DANZIG „II: Lucifuge”
Żarty się skończyły! Ktokolwiek po pierwszej płycie myślał, iż Glenowi przejdzie, że stanie się jednak kochanym, dużym, umięśnionym chłopcem – temu teraz musiała solidnie zrzednąć mina. DANZIG wrócił i z furią jakąś, wściekłością iście diabelską oznajmił światu, że odnalazł się pretendent do zawładnięcia kluczami piekła i nieba, że zamierza zawładnąć stolcem, z którego władać będzie życiem i śmiercią.
DANZIG „I: Danzig”
Pytasz mnie „Cóż takiego jest w głosie Glena Danziga, że urzeczony jego barwą lgnę do niego, jak ćma do świeczki, na własną zatratę…?” Ciężkie, sabbatowskie gitary i sekcja, chwilami bluesująca niczym rozterkotane AC/DC… I ten zadzior w wokalach raz ciepły niczym śpiew samego KRÓLA Elvisa Presleya, a raz prześmiewczy niczym Jim Morrison.