Kraj: Rosja
Gatunek: Alternative/emo/metalcore
Strona zespołu: www.myspace.com/orimusic
Dobre utwory: Теряю свой день
Długość albumu: 45:03
Po pierwsze wybaczcie, że nazwy utworów są w języku rosyjskim, nie umiałem tych tytułów w żaden sposób przetłumaczyć. Nie dało rady. Chociaż to może i nawet lepiej bo każdy widzi jak podchodzę do wizerunku danej grupy. Dosyć biadolenia i czas zająć się ORIGAMI. Rosja na przestrzeni ostatnich kilku lat stała się co najmniej podatnym gruntem dla wszystkiego co jest choćby minimalnie połączone z szeroko pojętym metalcore. Tuziny zespołów, wyprzedawane koncertowe hale jak i kluby oraz przede wszystkim zaangażowanie fanów jak i muzyków sprzyja rozwijaniu się tego nomen omen oklepanego już nurtu.
Ale jest coś co pozwala rusków cenić, szanować i konkretnie się nimi podniecać. Moi wschodni towarzysze mają swoją własną szkołę metalcore'a, która jest zgoła odmienna choćby od tej amerykańskiej nastawionej na brutalność czy niemieckiej gdzie liczy się szwedzka melodyjność. Po prostu udało im się stworzyć nową jakość, która porywa, zdaje się być ciekawsza (choć nie zawsze). Dodajmy do tego, że język rosyjski okazał się być niemalże stworzonym do tego typu muzyki, niezależnie czy dany wokalista się drze czy czysto śpiewa. I to mogę spokojnie odnieść do wszystkich rosyjskich bandów metalcore, w każdym składzie jest ktoś kto serio wie od czego ma tą paszczę i sowicie raczy nas i słodkimi refrenami, jak i growlami. A tego na przykład nie uświadczymy u Australijczyków, czy Niemców, którzy dość niechętnie podchodzą do fajniusich refrenów.
Jednakowoż ORIGAMI to nie do końca twór tylko metalcore'owy. Panowie mieszają elektronikę z emo rockiem, od czasu do czasu przypominając, że potrafią przypierdzielić konkretnym rytmem jak i groove. Tych na prawdę mocnych momentów może i nie ma zbyt wiele, ale trzeba przyznać, że dzięki temu zróżnicowaniu, które faktycznie pozwala nazwać ich alternatywnymi, ten album się nie nudzi. Zresztą nie ma prawa się znudzić, ponieważ za każdym razem odkrywamy coś nowego. Czy to fajną gitarową zagrywkę, czy to jakieś elektroniczne smaczki, a nawet i spokojne, nastrajające fragmenty, które pozwalają na chwilkę odpłynąć do ich własnego świata. Fajna sprawa, ponieważ ORIGAMI słucham dla relaksu, dla wyluzowania się przy zawodowych dźwiękach do których zawsze mile się wraca.
Czasami panowie przypominają mi KAMBODGE i STIGMATA, a może i nawet coś pomiędzy jednym a drugim zespołem. Bo mimo wszystko jest tutaj odpowiednia dawka agresji, mniej więcej porównywalna do tej zawartej na ostatnim pełnym wydawnictwie KAMBODGE, oraz całkiem spore pokłady przebojowości które znaleźć można u STIGMATA. Co ich różni? Przede wszystkim luz w muzyce, podejście do sprawy, takie żywsze, ale emocjonalne a jednocześnie wciąż wybitnie koncertowe. Między innymi to zasługa Artema i Dimy, którzy to swoimi wokalami przeprowadzają słuchacza przez cały ten album. Pomysłów również nie odmówię gitarzystom, którzy swe zadanie spełniają w stu procentach co rusz dokładając do pieca mocniejszym riffem, czy harmoniczną solówką. Zwolenników napierdalania, takiego typowego, muszę nieco zmartwić. Blastów jako tako tutaj nie ma, to jakieś małe ozdobniki, występujące fragmentarycznie, poza tym szybkie tempa jak i gęste fragmenty pojawiają się również na zasadzie odskoczni od bardziej poukładanego grania – co oczywiście może irytować, ale równie bardzo może się spodobać. Mi to pasuje i już.
ORIGAMI polecam wszystkim dla których metalcore staje się nudny, a w dodatku nie boją się eksperymentować. Nie, nie bawcie się w nintendocore, szukajcie czegoś nowego, nawet za wschodnią granicą, za którą pewnie czyha jeszcze nie jeden ciekawy, alternatywny twór.
ocena: 7,5/10
Lista utworów
1.Смысла больше нет
02.Теряю свой день
03.Шоу
04.Никто не заставит
05.Право выбирать
06.Минуты ожидания
07.Спастись
08.Синдром кассандры
09.Теплее
10.Мёртвая романтика
11.Картины не заставишь говорить
12.Испорченный лист
Skład
Artem – vocal,screams
Alex – drums
Andrey Shu – guitar
Oleg – guitar
Nico Sochi – bass
Dima – keyboards, screams