Kurde. A myślałem, że mi się taka muzyka nigdy nie spodoba, taka post-Rammsteinowska fala niemieckiego metalu. No ale, oprócz tego, że Niemcy podobno są super dokładni, i faktycznie chyba jedynie w ich wykonaniu komputerowy metal ma sens, to jeszcze warto powiedzieć, że są tu takie patenty żywych instrumentów i wokali, które są po prostu dobre. Np. Już w pierwszym kawałku, wyraźnie słyszę coś a'la płaczliwy głos Romka Kostrzewskiego. A zaraz po tym leci syntetyczne solo. No właśnie, chaotycznie piszę, a ta muzyka jest taka pod linijkę. Oprócz instrumentarium typu bas, perkusja i gitara, doszły tu jeszcze rozmaite wokale (praktycznie wszyscy muzycy dali głos + kilku gości), skrzypce i cały pakiet sensownych patchy i sampli. Podoba mi się zwłaszcza to, że za programowanie tego stuffu wziął się sam gitarzysta, i słychać, że ma jakieś pojęcie i smak w tym swoim zajęciu.
Różnica między Stahlhammerem a Rammsteinem jest taka, że ta muzyka nie ma żadnych podtekstów wampirycznych, a raczej przypomina soundtrack z kowalskiej kuźni. Oczywiście pan wokalista, tu występuje bardziej jako pan recytator, właśnie w takim rammsteinowskim stylu. Ale ponieważ nie znam się na tym trendzie, to powiedzmy, że określę tę muzykę mianem industrial metalu, lub techno gothic, choć nie jest to pojęcie do końca odpowiednie, bo jeśli potraktuje się osobno, jak to brzmi, a osobno do czego mogą nawiązywać partie, to wyjdzie nam całkiem spory kalejdoskop muzyczny. No ale faktem jest, że jak to włączysz sobie na moment, to usłyszysz przede wszystkim dźwięki fabryki z elementami.
Nie pytaj mnie o teksty. Całe życie z niemca miałem tróje… I w liceum i na studiach… No ale jak sobie wyobrazicie takiego napakowanego dresiarza w hucie żelaza, to mniej więcej pewnie o tym jest numer „Der Mann mit dem Koks”. Zresztą bardzo fajne chórki porobione żeńskie. Szkoda, że techno nie poszło w tę stronę, tylko w jakąś mamałygę. To, co robi niemiecki kwartet, wygląda na sensowne zinstrumentalizowanie komputerów, a nie mam tu na myśli tępego jak u raverów posługiwania się elektroniką, a raczej pełną kontrolę nad buzzowaniem z kompa, podobnie jak kontroluje się żywe instrumenty. Nic nie wiem o Stahlhammer, choć nazwa nie jest mi obca od dawna. Nie wiem, czy za tę płytę na przykład starzy fani nie chcieli przypadkiem powiesić swych idoli za jaja na drzewach, czy też zawsze oni cięli w ten sposób, no ale w tym przypadku muszę pisać szczerze i bez uprzedzeń wynikających z przyzwyczajenia. Bo ta muzyka mi się podoba.
Odkryłem to, głupia sprawa, po chyba czwartym kółku jak zaczęła lecieć ta płyta. Włączyłem ją do odtwarzacza w pełni obrzydzenia, że „a fe… sample i komputery w metalu itp.” i zająłem się czymś… I poczułem się jak palant, bo to w sumie jest niezła muzyka. A poza tym uniknięto tu monotonni i upierdliwego powtarzania melodyjek zwykle trzech na krzyż w numerze. To tutaj się broni całkowicie. No ale każdy zatwardziały metalowiec będzie się krzywił na początku. Najfajniejsze jest to, że z każdym przesłuchaniem ma się wrażenie, że to elektryzuje uszy coraz bardziej.
Każdy numerek jest trochę w innej konwencji, choć brzmi podobnie. Ale mówię, jak się wsłuchać, to bardzo dużo różnych rzeczy tu wypływa na wierzch. Kosmiczne granie. Ale to co mnie zawsze wkurzało i śmieszyło na tego typu płytach, to ta tendencja do gadania zamiast śpiewania. No ale rozumiem, że zawsze jest coś za coś. Inaczej ta muzyka nie miała by takiego transowego charakteru. Zresztą te gadki mają pewien charakter podgrowlowania, tak więc niby jest to ryczące gadanie. Tym wszystkim ciekawskim, w którą stronę może rozwinąć się metal, polecam przesłuchanie uważne. Reszty nie zmuszam. Do tego trzeba znaleźć odpowiedni dzień. I potrzebę. A umiem sobie wyobrazić, że za parę lat takie płyty będą być może ostatnimi śladami po metalu na tym muzycznym padole syntetyki.
Lista utworów
Was ist das
Am Liebsten von hinten
Feind hort mit
Der Mann mit dem Koks
Herz aus Stahl
Schlag mich
Messerschmied
Jeanny
Kein schoner Land
Storm der Zeit
Supernova (bonustrack)