Rebellion Tour 2010 dobiegło końca. 10 dni trasy zostało zwieńczone ostatniego dnia lutego w stołecznej Progresji. Skład całej ekipy biorącej udział w evencie dla mnie osobiście nie był jakiś nadzwyczaj przyciągający, dwóch headlinerów których średnio lubię, dwa zespoły, o których pierwszy raz słyszę oraz dwa ciekawie się zapowiadające. A że zazwyczaj w życiu bywa tak, że gdy się specjalnie po coś jedzie, to się tego nie dostanie/załatwi/zobaczy.
Połowicznie się to sprawdziło. Ale od początku. Ze źródeł prawie oficjalnych dowiedziałem się, że trasa dała w kość uczestnikom, zwłaszcza wokaliści poczuli ją w swoich strunach głosowych, jednak przeróżne metody stosowane podczas trasy spowodowały, że wszystko było ok.
Do Progresji trafiłem przed 19, co było poważnym błędem, ponieważ jednym z zespołów, które naprawdę chciałem obejrzeć na scenie było Unquadium, które akurat tego dnia grało jako pierwszy support. Zdążyłem na ostatni kawałek z setu, który tylko mi podsycił apetyt zwłaszcza, że kilka dni wcześniej światło dzienne ujrzał debiutancki krążek grupy „Materia Prima”, no ale cóż, spóźniłem się nie ze swojej winy, heh. Miejmy nadzieję że trafi się jeszcze jakiś koncercik w stolicy niedługo.
Chwila przerwy i na scenę weszła bydgoska Mala Herba – coś, czego wcześniej nie znałem, ale szczerze mówiąc miło mi się tego słuchało. Fakt – publika nie dopisała, zespołem zainteresowanych było tylko kilkanaście osób, a muzyka utrzymana w klimacie death metalu z kosmicznymi klawiszami dawała radę. No i plus za cover Samael.
Po nich swoje 5 minut miało warszawskie Dragons Eye, drugi zespół o którym wcześniej nic a nic nie słyszałem. Stylistycznie utrzymane gdzieś pomiędzy heavy, thrashem i party rockiem też dawało radę – widać było, że publiczność się rozkręca przy szybkich riffach i czystym śpiewie wokalisty. Ten zespół także pokusił się o cover na zakończenie, tym razem Highway to Hell AC/DC, który z racji kultowości pozwolił na o wiele większą interakcję ze strony publiczności. Nawet mi się zdarzyło pokrzyczeć do refrenu, a co!
Chwila przerwy i na scenie pojawił się mój drugi osobisty gwóźdź programu, Vedonist znaczy się. Chłopaki oczywiście w mundurkach oczywiście stanęli na wysokości zadania. Nie to, żebym był jakimś kochającym fanem, ale ich muzyka najbardziej do mnie trafia z całego zestawu prezentowanego na Rebellion Tour 2010. Był przypierdol, były solówki i satysfakcjonujący mnie poziom skomplikowania kompozycji. Widać, że niewiele różni nagrania studyjne od tego co prezentują na scenie. Oddzielne brawa należą się sound engineerowi Progresji, który wreszcie nagłośnił odpowiednio gitarę prowadzącą. Niestety zespół trapiły różne problemy natury technicznej, gitarzysta rytmiczny musiał wymienić gitarę, a basista nie dokończył ostatniego numeru. Jednak nie wpłynęło to jakoś znacznie na odbiór grupy.
Vedonist zeszli, trwała przerwa, trwała i trwała. Trwała tyle, co wszystkie dotychczasowe przerwy i nadal trwała. No ale ffd i się skończyła. Darzamat jakoś długo się instalował na scenie. Tradycyjnie markowe stojaki, bannery, ogólny imidż. No i Agnieszka *.* , która wyglądem i głosem podbija serca i inne części ciała męskiej części publiczności. O muzyce Darzamat nie chcę się wypowiadać, bo to nie moja bajka. Nie rozumiem jej, mogę ją określić mianem sieczki, co z pewnością będzie dla nich krzywdzące, więc nic nie powiem. Of korz poza momentami bardziej melodyjnymi, zazwyczaj z w.w. osobą udzielającą się wokalnie – te są ok, ale jak dla mnie za mało tychże. Ale trzeba przyznać, że gdy Darzamat grał to pod sceną zrobiło się baaardzo tłoczno. Fakt faktem, że z jednej strony to co-headliner całej trasy, z drugiej jest to już pewna marka, która ma ugruntowaną pozycję na polskiej (i nie tylko) scenie metalowej.
Dochodziła 23, Darzamat zszedł ze sceny, a ja wyszedłem z klubu. Powodów nie podam, ale z racji tego, że Hate również nie należy do moich ulubionych bandów z polskiego podwórka można to przyjąć za motyw mojego działania.
Tak więc ten niedzielny wieczór można uznać za udany, najbardziej rozczarowało mnie moje własne spóźnienie na Unquadium, zachwyciło Vedonist a do bliższego zapoznania wezmę materiał zespołu Mala Herba.