Piękno i brzydota w jednym. Chaos i jego poskromienie. Delikatność i gwałtowność. Muzyka i szum. Arabskie wokalizy i metalowe gitary. Elektroniczny beat i gotycki spleen. Dead Can Dance spotyka Laibacha, którzy siedzą na grzbiecie Depeche Mode trzymającego za rękę Theriona, a pod nimi leży Vangelis. Wszystko w jednym. Słyszysz soundtrack do filmu, który zabiera cię w daleką podróż, z której możesz nie wrócić. Działa na uczucia. Sprawia, że stajesz się obywatelem świata i słyszysz muzykę każdej nacji. Piękno głosu dociera do ciebie poprzez zasłonę elektronicznych miraży. Nie wiesz już, w co wierzyć. Geniusz czy szarlatan? Jeśli geniusz, to dobrze się ukrywa przed ciekawskim światem wielkich mediów. Jeśli szarlatan, to dobrze, że go wcześniej nie znałeś. Tworzysz tę muzykę razem z nim, gdy dociera do twojej głowy, by korzystając z twoich doświadczeń zmienić się w coś wyjątkowego. Jak tryby w fabryce wciąga cię melancholia wściekłego byka. Uraczony czerwonym winem leżysz na podłodze wpatrzony we wzory na suficie, a dźwięki krążą ponad twoją głową, nie pozwalając się od siebie uwolnić. Orientalne faktury i gregoriański chorał. Filmowe plamy i agresywne uderzenia perkusji. Im bardziej zagłębiasz się w muzyczną przestrzeń, która wypełnia pokój, tym gorzej dla ciebie. Tym bardziej pochłania cię ona bez reszty, tym bardziej stajesz się uzależniony. A jednocześnie zgadzasz się na wszystko, bo wiesz, że drugiej takiej nie znajdziesz. Że ta jest jedyna w swoim rodzaju. Marsz wojskowej junty i rozmarzenie pośrodku pola. Deszcz i susza. Długość uderzenia pioruna i piaski jemeńskiej pustyni. Na niej kobieta w czerwonym jedwabiu. O pięknym głosie. Porywa ją turecki kupiec, by sprzedać lwom. A maszyna pracuje pełną para, wypluwając kolejne przedmioty. Kobieta uwięziona śpiewa, a jej głos unosi się ponad syczącymi miarowo urządzeniami, których nie obsługują ludzie. Unosisz się wraz z nią, by trafić na miejsce jej przeznaczenia. Geniusz czy szarlatan? Sztuka czy odpust?
ocena: 9.5/10