Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Deathcore/death metal
Strona zespołu: www.myspace.com/jobforacowboy
Dobre utwory: Divine Falsehood
Długość albumu: 30:29
Cóż, w stanach JOB FOR A COWBOY wyrobiło już sobie swoją, jakże przydatną markę. W polsce co najwyżej nazwa praca dla kowboja może wydać się śmieszna i nijak kojarząca się z jakimkolwiek brutalnym graniem. Cóż, w stanach nazwa się przyjęła, a muzyka zresztą też. Początkowo JFAC był zespołem na wskroś deathcore'owym, co oczywiście pozwoliło im niejako wypłynąć, aczkolwiek śmiało stwierdzam, iż od demówki i epki poprzedzającej debiut nastąpiła znacząca zmiana. Jaka? Ktoś w tej młodej skupinie wpadł na genialny pomysł by porzucić to nudne granie które szybko miało stać się wtórne. A na rzecz czego? Na rzecz brutalnego death metalu którym od teraz parają się członkowie tej amerykańskiej formacji. Oczywiście nie w pełni zrezygnowali z deathcore'owych wpływów, aczkolwiek w swej twórczości zwrócili się w stronę MORBID ANGEL, SUFFOCATION, NILE czy VILE, co oczywiście wyszło im na dobre.
Mam nadzieję, iż mniej więcej nakreśliłem wam stylistykę w obrębie której poruszają się amerykanie. Nie muszę chyba mówić o tym, że cały materiał (z jednym GENIALNYM wyjątkiem do którego dojdę) cały czas kopie dupę, uderza salwami blastów, pędzi na złamanie karków co rusz zadziwiając nas techniką i finezyjnym opanowaniem instrumentów przez wszystkich muzyków. Oczywiście blasty i oszałamiająca technika to nie wszystko, co w przypadku JFAC niezmiernie mnie cieszy. Fakt, iż groove, dobre oraz melodyjne i ciekawie zaaranżowane sola dalece wychodzące poza sztywne ramy deathcore'a mają swoje miejsce na Genesis stawia ich już o oczko wyżej niż innych odrobinę mało pomysłowych kolegów. Również, co ciekawe, ten amerykański kwintet nie stroni od epickich. monumentalnych przerywników, a takich na Genesis jest literalnie dwa. Oba klimatyczne, niemalże apokaliptyczne i mroczne intra/przerywniki w postaci Upheaval i Blasphemy odświeżają słuchacza i idealnie przygotowują na dalsze zniszczenie.
Jedynym który tak na prawdę nie zaskakuje jest wokalista Johnny Davy. W przeciwieństwie do całego multum innych krzykaczy ten posługuje się raczej jednorodną formą brutalno-werbalnej ekspresji i skupia się na dobrym, typowym growlingu. Jak wiadomo inni, jak choćby Herman Hermida z ALL SHALL PERISH czy Trevor Strnad z THE BLACK DAHLIA MURDER potrafią drzeć się śpiewać, krzyczeć, piszczeć, kwiczeć i growlować niemalże po kolei, robiąc to bardzo płynnie. Hermida z ALL SHALL PERISH jest zresztą chyba jedynym tego typu wokalistą który potrafi śpiewać dosłownie każdą możliwą formą śpiewu heh. Cudak na prawdę, a wtóruje mu Stu z INTO ETERNITY, ale o tym może innym razem. Gdzieś wyżej wspomniałem o jednym, smakowitym i bardzo wyróżniającym się utworze. Mowa o Divine Falsehood w przypadku którego słowa apokaliptyczny, przytłaczający nie są w stanie w pełni oddać mocy tego kawałka. Osobiście ten wolny, epicki i BARDZO DEATH METALOWY numer uważam za najlepszy na krążku. Po prostu, no nie wiem, kojarzy mi się ze starym dobrym death metalem, wolne tempo, ten beton który wydobywa się z głośników, coś niesamowitego. W dodatku ten faworyzowany przeze mnie utwór został wzbogacony o partie klawiszy… czysta apokalipsa…
Brać w ciemno.
ocena: 8/10
Lista utworów
1. Bearing the Serpent's Lamb 02:50
2. Reduced to Mere Filth 02:59
3. Altered from Catechization 04:15
4. Upheaval 02:35
5. Embedded 03:35
6. Strings of Hypocrisy 02:25
7. Martyrdom Unsealed 02:36
8. Blasphemy 01:42
9. The Divine Falsehood 04:26
10. Coalescing Prophecy 03:26
Skład
Jonny Davy – Vocals (Fleshrot)
Bobby Thompson – Guitar
Brent Riggs – Bass (Abigail Williams)
Jon „The Charn” Rice – Drums (Crown the Lost, Sinning Is Our Savior)
Al Glassman – Guitar (Goratory/Twisted Sacrifice, Despised Icon, Burn in Silence)