeni.

Van Halen? Wszyscy twierdzą, że słychać Vaia, Satrianiego, ale nie Van Halena…

U Van Halena urzeka mnie to, jak facet komponuje piosenki. Mistrzostwo świata, to jak on artykułuje. Wiesz, rozwijamy się, jak drzewo i każdego roku jesteśmy inni, a w związku z tym zaczynają też nam się inne rzeczy podobać. Od Vaia teraz troszeczkę odszedłem, nie urzeka mnie jak kiedyś. Za to Satriani im starszy tym lepszy. Do Van Halena podchodzę inaczej. Jeszcze np. Petrucci. Mam w zwyczaju pograć kogoś, bo to podnosi dyscyplinę. Grać siebie każdy potrafi. Nawet ja, jak tu upadnę, bo będę nieprzytomny, to wezmę gitarę i coś zawsze wyplumkam swojego. A jak mnie poprosisz, żebym zagrał czyjś kawałek, to muszę być w jakiejś kondycji, żeby dać temu radę. Im więcej ćwiczysz, tym bardziej podnosisz swoją dyscyplinę, swój wewnętrzny reżim. Muszę ci powiedzieć, że Petrucci podszedł mi pod rękę, choć po pierwszej płycie pomyślałem… „co to jest?” (śmiech) Ale fascynacja przychodzi z czasem…

Słyszałem, że prowadzisz szkołę gry na gitarze, jak to wygląda?

Jest tak, że czasami jeżdżę do uczniów, np. z Katowic do Gliwic, ale generalnie umawiamy się tak, że wszyscy przyjeżdżają do Katowic. Teraz jak wiesz, będę prowadził warsztaty gitarowe tutaj w salonie RIFF. Będę demonstrował sprzęt, doradzał co i za ile, itp.

A propos sprzętu, słyszałem takie stwierdzenie, że gitary dzielą się na Gibsony i paździerze. Co ty na to?

(śmiech) Przy ALKATRAZIE miałem szersze spektrum gitar, miałem Petrucciego Ibanezy, Piveya od Van Halena, Gibsony i wiele innych. Przeważnie to jest jak… z kobietami. Każda jest inna (śmiech). Albo nie, to jest jak z brykami….. (śmiech) A na poważnie, to każda z nich jest inna i to zależy, jaki efekt ma dać Tobie gitara.

Słyszałem, że pociągają Cię sztuki walk wschodu.

Wiesz… Miałem jakieś 16-17 lat i mieszkałem na Bałutach w Łodzi, w jednej z tych ciężkich dzielnic miasta, jakich jest pełno. Chciałem się samodoskonalić. Pewnego razu oglądałem film z Bruce Lee i to było to. Przeraziła mnie tylko jedna rzecz, jak wziął na palec kroplę swojej krwi i spróbował jej. Po pewnym, czasie ja też miałem podobne przeżycie, i wziąłem kroplę swojej krwi na palec, potem do ust i przeraziło mnie to. Poświęciłem się więc muzyce…

Za chwilę masz prezentację i warsztaty gitarowe. Uczniowie już czekają… Valdi, ostatnie zdanie dla czytelników Metal Centre.

Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników Metal Centre. Valdi Moder.


Powrót do góry