Muzyka: thrash
Strona: www.testor.prv.pl
Dobre utwory: History Of Your Race, Głęboki grób
To już płyta wiekowa, ale ważna. Może nawet nie tyle z muzycznego, co bardziej… socjologicznego punktu widzenia.
Oto mamy kapelę, która powstała w 1988 roku, a zatem siedemnaście lat temu. Testor występował wielokrotnie na przeróżnych festiwalach, udzielał się mocno w Przystanku Woodstock, wygrywał konkursy, wyrył się w świadomości rockowej publiczności, w 2001 roku wydał swoją drugą płytę, też amatorskimi środkami, i co? I nic.
Założę się, że trzy czwarte młodej muzykującej gawiedzi metalowej nie ma zielonego pojęcia, co to jest Testor i skąd się wziął, a mnóstwo ludzi kojarzy ich tylko i wyłącznie z przeróbki Smooth Criminal Michaela Jacksona…
Czy nie jest to powód do frustracji? Pewnie tak. No bo mamy do czynienia z utalentowaną grupą, o wielkim doświadczeniu i ograniu, mającą mnóstwo świeżych pomysłów na muzykę, lecz znajdującą się kompletnie na uboczu przemysłu płytowego.
Znamienne, że Testor, mimo w sumie chwytliwej stylistyki nie zdołał nigdy wydać swojego materiału za pośrednictwem oficjalnej wytwórni. A zatem typowy przykład „złamanej” kariery, a przynajmniej takiej, z której nic nie wynika. Gdyby urodzili się na Zachodzie, to dziś wydawaliby albumy przez Century Media albo Metal Blade czy inne Sanctuary, a tak… szara polska beznadzieja, czyli niekończące się koncerty, których rezultatem nie jest oficjalne wydawnictwo, tylko kolejne, coraz zresztą lepsze demówki.
Ale wróćmy do sedna, czyli do Ruin. Dla mnie już ten album jest dowodem, że którakolwiek z dużych wytwórni powinna była czym prędzej podpisać z kapelą umowę, bo Testor miał w sobie coś, co pozwalało mu skutecznie łączyć ciężkie, thrashowe gitary z wielkim ładunkiem przebojowości i komercyjnych możliwości. Wystarczy posłuchać takiego Henia, żeby zdać sobie sprawę z wielkiego potencjału Testora. A gdy jeszcze zabrzmią History Of Your Race, Mr. Hyde, Czarne światło czy Głęboki grób, to już naprawdę człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego płyty tak grającej kapeli, która w dodatku swego czasu pojawiała się we wszystkich możliwych mediach nie można kupić w normalnym sklepie. No dlaczego?
Melodyjne gitary, takie pomieszanie thrashu z hardcorem z wpływami klasyków z Black Sabbath, niezły wokal fajnie wypadający po polsku, niegłupie teksty, potężna dawka energii, chwytliwe i stylowe fragmenty akustyczne odrobinę kojarzące się ze spokojniejszymi nagraniami Kata – czego więcej chcieć?
Szczęścia chyba tylko, prawda panowie? …
ocena: 8/10