Długo nie trzeba było czekać na ich nowy materiał, który obraca się w podobnych, doomowych klimatach z naleciałościami greckiego black metalu. Jest to dosyć ciekawe połączenie. Wciąż słychać tutaj MOONSPELL z czasów „Wolfheart”, co prawda chodzi mi tutaj o te spokojniejsze motywy. Muzyka ich jest pozbawiona klawiszy i kobiecych wokali, a mimo to tworzy bardzo mroczny, złowieszczy a z drugiej strony melancholijny klimat, za co należy mi się duży plus! Gitary posiadają specyficzne brzmienie, lekko black'owe – są zrównoważone, czasami tłumione oraz z dużą ilością melodyjnych partii, nie brakuje też czystych gitarowych pasaży. Typowym moonspelowskim (i nie tylko) rozwiązaniem było użycie mrocznych deklamacji i pierwszoplanowych partii basu (a może on jest za głośno???). Muzyka przeważnie utrzymana jest w średnim tempie (za sprawą perkusji), gdyż gitary są dosyć energiczne i rytmiczne, ale nie oznacza to, że brakuje tu przyśpieszeń. Produkcją nastroju zajmuje się poza solówkami również ciekawy wokal – charakterystycznie ochrypły oraz w ostrzejszych momentach typowo blackowy. Poza tym nie myślcie, że zerżneli wszystko z MOONSPELL, gdyż może zrobili to tylko w ok. 20% (he, he) – reszta to MEDEBOR z wpływami starego TIAMAT(10%) – he, he, klimatem greckiego black metalu (10%) – he, he i własnymi aranżacjami (co wyraźnie słychać między innymi w oryginalnym „piórkowaniu” w utworze „Enigma”).