Z zupełnie czystym sumieniem, mogę stwierdzić, iż ten zespół, na tym krążku, określił swoją tożsamość. „Infection” jest debiutem, dużym debiutem zespołu. Francuzi, już w tym momencie mieli konkretny, i swój własny przepis na to jak stworzyć, i zagrać kawał dobrego death metalu. Nagrywając te 10 kawałków, zespół miał wyrobiony własny charakter, ich muzyka nie pozbawiona była specyficznej charyzmy. Sztuka, jaką tworzył i ciągle tworzy ten zespół, to zmierzanie do jednego i konkretnego celu. Do jakiego? Na to pytanie każdy z was odnajdzie odpowiedź, sięgając choćby właśnie po ten debiutancki krążek. Materiał, jaki znalazł się na „Infection”, jest muzyką kombinowaną. W każdym utworze, natkniecie się na lawinę dźwięków, każdy utwór, posiada też swój własny charakter, a mimo to, wszystkie razem tworzą jedną nie rozerwalną całość. Zespół, nie korzystał raczej zbyt często, z masakrujących, i ultra szybkich temp, lecz to, co oferuje w zamian, jest na tyle ciekawe, że przynajmniej ja nie potrafiłem się zbytnio nudzić. Co ja chrzanię, ja się w ogóle nie nudziłem.
Jeżeli tylko zechcecie, to w każdym songu, w każdym nawet riffie, będziecie w stanie odnaleźć pewną odrębność, która to nadaje, i czyni, iż poszczególne kompozycje smakują inaczej. Gdzieś w głębi muzyki kapeli, zagościła też nuta melodii. Jest ona na tyle dobrze, i sprytnie wkomponowana, że nie zmiękcza całości do tego stopnia, że mielibyście wrażenie kanapki, grubo posmarowanej miodem. Wbrew waszym wyobrażeniom, muzyka Francuzów jest naprawdę ciężka, choć przyznam się bez bicia, że i dość przyjemna w odbiorze. Ale na przykład takie utwory jak tytułowy „Infection”, potrafią szybko i miażdżąco obudzić wszystkich z lekkiego letargu, a cała reszta zaczyna znowu biec odpowiednim dla nich torem. Zespół potrafi też być bluźnierczy, momentami patologiczny, czy też gore'owy. Jak chcą to na lewo i prawo, rzucają grzesznymi zaklęciami, chorymi, zainfekowanymi death metalową gorzkością zaklęciami. Te czterdzieści minut spędzone w towarzystwie APOPLEXY, nie uważam za zmarnowane, wręcz przeciwnie, uważam ten album za dobre posunięcie.