Coraz dziwniejszych rzeczy przychodzi mi słuchać! Nie chodzi tutaj oto, że nigdy przenigdy w życiu nie miałem do czynienia z KOLABORANTAMI, bo zapewniam was, że tak nie jest! Byłem kiedyś na koncercie, który składał się tylko i wyłącznie z kapel punkowych. Pamiętam tylko dwie formacje, jedna nosiła nazwę PRZEJEBANE, drugą natomiast była ekipa pana Thiele. O ile dobrze kombinuje szwędali się w koszulkach z marszałkiem Piłsudskim(?), ale to już szkopuł i nie mam pewności czy pamięć nie płata mi figla! Kończę tą batalię z szarymi komórkami i wracam do zmagań z KOLABORANTAMI… ciężko będzie z napisaniem recki, ale może jakoś wybrnę z opresji… Uzi ten to by miał radochę z 2 płytowego wydawnictwa her Ryłkołaka wszak to ponad 110 minut muzyki w 46 kawałkach + obowiązkowe multimedia! To już chyba czwarte moje podejście do tych płyt, aby zrobić opis i coś mi się zdaje, że tym razem będzie lepiej! Wokół panuje cisza i spokój, nikt mi nie przeszkadza, a jednak jakoś nie mogę napisać nic konkretnego.
Najwyraźniej intelektualnie nie dorosłem jeszcze do tak trudnego i odpowiedzialnego zadania, jakim jest przybliżenie zawartości „To my urodzeni w latach 60-tych”, może dlatego, iż sam urodzony jestem w latach 70-tych?! Niby wszystko jest proste i łatwe bez zbędnego kombinowania, a jednak nie takie banalne jakby się mogło wydawać. Jest w tym wszystkim coś hipnotyzującego, co nie pozwala wyłączyć którejkolwiek płyty w połowie. Osobiście wolę krążek opatrzony napisem „nieoficjalna” (CD 2) jest znacznie żywszy niż „oficjalna” płytka (CD 1) z wplecionym bluesem. Na dwójce bardziej czuje się punk/rocka, a może tylko mi się tak wydaje?! Ba, bardziej jest to wszystko zakręcone, iskrzące! Nie takie monotematyczne jak w przypadku pierwszego sidika… Kończę, bo jeszcze przy zakupie będziecie żądać tylko „nieoficjalnej” wersji, a to jest niemożliwe gdyż oba krążki stanowią integralną i nierozerwalną CAŁOŚĆ!!!
thiele@inet.pl