O Jezu, aż się boję, co człowiek sobie pomyśli o muzyce Megadeth po wysłuchaniu tej składanki! Jeśli bowiem sugerować się poziomem nagrań tu umieszczonych, wyszłoby że Mustaine i chłopaki grali jakieś gówniane kawałki. Przyznam się, że po „trybucie” poświęconym kapeli thrashmetalowej spodziewałem się więcej… thrashu… Tak by się na logikę wydawało. Gdzie tam…
Otwierający album Go To Hell w interpretacji Darkside przeraził mnie. Jakieś taneczne rytmy plus wokal będący pomieszaniem hardcore'a spod znaku Biohazard z blackiem… Szatańskie ale kompletnie nieprzekonujące.
Symphony Of Destruction (Fury) to bodaj najbardziej thrashowy numer na albumie. Bardzo bliski oryginałowi, a nawet brzmiący jakby… czyściej! W sumie dość ciekawa interpretacja, ale nie na tyle, żeby zaraz przesądzać o całym krążku.
Holy Wars to numer, który kocha pewnie każdy fan Megadethu. Ja również. I bardzo bym nie chciał usłyszeć go w jakiejś mocno przerobionej wersji. Na szczęście Mind-Ashes nie zamordowało kawałka… przynajmniej nie na śmierć :-). Drażni wokal, który chyba na siłę był robiony „pod” Mustaine'a.
Take No Prisoners i Skull Crusher… Death po prostu. Nic nie mam do death metalu, wręcz przeciwnie. Tylko dlaczego Megadeth? No, dlaczego? Wersja agresywna jak cholera, ale nijaka.
The Conjuring w wersji Killswitch jest jakieś poszatkowane, brzydkie, nieznośne.
Hangar 18 w opracowaniu na symfoniczny black? Bardzo proszę. Niech ktoś sobie robi coś takiego w domu, ale niech nie katuje tym uszu ludzi, dla których Megadeth wiele znaczy. Gdyby zapomnieć, że mamy do czynienia z utworem Mustaine'a, to byłoby całkiem nieźle – pewnie uznałbym to za fajny numer.
Peace Sells proponują Habeas Corpus – kolejna kapela, której nikt, cholera, nikt nie zna. I pchają się na płytę ze swoją dziwną wersją, ni to bliską oryginału (instrumentalnie), ni to własną (wokal kompletnie nieprzystający). Słabo.
I znowu hardcore! She Wolf brzmi po prostu źle, jeśli zmusić ten numer – tak jak Abhorrent – do radykalnej zmiany szat.
A teraz znów black w Reckoning Day (Wasteland).
Killing Is My Business, ku mojemu zdziwieniu, nie wychodzi tak zupełnie tragicznie, gdy się go przerobi na death, wzorem Pessimist. Jest szybko i konkretnie. Z punkowego charakteru oryginału nie zostało nic. Ale za to jest jakiś power. Tymczasem plus.
W Hook In Mouth (Fatal Influence) jest sporo thrashu. Wreszcie! Czyżby im bliżej końca, tym lepiej?
Moje marzenia o niezłej końcówce rozwiewa Daemos, który wziął na warsztat Looking Down The Cross. Tym razem słychać jakieś grupowe zaśpiewy i też odrobinę hardcore'a. Ech, słabo jest, chociaż nowocześnie i z mocą.
Na koniec przestroga: jeśli jesteś wielkim fanem Megadeth, to odpuść sobie tę składankę, bo tylko cię wkurwi. Szkoda kasy. Jeśli nigdy nie słyszałeś Megadeth, to tym bardziej nie zapodawaj tego krążka! Jeśli go posłuchasz i stwierdzisz, że bryndza, to prawdopodobnie już nigdy nie polubisz Megadeth. Tak czy siak, ostrzegałem.
ocena: 0/5